Nie śnię, bo wszystkie sny materializuję w opowiadaniach/ Haruki Murakami „Pierwsza osoba liczby pojedynczej”

Najbardziej znany japoński powieściopisarz powraca z nową książką. „Pierwsza osoba liczby pojedynczej” to zbiór opowiadań, gdzie rzeczywistość miesza się z fantastyką. Murakami zabiera nas do swojego świata – nie jest on niezrozumiały, choć bywa magiczny – komu innemu może przydarzyć się rozmowa z małpą? Czytając, fani jak zwykle stawiają sobie jedno pytanie – ile w tych opowieściach jest prawdy autobiograficznej? Myślę, że Murakami to sprytny facet i pisarz, wie, że najlepiej sprzedają się historie, które zawierają sporo autentyzmu, a jeśli jest to życie znanego pisarza – cóż pozostaje odciąć kupony od kolejnej wyprzedanej na pniu książki.

„Pierwsza osoba liczby pojedynczej” to opowiadania w których muzyka, baseball i dziewczyny/ kobiety grają pierwsze skrzypce. Momentami oderwane od rzeczywistości historie nie pozwalają czytelnikowi przestać czytać. A książkę czyta się łatwo i przyjemnie. Murakami ma lekki styl pisania, jakby opowiadał swoje historie zupełnie na żywo komuś, kogo dobrze zna. Nie wstydzi się wracać do lat młodości, gdzie zmieszanie bohaterów wywołują zwykłe sytuacje życiowe.

Krótkie historie, na pozór proste i nieskomplikowane nabierają nowych znaczeń przez dziwne zbiegi okoliczności. Czy to są senne marzenia, które śnią się pisarzowi w dzień zaraz po codziennej przebieżce, kiedy siada do pisania? Murakami w jednym z wywiadów powiedział, że nie śni mu się praktycznie nic. „Może śni mi się coś raz na miesiąc. Ale zazwyczaj nie śnię wcale. Myślę, że jest tak dlatego, że śnię, kiedy nie śpię, więc nie muszę już śnić nocą” – podsumował w wywiadzie dla The Guardian.

Każda jego książka ma jakiś fantastyczny, odrealniony element. W najnowszych opowiadaniach jest ich kilka. Najbardziej zapada w pamięć historia o chłopcu, który został wystawiony przez koleżankę, siedząc w parku spotkał starszego mężczyznę. „Czy potrafisz sobie wyobrazić koło z kilkoma środkami i bez obwodu?” – pyta staruszek chłopca. Czy potraficie sobie wyobrazić koło z kilkoma środkami i bez obwodu? Albo gadającą małpę, która kradnie tożsamość kobiet, które kocha? 

Nie do wiary, prawda? Ale lepiej uwierz, Czytelniku, bo naprawdę tak było. – zwraca się do nas pisarz na okładce swojej książki. Nie wiem dlaczego, ale ja mu nie bardzo wierzę, myślę, że to oczko puszczone w naszą stronę jest jednak niezłym wabikiem.

Nie oczekujcie, że w jakimś wywiadzie Murakami objaśni, co to wszystko znaczy i dokąd zmierza. Nie wiadomo czy on sam wie, gdzie te pomysły się narodziły i dokąd miały prowadzić, bo jak mówi, te historie same do niego przychodzą, a skoro już są, to muszą być w jakiś sposób ważne i istotne. Jego praca polega na tym, żeby je przenieść na papier i nadać im formę. „Analiza tych opowieści, to praca dla „inteligentnych ludzi”. A pisarz nie musi być inteligentny” – śmiał się do dziennikarza. O sobie nie mówi, że opowiada historie, zdecydowanie woli powiedzieć, że im się przygląda, jak przepływają przez jego świadomość i materializują się w postaci słów i opowiadań. 

„Kiedy coś rodzi się w głębi świadomości ma moc rezonowania z wyobraźnią czytelnika. To takie połączenie, tajemniczy punkt w którym się spotykamy. Żeby się spotkać nie potrzebujemy naukowej analizy. To po prostu się dzieje” – mówi Murakami.

Wydaje się, że Murakami się nie myli –  spotyka się z czytelnikami w swoich książkach i dzieje się metafizyka. Kiedy Murakami ma wystąpienie na żywo, tysiące jego fanów potrafią wsiąść w samolot i przemierzyć kulę ziemską, żeby go zobaczyć na żywo. Murakami ma też teorię, że jego literatura sprawdza się szczególnie w czasie kryzysów – „byłem popularny w Rosji w latach ’90, w czasie kiedy rozpadał się ZSRR, było sporo zamieszania, a zagubieni ludzie łatwo odnajdują się w moich książkach. Kiedy zniszczono Mur Berliński, moje książki również dobrze się sprzedawały, było zamieszanie.” – tłumaczył na konferencji w siedzibie swojego amerykańskiego wydawnictwa. Ktoś się wtedy zaśmiał, że teraz można sprawdzić tę teorię, bo mamy Amerykę Trump’a, a Wielka Brytania właśnie opuszcza struktury UE. Kto by się spodziewał, że nadarzy się taka okazja jak światowa pandemia, która wywróciła świat do góry nogami i to dosłownie.

