W stu procentach kulturalnie – kultura na weekend (16/17.12.17)

A więc nadeszła ta chwila – w czwartek premierę miała najnowsza część Gwiezdnych Wojen. Jeśli chcecie się wybrać do kina w weekend, musicie się liczyć z długimi kolejkami i pełnymi salami. Oprócz pojedynków na gwiezdne miecze, mamy dla Was inną rozrywkę – podróż w nieznane i zmierzenie się z trudami życia, teraz za Orbitowskim możemy powiedzieć: nikt nie mówił, że będzie łatwo.
Dla tych, którzy kochają wystawy – mamy super otwarcie, w Muzeum Narodowym otwiera się Galeria Wzornictwa Polskiego.
Nasze uzależnienie do seriali Netflix’a zwiększa się z każdym praktycznie odcinkiem „The Crown”, który jest skandaliczny, możne nawet trochę obraźliwy w przedstawianiu rodziny królewskiej i przez to mega wciągający, bo cały czas chcemy wiedzieć więcej.
Na wyciszenie polecamy Wam głos Asafa Avidana i jego najnowszą płytę „The Study on Falling”.

Kulturalnego weekendu wszystkim!

1/ „Gwiezdne wojny: ostatni Jedi”

Dawno, dawno temu…w odległej galaktyce…panuje ciemność – Rey, która odkrywa w sobie moc, jest zagubiona, ale chce uczyć się pod okiem mistrza Luke’a, tak jak ten kiedyś uczył się od mistrza Jody. Walka z siłami zła które reprezentuje Najwyższy Porządek jest zaciekła, mimo to Siły Oporu wielokrotnie są zapędzane w kozi róg. Kylo Ren, który zabija w ostatnim epizodzie Hana Solo (niektórzy nadal w to nie wierzą, pytając retorycznie WTF?), nadal walczy po ciemnej stronie mocy, dopuszczając się kolejnych zbrodni. Wydaje się, że Zło jest bliskie ostatecznego tryumfu.

„Gwiezdne wojny” Rian’a Johnson’a to pościgi z prędkością światła, zaciekłe sceny walki między dobrem, a złem, efektowne batalie w których się mierzą wynalazki techniki przypominające gigantów. Wszystko to rozgrywa się w mocnym tempie, i wydaje się że czasami może przyprawić o zawrót głowy. Mamy tu kilka osi – jedna dotyczy głównej bohaterki Rey i podejmowanych przez nią prób, aby zostać Jedi, druga to stracie między Ruchem Oporu, kierowanym przez generał Leię (Carrie Fischer), a ciemną stroną mocy, którą dowodzi nico demoniczny Snoke.

Nie wiem, czy to się spodoba wszystkim fanom, ale „Ostatni Jedi” jest filmem wyjątkowo feministycznym – Rey, Leia, wiceadmirał Holdo (Laura Dern) i szeregowa Rose Tico (Kelly Marie Tran), to one są wyjątkowo odważne, zacięte i nade wszystko rozsądniejsze do facetów. Dla mnie osobiście to atut, bo fajnie oglądać filmy w których doceniany jest mocny, kobiecy intelekt. Ale nie powiem, że dla równowagi przydałby się równie mocny męski bohater – pamiętam tragedię w oczach jednego z ojców, którzy przyszli na premierę „Przebudzenia mocy” ze swoim synkiem. Kiedy po seansie wychodziliśmy z kina, ten facet zapytał syna, czy ten chciałby zostać Jedi, na co chłopiec odpowiedział: „Nie tato, ja chciałbym być Rey.” Obawiam się, że teraz wybór jest dużo większy, ale ja też chciałabym zostać Rey.

