Artystą się bywa, a sukces zależy od wielu rzeczy, które przytrafiają się na czasem zupełnie przypadkiem. Anish Kapoor został cenionym artystą, dopiero kiedy zdał sobie sprawę, że jego prace zahaczają o tematy bliskie mu kulturowo. Proste formy, które zyskują moc dzięki niekonwencjonalnym materiałom użytym do ich wykonania i ogromnej skali w której zazwyczaj są tworzone – to przepis na sukces w wykonaniu Kapoor’a, artysty który nie pozwoli, żebyśmy przeszli obok jego dzieł obojętnie. Jego sztuka jest prosta, ale równie przewrotna, wciągająca i angażująca. Który inny artysta każe nam się przeglądać w krzywym zwierciadle ważącym ponad 100 ton?
TO JEST GRA SZTUKĄ
„Myślę, że my wszyscy oszaleliśmy na punkcie rzeźb w miejscach publicznych. Nie nawidzę tych rzeźb…nawet samo wyrażenie „public sculpture” sprawia, że czuję się zmęczony” – jeśli tak mówi facet, który jest jednym z ważniejszych rzeźbiarzy przełomu wieków, który za swoją pracę dostał tytuł Sir i wiele nagród (min. Turnera w 1991), to znaczy że po prostu z nami pogrywa. Nie pierwszy raz, bo Anish Kapoor jest efekciarski, nie tylko w swojej sztuce, ale w życiu również.
Rzeźby w których możemy się przeglądać, do których możemy wejść, które swoją ogromną formą , czy intensywnym kolorem przyciągają nas jak magnes – to esencja pracy Kapoor’a, który oddziałuje przede wszystkim na nasze emocje. Rzeźby – lustra, w których możemy się przejrzeć zwykle pokazują świat tak zdeformowany, że trudno nazwać go realnym. Z jednej strony jest on dla nas tak atrakcyjny wizualnie właśnie przez swoją „inność”, przez ogromną powierzchnię odbicia, ale kiedy chcemy go złapać, choćby na zdjęciu i dostrzegamy w odbiciu swoją zdeformowaną sylwetkę czujemy niechęć, niepokój, coś bardziej pierwotnego niż z początku jesteśmy w stanie przyznać.
Prace Kapoor’a są proste w wymowie, ale mocno skomplikowane od technicznej strony – tworzywa których używa, czy skala w której realizuje swoje pomysły sprawiają, że z gruntu proste założenia zapierają nam dech w piersiach, robiąc piorunujące wrażenie. Prostota z którą tworzy nie jest więc wadą, nie można za nic na świecie powiedzieć o jego pracach, że nie są ambitne. „Moja sztuka jest zaawansowana technologicznie, ale opiera się na prostych pomysłach. Jestem przez cały czas zainteresowany geometrią. Inspirują mnie formy geometryczne, jak trójkąty, kwadraty, koła, które mogę zmieniać… To jest głupi, prosty pomysł, ale on zmienia coś – te figury tworzą coś innego, coś zupełnie nowego.” – mówił w jednym z wywiadów.

Kolorowe proszki, sypkie pigmenty o barwach tak intensywnych, że aż nienaturalnych – to jedne z wielu niezwykłych materiałów, którymi się posługuje Anish. 1990 rok, wystawa w Wenecji, w jednej z sal wystawowych jest dziura w ścianie – mocno czerwona w środku. To rana, jak żywa, rana w ścianie – ta rana to „Uzdrowienie świętego Tomasza”. Rzeźba jest inspirowana historią św. Tomasza, który zwątpił w to, że Jezus zmartwychwstał i uwierzył dopiero wtedy, kiedy Jezus pozwolił mu dotknąć swojej rany. Kapoor zapytany o to dzieło, mówił: „Wyobraziłem sobie, że możemy dom, czy budynek potraktować jako obraz osoby, która się wyłania z wnętrza w sposób realny. Byłem też zafascynowany przemianą Jezusa, jego uzdrowieniem, dostrzegłem w tym kobiecość. Ta rana to rana bardzo ludzka, niesie ze sobą mocne skojarzenie z pustką, jest też w jakimś stopniu metaforą naszej seksualności, ale też wiary.” Prosty pomysł na rzeźbę – zrobienie w ścianie dziury i pomalowanie jej wnętrza kolorem, jak widać u Anisha Kapoor’a jest oparty na głębszych przemyśleniach. „To do artysty należy dostrzeganie czegoś głębszego, czasem w prostej formie, czasem w zupełnie zwykłych przedmiotach. To tak jak z Fonatnną Duchampa, nie każdy pisuar jest przecież sztuką.” – podkreśla.
