Wchodzimy do muzeum, czy do innej instytucji sztuki i od progu zaczynają nas obowiązywać zasady. Pierwsza i zwykle surowo egzekwowana: nie dotykaj! Tym razem jednak wolno nam wszystko, dotykać, przestawiać, wąchać, a nawet z poszczególnych elementów tworzyć własne dzieła. Wszystko dzięki dzieciom. Dotknij sztuki to wystawa przygotowana przez dzieciaki oraz artystów i przeznaczona dla dzieci. Ale dorośli bawią się tu równie dobrze.
Już dawno nie widziałam wystawy tak kolorowej i pozytywnej. Brakuje na rynku sztuki takiego lekkiego podejścia, gdzie faktycznie zwiedzającym wolno więcej i nikt nie traktuje ich jak potencjalnych wandali. Panie pilnujące wystaw są często moim koszmarem, chodzą jak cerbery z kąta w kąt i sapią w plecy, sprawdzając czy przypadkiem nie dotykam i nie jestem zbyt blisko.

W U-jazdowskim na wejściu wystawy Dotknij sztuki stoi budowla – powstała z makiet narysowanych przez dzieci, które później Bartosz Kokosiński połączył w jeden duży projekt. Przez środek sunie w moją stronę maluszek o blond włoskach, jeszcze nie chodzi, raczkuje i podpiera się o ściany Bryły świata. Widać jak bardzo fascynują go kolory, materiały i ich faktury, zagłębienia w ścianach, miejsca gdzie można zajrzeć. Ja też obchodzę Bryłę. Dotykam, patrzę, szeleszczę sreberkiem. Podoba mi się taki początek.
Dalej mijam Gąbczak. On również jest pracą Kokosińskiego i nawiązuje do jego twórczości. Powywijane gąbeczki o różnych długościach, kolorach i fakturach tworzą coś co przypomina mi robaka. Jak ostatnio się okazało dzieci uwielbiają robaki – zawsze, wszędzie i w każdej ilości. Ja się nie będę przytulać do Gąbczaka, jest już zajęty. Za nim trwa budowanie wieży z Bajkostworów. Tu jest miejsce na odpoczynek dla dzieci i rodziców, ale jak widać można się też świetnie pobawić w potworne Zoo.

Kolejna sala to obrazy Zuzanny Hertzberg. Nie wyglądają dla mnie na super zabawę, można je jedynie przestawiać. Moja przewodniczka ustawia je dla mnie w konfiguracji przygotowanej przez artystkę. Trzy sekundy później jakaś dziewczynka przestawia je ponownie. Zanim wyjdę z sali w Hubą Bubą, będą stały w jeszcze innej konfiguracji.
Dalej idziemy na prawo, do wąskiego korytarza. Cały pokryty jest naroślą z gąbki. Delikatny kolor, miękka faktura w dotyku i pachnie. To Bouba, projekt Justyny Wiśniowskiej. Również jest zainspirowany wyobraźnią dziecięcą. To dzieciaki na warsztatach opowiadały jak dla nich powinna wyglądać Bouba – miękki kształt, bardzo plastyczny, który ustępuje pod dotykiem. Mnie kojarzy się z gumą do żucia, tak dla mnie pachnie, dzieciństwem. Houba rozrasta się nawet do kolejnego projektu Do-tyki #4 Krzysztofa Topolskiego. Topolski jest kompozytorem, tu w U-jazdowskim zamienia dźwięki na wibracje. Dzięki wibrującej, drewnianej podłodze, nie tylko słyszymy ale czujemy dźwięki. To teraz pomyślcie dorośli, kiedy w swoim życiu czuliście na swojej skórze dźwięk. How cool is that?

Kolejne sale to więcej dzieł, które wprawiają w dobry nastrój. O ja! Abstrakcja Agaty Królak to tło do którego przymocowane są namagnesowane kształty, dzieciaki same tworzą swoje abstrakcje – tu wszystko się zmienia w ciągu kilku minut, i gwarantuje Wam, że nie zobaczycie dwa razy tego samego dzieła na ścianie. Wiatr i cienie to temat przewodni dzieła Alicji Bielawskiej. Wiał wiatr i podmuch morski sypał snami zachęca do wejścia do wnętrza instalacji, kolorowe paski podwieszone pod sufitem ruszają się razem z nami.
Do przemyśleń skłaniają ostatnie sale. Sojusz Mateusza Kuli to instalacja w której zabawki mieszają się z przedmiotami, których używają osoby starsze i chore, „bo przecież w każdym z nas jest coś z dziecka, a każde dziecko kiedyś dorośnie.” Robert Kuśmirowski pokazuje Fonomen – stare urządzenia, nikomu już niepotrzebne, które odchodzą do lamusa wyparte przez nowsze technologie. Jak szybko zmienia się świat i ludzie można obserwować właśnie po sprzęcie i technologiach, których używamy.

O bezpieczny powrót do domu można prosić przy Totemie dla harpii Norberta Delmana. Harpie jako mityczne stworzenia często przeszkadzały żeglarzom w powrocie do domu. I tu Harpia Delmana stoi otoczona wodą, w samym centrum basenu. Żeby ją przebłagać dzieci puszczają swoje statki, wierząc że ich statek utrzyma się na wodzie i nie zatonie. Ja statków nie umiem robić, więc pozostałam jedynie obserwatorem tych zabaw. Możliwe, że właśnie dlatego straciłam parasolkę i przemokłam do suchej nitki w drodze powrotnej. Z Harpią policzę się przy następnej wizycie.

Dotknij sztuki/ U-jazdowski do 20/10/2019
Zerknijcie na progam wydarzeń towarzyszących, warto.
Zdecydowanie polecam!