PS. Jeśli nie kojarzycie reżysera – Rian’a Johnson’a, to podpowiem wam, że to ten facet który nakręcił „Looper: pętla czasu”. W „Ostanim Jedi” jest odpowiedzialny za scenariusz i reżyserię, a wytwórnia jest tak zadowolona z efektu, że poprosiła go napisanie następnej części sagi. Niech moc więc będzie z nim!

gwiezdne wojny ostatni jedi: recenzja.jpg
Rey i Luke Skywalker/ Gwiezdne Wojny: Ostatni Jedi

2/ Łukasz Orbitowski „Exodus”

Janka poznajemy w momencie, kiedy jego ustabilizowane życie wywraca się do góry nogami – Janek rzuca pracę w korporacji, niszczy karty kredytowe, wyrzuca telefon i ucieka za granicę. Jego przygody, zazwyczaj ciemne, podejrzane i nieprzyjemne zaczynają się od Berlina, ale tak naprawdę nasz bohater włóczy się po Europie, poznając po drodze ludzi, którzy borykają się ze swoim życiem, codziennymi problemami.

Łukasz Orbitowski wprowadza nas w świat smutny, w którym ludzie zdeterminowani są przez los i doświadczenia życiowe, z którymi nie potrafią sobie poradzić – Janek, główny bohater rusza w drogę, bo zwyczajnie ucieka przed życiem. Podczas swoich przygód – które są mocno i efektownie podrasowane, dowiaduje się jednak, że jego sytuacja życiowa nie jest jakimś wyjątkiem, że to, co go uwiera, tak naprawdę uwiera tysiące ludzi na świecie. Problem z powieścią Łukasza Orbitowskiego jest taki, że jego bohater nie jest superbohaterem, a może to nie wada, tylko przeciwnie zaleta tej opowieści. Jeśli, ktoś chce się pobujać po smutnej Europie, to polecamy.

Łukasz Orbitowski: Exodus: recenzja.jpg
Łukasz Orbitowski/ Exodus

 

3/ Galeria Wzornictwa Polskiego/ Muzeum Narodowe w Warszawie

Widzieliście kiedyś zydelki Biedronka i Pasikonik projektu Władysława Wincze z 1954 roku? Przepiękne krzesełka wykonane z brzozy, mahoniu i sosny są tak efektowne, że szkoda by było na nich siedzieć. Takie cudeńka zostały zgromadzone w nowo otwartej Galerii Wzornictwa Polskiego w Muzeum Narodowym w Warszawie.

Galeria Wzornictwa została otwarta dla zwiedzających dopiero w ten piątek – 15 grudnia. Udając się na zwiedzanie, robimy sobie wycieczkę po najciekawszych pracach naszych rodzimych projektantów zajmujących się w swojej twórczości sztuką użytkową – przekrój prezentowanych dzieł obejmuje czasy od początku XX wieku po okres współczesny. Rożne okresy i reprezentacja różnych środowisk artystycznych, dają szeroką perspektywę i pozwalają poznać jak bogata jest nasza sztuka użytkowa – czyli od „stylu zakopiańskiego, przez Stowarzyszenie Warsztaty Krakowskie, Spółdzielnię Artystów Plastyków „Ład”, modernistów z kręgów Praesensu i różnorodne projekty okresu powojennego, aż po najlepsze przykłady współczesnego polskiego designu. Obok słynnych ikon polskiego wzornictwa prezentowane będą materiały archiwalne, m.in. fotografie i fragmenty kronik filmowych, przybliżające kontekst historyczny prezentowanych w galerii obiektów.”

My już wiemy, że nie zabraknie nas tam w ten weekend. Jeśli chcecie dowiedzieć się jak było śledźcie nasze Insta.

Galeria Wzornictwa Polskiego MNW: wizualizacja .jpg
Galeria Wzornictwa Polskiego MNW/ wizualizacja
Galeria wzornictwa polskiego MNW.jpg
Pasikonik i Biedronka/ W. Wincze

 

4/ The Crown sezon 2/ Netflix

Pamiętacie Elżbietę? Królową Elżbietę? Ciągle macha do nas tą sztywną ręką, tylko że tym razem z drugiego planu, bo na pierwszym planie jest imprezowy Książę Filip i jej siostra Małgorzata, która próbuje poukładać sobie na nowo życie. Nie zmylcie się, ten serial to nie plotkarska opera mydlana o romansach i imprezach, to podróż przez historię opowiedziana z rozmachem.