Kapoor śmieje się, kiedy dziennikarze pytają go o seksualność w jego pracach, twierdzi że nie jest nią zainteresowany. Jednocześnie cały czas dość mocno nas prowokuje. Jego prace kojarzone są głównie z kobiecą seksualnością – jego rzeźby są często w krwisto czerwonym kolorze.
NACZELNY SKANDALISTA
„Wszystko, co zrobiłem, to w wywiadzie użyłem słowa „ona” – nigdy nie użyłem słowa „wagina”. Powiedziałem: Ona leży na trawniku. To jest bardzo interesujące, że kiedy moja rzeźba została zinterpretowana jako żeński organ seksualny, wtedy wylała się fala nienawiści. Więc postanowiłem zostawić to tak jak jest (mowa o wulgarnych grafitti).”
Ogromna metalowa tuba stojąca we francuskim Versalu (2015 rok) to również dzieło Kapoor’a. Oficjalnie nazwa się „Dirty corner”, czyli „Brudny kąt”. Ta nazwa może do seksualności szczególnie się nie odnosi, ale ponieważ sam artysta wielokrotnie prowokował do takich skojarzeń, prasa i opinia publiczna bardzo szybko przemianowały dzieło na „The Queen’s Vagina” (wagina królowej). Wagina dwa razy została pomalowana przez wandali w obraźliwe i antysemickie hasła, sam Kapoor powiedział, że jest mu przykro, ale też za drugim razem nieszczególnie się przejął, haseł usunąć nie chciał. I tak nie dość, że postawił w Wersalu waginę (co ogólnie się podobało), to dolał oliwy do ognia, mówiąc że nie usunie obraźliwych napisów, bo może dzieło się o nie prosiło, ale faktem jest, że nie z dziełem jest coś nie tak, ale ze społeczeństwem które nie może sobie poradzić z tak silną i wyrazistą sztuką. „Nikt nie protestuje, że ktoś w przestrzeni publicznej umieści kolejny obiekt o fallicznym kształcie, ale jak na horyzoncie pojawi się wagina, to nagle mamy problem.” – mówił w wywiadach.

Kapoor chętnie oprowadza po swoim studio, przy okazji takiej wycieczki jeden z dziennikarzy napisze: „Z werwą prezentuje swoje dzieła. Pierwszą rzeczą jaką mi pokaże, jest ogromnych rozmiarów tuba rezonacyjna, nad którą w hałasie i unoszącym się kurzu ciągle pracuje jeden z jego pomocników. Nie mogę się powstrzymać, ale ta obserwacja sama przychodzi mi na myśl, że rzeźba wygląda jak penis we wzwodzie. „Ale nim nie jest!” – śmieje się Kapoor.” * Z jednej strony będzie twierdził, że jego praca nie przypomina fallusa, żeby za moment powiedzieć, że jest tak niezainteresowany formą falliczną, że jest w stu procentach nią zainteresowany. Często wtedy artysta zaczyna się śmiać, bo my przecież i tak sami zinterpretujemy dzieło, najczęściej tak jak on sam sobie by tego życzył.
Siwy, uśmiechnięty facet w luźnym t-shircie, w towarzystwie przyjaciół z kanapką z fast foodu w ustach – takie zdjęcia znajdziecie w internecie wpisując do swojej wyszukiwarki: Anish Kapoor. Znajdziecie je zaraz po tym jak przebrniecie przez cały kolaż jego najbardziej znanych prac. Wśród tych zdjęć jest też całkiem spora galeria fotografii na których zadowolony Anish pokazuje nam środkowy palec, mówiąc w prost: myślicie co chcecie, mam to w dupie, ja i tak zrobię to, co będę chciał.