Haruki Murakami/ zdjęcie zrobione przez Yoko Ono

Po wydaniu swojej pierwszej powieści, Murakami dostał telefon z magazynu Gunzo. „Słuchaj pieśni wiatru” wydane w 1979 roku, przez mężczyznę który prowadził klub jazzowy, zostało nominowane do nowej nagrody literackiej – tak go poinformował głos z telefonu. To wtedy Murakami pomyślał, że zostanie pisarzem na pełny etat. „Był piękny, słoneczny dzień, słońce odbijało się w budynkach. I wtedy mnie to uderzyło, wygram tę nagrodę. Będę pisarzem, który odniesie jakiś tam sukces. To było dziwne wrażenie, przewidywanie, które graniczyło z pewnością, że ten moment się spełni. Byłem tego pewien. Stanowczo i intuicyjnie pewien” – napisał lata po tym wydarzeniu. Kiedyś w wywiadzie wspomniał, że lubi baseball, bo to często nudna gra. W swoim klubie jazzowym ‚Peter Cat’ grał jazz, stąd w jego opowiadaniach tyle muzyki. A ponieważ w „Pierwszej osobie liczby pojedynczej” Murakami opowiada jakby wprost o sobie, przeplatając te historie miłościami, zauroczeniami, muzyką jazzową i poważną, oraz baseballem, ciężko się nie zastanawiać ile Murakami’ego w Murakamim. 

Murakami jako pisarz najpierw cieszył się sławą międzynarodową, dopiero później przyszło uwielbienie i docenienie jego dzieł na japońskim rynku wydawniczym. Murakami był zbyt amerykański, żeby od razu się przebić w Japonii. Kiedy jednak jego książki były tłumaczone na kolejne języki – a można go czytać w aż pięćdziesięciu, trudno było nie sięgnąć po nie i nie docenić ich geniuszu. 

Razem z pisarstwem zmienił się sam Haruki, z nocnego marka, który siedział w swoim klubie jazzowym, zrobił się rannym ptaszkiem. Podobno wstaje o 4 rano, i idzie biegać. Później z lekką głową może siąść do pisania. „Żeby pisać mocne rzeczy muszę być mocny fizycznie.” – powiedział kiedyś w rozmowie z dziennikarzem. W innej mówił o oczyszczającej mocy biegania, która pozwala się rozprawić z nadmiarem emocji. „Im więcej biegania, tym więcej przyjemności, tym więcej stron. Nadal nie rozumiem, dlaczego ludzie czytają moje długie książki, ale muszę przyznać, że jestem popularny” – śmiał się sam z siebie. 

Najbardziej znaną książką Murakami’ego jest „Norwegian Wood”, którą pisał we Włoszech i która przyniosła mu taki rozgłos, że postanowił przenieść się do Stanów Zjednoczonych i został wykładowcą. W 1995 roku wrócił do Kobe i wydał „Kronikę ptaka nakręcacza”, która przyniosła mu kolejne nagrody i uznanie krytyków – często mówi się o niej, że to ta najmocniejsza książka Murakami’ego. Jego ostatnia książka „Śmierć Komandora” również została ciepło przyjęta. Często mówi się o nim w odniesieniu do literackiej Nagrody Nobla. I mimo, że ma ogromne grono czytelników i wielu fanów, to ciągle czeka na swoją kolej.  

Kiedy nie pisze to ćwiczy pisanie. Jest tłumaczem z angielskiego, przełożył między innymi Trumana Capote, Scott’a Fitzgerald’a, Johna Irvinga, czy Raymonda Carver’a. 

„Tłumaczenia są dla mnie idealne na czas oczekiwania na pomysły. Nie piszę, ale ćwiczę pisanie. Piszę nie swoje teksty. To rodzaj treningu, pracy. A jak nie pisze to biegam albo słucham muzyki albo wykonuję prace domowe, jak prasowanie. To są przyjemności.” 

O fantastyce i rzeczywistości, które mieszają się w jego książkach mówi z powagą – „w życiu jestem realistą, mocno stąpającym po ziemi, ale w opowiadaniach odkrywam swoją drugą stronę. I często zaskakuje mnie ona tak samo jak moich czytelników.”

Korzystałam z materiałów: New York Times’a, The Independent, The Guardian. 


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.