Tęskno było projektem, bardzo przemyślaną współpracą między Hanią Rani, a Joanną Longić. Pierwsza płyta „mi” była zachwycająca – nie było drugiego takiego projektu, który przemycał muzykę klasyczną w sposób tak otwarty do mainstreamu. Ale coś pękło i w tęskno została sama Joanna. Na swojej nowej płycie „tęskno” śpiewa: „dozwolone wszystkie chwyty, mogę w końcu frajdę mieć”.
Wszyscy się zastanawiali, jak się zmieni tęskno po odejściu Hani Rani. Okazuje się, że tęskno pozostało tym samym projektem – instrumentalnie jest połączeniem muzyki klasycznej z nowoczesną formą, bardzo przystępną dla słuchaczy. Joanna Longić w sumie od razu po zakończeniu współpracy zakasała rękawy i wzięła się do pracy, co zapowiadały dwa pierwsze utwory, które pojawiły się na streamingu. Dało się już wtedy wyczuć, jak jest pewna nie tylko melodii, które tworzy, ale też tekstu i swoich zdolności wokalnych.

Bez trudu i łez, euforia i śmiech
Joanna Longić przejęła całość obowiązków związanych z tęskno, od komponowania muzyki po pisanie słów, od grania po wokal. „Kiedy coś powstaje z niczego, to tak jakby obserwować cud wydarzający się na twoich oczach.” – mówiła Joanna w wywiadach. Przy tej płycie, jak podkreśla, dała sobie sporo wolności twórczej, pozwoliła popełniać błędy, choć każde drgnięcie struny wydaje się na „tęskno” konieczne i potrzebne.
Zastanawiając się, czy tęskno ma zostać projektem związanym z jedną płytą, postanowiła, że zdecydowanie nie. Tęskno okazało się zbyt bliskie jej muzycznemu sercu. Do projektu chętnie też wrócili muzycy z którymi już wcześniej koncertowała Longić – teraz dla wszystkich jest to projekt priorytetowy. Ponieważ sama uczyła się podstaw kompozycji, wzięła się za komponowanie utworów – siedząc pod kocem, popijając kawę i herbatę, obserwując ptaki, zastanawiała się jak ma to wyglądać, jak ma grać.
Najlepszy moment, to według Joanny ten w którym nuty ożywają w studio nagraniowym, w którym muzycy po raz pierwszy na nie patrzą i próbują je grać. „Trudno w ogóle opisać to, co się wtedy czuje” – podsumowuje. Tęskno powstawało przy wsparciu kwintetu z którym Joanna już koncertowała. Na „tęskno” słyszymy dźwięki harfy i fletu.
„Tęskno” to płyta bardzo emocjonalna muzycznie – Joanna chętnie rozmawia ze swoimi muzykami o tym, co dany utwór ma przekazać. Naprowadza ich na brzmienia. Jak podkreśla, kwartet smyczkowy daje nieskończenie wiele muzycznych możliwości.
Emocje biorą górę
Samodzielna płyta była wyzwaniem, skokiem na głęboką wodę. Longić przyznaje, że podejmowanie wyzwań ją nakręca. Starała się wykorzystać każdą chwilę w studiu nagraniowym, a przed koncertami mobilizuje się dwa razy bardziej i cały czas się głowi, co można coś zrobić lepiej, fajniej, atrakcyjniej.
Utwór „Znów” powstał w nocy, a następnego dnia był już rejestrowany w studio. „Arenga” odnosi się do palm, które są widoczne na zdjęciach towarzyszących płycie – choć jak przyznaje Joanna, nie jest pewna czy to te palmy, w końcu jest tyle odmian. Zdjęcia też są jej autorstwa, bo tęskno było projektem kompletnym – nad wizerunkiem pracowała wspólnie z mężem. Opakowania na płytę i krążki winylowe powstały z tworzyw ekologicznych, bo Joanna Longić myśli o naturze – „nawet najmniejsze działanie ma znaczenie i jest warte wysiłku z naszej strony.”**
„Sprawdzone rozwiązania są bezpieczne, ale szybko mnie nudzą. Cały czas szukam sposobów, żeby zrobić coś nowego” – powiedziała w rozmowie z Robertem Rientem.**
Tęskno raczej kołysze nasze emocje niż prowokuje. Ale Joanna mówi, że jest dumna z tego, że pokazała swoje wnętrze na tej płycie – „nie tylko potrafię emocje delikatnie wyśpiewać, ale nawet wykrzyczeć”. Dla tych, którzy znają ją dobrze, jasne jest o czym śpiewa, podobno w tekstach ukryła własne przeżycia i bliskie sobie osoby.
„Są tam liczne metafory i subtelność. To nie jest tak, że mówię wprost o wszystkich szczegółach. Staram się to ująć delikatniej, chociaż to i tak jest ogromne obnażenie się. Myślę, że to już jest mój maks. Chociaż może się jeszcze zdziwię… Może da się jeszcze bardziej, ale w tym momencie czuję się faktycznie goła.”*
„Tęskno” miało swoją premierę w kwietniu, podczas izolacji. Mimo nowych warunków nadal pracowała, bo jak podkreśla przez większość czasu i tak pracuje w domu, we własnym tempie, więc nie miała większego problemu i nie musiała się specjalnie przestawiać ze względu na izolację. W domu ma cały zestaw instrumentów, syntezatory, skrzypce, pianino, więc teraz podśpiewuje wraz z adoptowanym przez siebie husky – gdyby ktoś nie wiedział husky potrafią pięknie śpiewać.
Już po wydaniu płyty udało się jej nagrać trzy kolejne utwory i dla Narodowego Centrum Kultury aranżację „Zabierz mnie do morza” Adama Repuchy – „to może być mój najlepszy aranż, tak myślę”* – śmieje się Joanna.
W ten weekend miała również premierę nowa płyta Hani Rani. So stay tuned.
*z rozmowy z rytmy.pl