Małgorzata, której królowa Elżbieta zabroniła wyjść za rozwodnika, czuję się rozżalona i wściekła – nie zamierza tego ukrywać, w sumie nie obchodzi jej wiele – mocno zaciąga się papierosami i popija szampanem, rozmyślając o straconej miłości. Sojusznika w niej dostrzega, nie tylko wuj król Edward VIII, ale też książę Filip, który nie bardzo może może się odnaleźć jako mąż królowej.

Drugi sezon to lata 1956-63 i mimo, że nie ma już głównej postaci, na której był budowany serial – świetnie zagranego Winstona Churchila, którego relacja z królową Elżbietą była osią serialu, to nie ma się czym martwić. Tym razem historię niosą, obok Elżbiety która w gruncie rzeczy próbuje odnaleźć własne ja i miota się między obowiązkami wobec korony i trudną miłością, jej mąż – cichy skandalista, borykający się z własną wstydliwą przeszłością, Małgorzata, która w gniewie szuka nowego początku i król Edward VIII z którym rozliczono się dość brutalnie – pokazując między innymi archiwalne zdjęcia.

Trzeba przyznać, że The Crown to realizacyjny majstersztyk – piękne kostiumy, plany na których był kręcony często robią tak piorunujące wrażenie, że wciskają w fotel, muzyka – Hansa Zimmera, podkreśla tempo i wręcz skupia naszą uwagę.

Jeśli pokochaliście ten serial w pierwszym sezonie, to drugim się nie rozczarujecie – my jesteśmy wielkimi fanami.

the crown: netflix: sezon 2: recenzja.jpg
Clare Foy jako Elżbieta II/ The Crown sezon 2/ Netflix

 

5/ płyta „The Study on Falling” Asaf Avidan

Emocjonalna, ciepła, poruszająca i smutna jest najnowsza płyta izraelskiego wykonawcy Asafa Avidana. Znamy te przeboje o miłości, ale w jego wykonaniu brzmią na tyle hipnotyzującą, że warto poświęcić chwilę i posłuchać.

Asaf Avidan ma głos, można powiedzieć że wręcz magiczny – bo jest to całkiem rosły facet, który brzmi – przynajmniej dla mnie, dość kobieco jeśli tylko chce – To love one another, które otwiera najnowszą płytę, jest świetnym przykładem. „The Study on Falling” jest zwrotem ku muzyce folkowej, może niezbyt popularnej, ale w jego wykonaniu dość interesującej.

Asaf Avidan opowiada o własnych przeżyciach – tym razem odstajemy historię dwóch kobiet – Green i Blue, które jak można się spodziewać po tytule płyty nieraz sprawiły mu ból i rozczarowanie, które artysta przerabia w każdym pojedynczym utworze. Mimo, że niektóre kawałki są trochę zbyt serio i trochę zbyt płaczliwie zaśpiewane, czy nawet zawodzone, jest w nich jakaś uniwersalna prawda. Asaf nie śpiewa pod publiczkę, robi tylko to co chce – wystarczy sobie przypomnieć, że muzyką zajął się dość późno, a żeby nagrać swoją pierwszą płytę założył własną, niezależną wytwórnię. „The Study on Falling” to już szósty jego album, tym razem nagrany w amerykańskim studio. W Polsce ukazuje się dzięki wytwórni Universal Music Polska.

Asaf Avidan: The study on falling.jpg
Asaf Avidan/ The Study on Falling

2 myśli w temacie “W stu procentach kulturalnie – kultura na weekend (16/17.12.17)

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.