Nigdy nie kusiło mnie pisanie o muzyce, ale… nie mogłam się powstrzymać. Po pierwsze dlatego, że sama czekałam (z niecierpliwością?) na ten album, po drugie czekało na niego bardzo duże grono fanów piosenkarki. Co usłyszeliśmy na Glasshouse?
To najlepszy album wydany przez Jessie Ware – pierwszy taki spójny, delikatny, subtelny, ktoś powiedział romantyczny – babski, mnie się go słucha bardzo dobrze. Poprzeczka zawieszona została wysoko – płyta jest prawie w całości autorska, a do współpracy zostali zaproszeni ludzie z niemałą reputacją w świecie muzyki. Przy krążku współpracował jako aranżer Benny Blanco – to niepowtarzalne brzmienie jest w dużej części jego zasługą. Obok pojawiają się nazwiska Eda Sheeran’a, Cashmere Cat, Julii Michaels oraz Francis and the Lights.
Najlepiej zapadają w pamięć balladowe kawałki, takie jak „Alone”, czy „Thinking about you” w których ciepły, dźwięczny głos Jessie gra razem z muzyką. „Alone” jest bardzo poruszającym, intymnym nagraniem – Jessie, która dość niedawno została matką, mierzy się z emocjami, jakie wywołuje pojawienie się nowej osoby w życiu. „Alone jest o mojej relacji z mężem i przyznaniem się do tego, że nie jesteśmy idealni, ale ostatecznie, to on jest tym, którego ciągle pragnę i chcę mieć blisko. Czasami potrzebujemy to sobie powiedzieć.” – mówiła Jessie w jednym z wywiadów.
Niezapomnianym przebojem będzie „Selfish love”, gdzie mamy do czynienia nie tylko z dojrzałym i fajnym tekstem, ale równie ciekawym brzmieniem – bossa novą, która bardzo ożywia płytę. Mocno osobisty jest kawałek zatytułowany „Sam”, w którym Ware śpiewa o swoich relacjach rodzinnych, bardzo odważnie i szczerze – „Mam nadzieję, że jestem tak odważna jak moja matka, zastanawiam się jaką ja będę matką. Mam nadzieję, że moja wie, że wybrałam faceta, który nie jest podobny do mojego ojca”.
Kadr z Selfish Love
To wszystko składa się na płytę, która bije na głowę to, co dotychczas mieliśmy okazję dostać od Jessie Ware. Jest szczera, poruszająca, intymna. Jest też spójna muzycznie i bardzo dźwięczna, głos Ware jest jej najmocniejszą stroną.
Jessie ma całkiem niezły wokal, który często jest porównywany do głosu Adele, czy Sade, ale Ware jeszcze niedawno podkreślała, że przed nią długa droga do doskonałości. Do studia nagraniowego weszła późno, bo muzyka mimo iż ją pociągała, to nie była jej drogą zawodową. Długo przyglądała się, jak jej znajomi zdobywają sławę – Florence Welch, czy Adel, na której koncercie w 2011 roku w Royal Albert Hall Jessie stała w tłumie, nie zdając sobie jeszcze sprawy, że za moment będzie nagrywać swoje płyty. Jej pierwszy album Devotion osiągnął status złotej płyty w Wielkiej Brytanii i sprzedał się w ponad stu tysiącach egzemplarzy. Jessie szybko stała się gwiazdą, ale raczej w dobrym znaczeniu tego słowa, bo to że jej płyty sprzedają się jak szalone, to że bierze udział w licznych imprezach, czy to, że przyjaźni się z Carine Roitfeld w sumie nie zmieniło jej samej w celebrytkę.
„Czuję się jak ryba wyciągnięta z wody na tych wszystkich eventach; kiedy idę przez czerwony dywan, to tak jakbym miała stracić rozum, jestem mocno zdenerwowana. Stojąc przed fotografami nie wierzę, że któryś z nich wiem, kim jestem!” – mówiła w wywiadzie dla brytyjskiego Independent.
W pracy nad nowymi kawałkami nie grymasi i nie zachowuje się jak diwa, ale wszyscy wiedzą, że nie zrobi nic, co nie gra z jej uczuciami i jest wbrew jej przekonaniom. Nie lubi też pracować z przypadkowymi ludźmi, najpierw więc zostajesz jej przyjacielem, a później współpracownikiem. Przy Glasshouse współpracowali Benny Blanco, czy Ed Sheeran, którzy wcześniej mieli swój udział w powstaniu krążka Tough Love. Jessie lubi również żartować, współpracując z Blanco, który jest prywatnie jej dobrym przyjacielem, a zawodowo realizował projekty dla Rihanny, Maroon 5, czy Keshy; powiedziała: „to chyba będzie twój najgorszy projekt ever”. Przyznaje, że podczas pracy nad albumami zyskała całkiem spore grono przyjaciół, zajmujących się zawodowo muzyką, którzy stanowią dla niej oparcie. „Są to osoby, takie jak Benny i Ben (BenZel), którym ufam i do których dzwonię po radę. I tak, super się składa, że jeden z nich to twórca wielu hitów, ale dla mnie ważniejsza jest magia jaka jest między nami i zaufanie, to w końcu ludzie z którymi pracuje” – podkreśla artystka.
*korzystałam z materiałów Independent, The Guardian i The Telegrahp