STAL I SZKŁO
Kappor uwielbia tworzyć używając materiałów nieoczywistych, takich które wzbudzą w nas emocje. Jego ulubionymi tworzywami są stal i szkło, z których Kapoor buduje obiekty o ogromnych, wręcz gigantycznych powierzchniach i równie zaskakujących kształtach. Jednym z jego najbardziej znanych dzieł jest „Fasolka” – ogromna rzeźba stojąca w Millenium Park w Chicago (tak naprawdę nazwa tego dzieła brzmi „Cloud Gate”), która szybko stała się symbolem miasta. Jest zrobiona ze stali, wypolerowanej tak że tworzy ona jednolitą powierzchnię przypominającą lustro. Waży ponad 110 ton i jest wyceniona na 11,5 mld dolarów. Nie tylko odbija się w niej miasto, ale również wszyscy który przyszli ją zobaczyć, czy zrobić sobie przy niej zdjęcie. „Ta rzeźba jest częściowo tworzona przez ludzi i zmieniające się otoczenie. W sumie jest bardziej ich, niż moja” – mówił Anish Kapoor. Podobny zabieg wykorzystał, kiedy w 2006 roku zamontował w pobliżu nowojorskiego Rockefeller Center „Sky Mirror”. Zdaje się, że Anish uwielbia bawić się naszym odbiciem, nie zawsze ładnym, pociąga go to, co nieidealne w nas, jako odbiorcach, bo jego rzeźby są tak precyzyjne, tak idealnie przemyślane i wyważone, że bez naszych odbić są po prostu piękne.

Opowiadając o jednej z prac, jeszcze niegotowej, na etapie procesu tworzenia – właśnie z luster o różnych kształtach i tworzących nierówną powierzchnię, w których odbicie zdawało się tańczyć i załamywać, totalnie zniekształcając sylwetkę, powiedział: „To może się wydawać idiotyczne, ale mnie to pociąga. Na pewnym poziomie można uznać, że nie jest to sztuka, ale głupia gra. Ale ja myślę, że w tych załamaniach jest coś, co jest interesujące i problematyczne. To jest sztuka na granicy czegoś znaczącego i banalnego jednocześnie.”
MAŁA CZARNA
Ekspozycja Documenta w Niemczech, w Kassel. Kolejka, żeby wejść zobaczyć dzieło Anisha Kapoor’a jest tak długa, że średnio trzeba w niej spędzić koło godziny. Ale ludzi chętnych nie brakuje, stoją więc przed wielkim bunkrem i czekają. Każdy może wejść, ale wchodzi się pojedynczo. „Trzeba było wejść do środka, a w środku była dziura w podłodze. Było tam zupełnie ciemno, tak ciemno że dziura wyglądała jak dywan położony na podłodze. Był tam mężczyzna, który wszedł, zobaczył i wpadł w furię. ‚Zrobiłem wiele rzeczy, żeby zobaczyć sztukę współczesną, ale nigdy nie wystałem się tyle, żeby zobaczyć kawałek dywanu na podłodze’ – powiedział i w złości cisnął swoimi okularami w dziurę. I oczywiście okulary w niej zniknęły. Facet był przerażony. I to mnie nakręca, że jest coś czego nie ma, ten moment kiedy dziura, nie jest dziurą, ale wypełnia przestrzeń.” – opowiadał o swojej wystawie Anish.
Inspiruje i pociąga go pustka, i to tak bardzo że wywalczył sobie prawo do używania w swoich pracach Vantablack – najczarniejszego koloru jaki kiedykolwiek został stworzony. Vantablack jest tak czarny, że chyba tylko czarna dziura może go przebić, pigment otrzymany przez NanoSystem pochłania prawie całe światło jakie na niego pada, bo aż 99,6%. Jest tak czarny, że można w nim zniknąć. Oczywiste więc było, że Anish Kapoor będzie chciał go wykorzystać. Zawalczył i dostał prawo do używania Vantablack na wyłączność, co spotkało się z protestem ze strony innych artystów. Wszystkim którzy chcieliby, żeby się podzielił tym wynalazkiem, Kapoor mówi wyraźne nie, „to jest ekskluzywna kolaboracja, współpracowałem z ludźmi którzy robią stal nierdzewną przez lata i wtedy nikt mi nie wytykał, że mam wyłączność. Ale rozumiem skąd tak wielkie zainteresowanie.” – przyznał.
Oprócz czarnych dziur, i ukochanego Vantablack – który nie jest gotowy, żeby być wykorzystany przez Kapoora, bo udało się stworzyć jedynie próbkę o małej powierzchni, artysta kocha kawę. Mała, czarna to jest to od czego zaczyna swój dzień. Może to nie jest przepis na sukces, ale warto to wziąć pod uwagę.
……………………………………………………………………………………………………………………………………………………..
Rzeźba ze stali i akrylu „Blood cinema” Anisha Kapoora otwiera wystawę w warszawskim Muzeum POLIN „Krew łączy i dzieli”. To duże czerwone szkło, przez które zobaczycie zakrwawiony obraz świata na zewnątrz – świata który żyje, oddycha, przemieszcza się i zmienia na naszych oczach. Jeśli podejdziecie blisko zobaczycie też w tym szkle swoje odbicie.
Do zobaczenia do końca stycznia 2018 roku.