Niedawno wydała swoją pierwszą płytę, o której rozmawiała z Eltonem Johnem. Miała być objawieniem 2020 roku, po tym jak dostała nominację i wygrała Brit Award. Jest zbyt miła, delikatna i czasem niepewna siebie, ale jej głos jest mocny, lekko chropowaty i nie do zapomnienia. Jej płyty „Not Your Muse” można słuchać na okrągło.
Ma 26 lat, burzę loków afro i piękny głos. Nagrywa pod swoim pierwszym imeniem, bo mowa o Celeste Epiphany Waite. Właśnie wydała swoją pierwszą płytę, „Not Your Muse”, która brzmi niczym nowy powrót do tego, co najlepsze w jazzie i soul’u, choć sklasyfikowano jej płytę jako pop. Większość krytyków o jej muzyce mówi, że przenosi ich ona do małych klubów, gdzie w powietrzu unosi się dym papierosowy, a mała scena oświetlona jest delikatnym światłem, gdzie w kącie stoi pianino, a ilość gości jest ograniczona. Jeśli chodzi o porównania to trudno uniknąć tego do Amy Winehouse, ale część widzi w niej również Sarah Vaughan.
Śpiewa o miłości, emocjach i stratach. Sama pisze teksty. W małych notesikach notuje wszystko, co przyjdzie jej do głowy, nic nie skreśla. Historie zbiera z życia, nie, nie tylko swojego, ale też innych – „dopiero od niedawna jestem w prawdziwym związku, ale śpiewam o miłości”, śmieje się rozmawiając o swoich piosenkach.
„To trochę nadzwyczajne” – mówi o tym, jak świat zareagował na jej muzykę. Zaczynała w domu, od nagrywania w pokoju. Śpiewała ze znajomymi ze szkoły, ale była bardzo nieśmiała. Postępowała według zasady: bój się i działaj. W zeszłym roku dostała nagrodę Brit dla wschodzącej gwiazdy, taką samą jak Adele, czy Sam Smith. Podpisała kontrakt z marką Gucci, pierwszy raz miała wokół siebie cały sztab ludzi, „nie wiedziałam do końca, kto czym się zajmuje, ale chciałam być dla wszystkich miła. To była zmiana, bo do tej pory byłam ja i mój menager” – opowiada.
Teraz kiedy już coś o niej wiemy, kiedy w radiu można usłyszeć jej piosenki, Celeste chce się pokazać. „To był dziwny rok, bo zgromadziłam prawdziwą publiczność, mam fanów, ale nie gram koncertów, więc nie widzę ich twarzy, nie mam z nimi kontaktu” – mówi. Ale chętnie rozmawia z dziennikarzami, dla Vogue nagrała film, gdzie dzieli się swoimi doświadczeniami i daje rady. Pierwsza z nich, której się trzyma to: bądź sobą bez względu na wszystko. Kiedy widzi jakąś gwiazdę na okładce, zastanawia się, czy ona też by mogła tę okładkę ‚zrobić’.
Ale wróćmy do początku. Pierwszą płytę kupiła na spacerze i podarowała ją dziadkowi na urodziny. W wolnym czasie słuchała z nim muzyki i śpiewała jak Aretha Franklin – „w mojej głowie to była największa piosenkarka wszech czasów. Kiedy słuchałam muzyki z tamtego okresu, starałam się sprawdzić, czy ja też umiem tak zaśpiewać” – opowiada. Okazało się, że całkiem nieźle jej to wychodzi, czego najlepszym dowodem jest jej nowa płyta.
Mama zapisała ją do szkoły artystycznej na lekcje baletu, ale jedna z nauczycielek usłyszała jak śpiewa. Tak zaczęła się bardziej formalna edukacja. Jednak Celeste wspomina w wywiadach, że wprowadzenie do etyki zawodu, dało jej jasno do zrozumienia, że chce śpiewać głównie dla przyjemności. Nie zrezygnowała z zajęć, znalazła zespół z którym trochę występowała – „kiedy graliśmy swój pierwszy kawałek, miałam takie dobre przeczucie”, wspomina. Występy pozwoliły pokonać tremę. Idąc za ciosem Celeste, jak inne młode gwiazdy, zaczęła wrzucać swoje piosenki do internetu. Szybko znalazł się manager i zaczęła się prawdziwa praca.

2020 miał należeć do niej, oprócz nagrody Birt, również dostała nagrodę BBC Sound of 2020. Miała też wydać swoją płytę, ale Covid sprawił, że wszystko zostało zamrożone, przełożone, zawieszone. Celeste nie ukrywa, że bardzo zmartwiła ją ta sytuacja. „Myślałam, że jak się wstrzymamy, i nie będzie koncertów, to później może być tak, że nikt już nie będzie chciał mnie słuchać” – mówiła. Jednak 2021 rozpoczęła z przytupem. W końcu ukazała się „Not Your Muse”, Celeste dostała również nominację do Oscara za „Hear My Voice”, która znalazła się na ścieżce dźwiękowej do serialu Netflix’a – „Proces siódemki z Chicago”. Swój wkład ma również w ścieżkę dźwiękową do animacji „Co w duszy gra”, która również została nagrodzona Oscarem. To wszystko sprawiło, że jej czas się wypełnił. Można też było ją spotkać w studiu nagraniowym, bo Celeste nieustannie pisze kolejne piosenki i nagrywa. W nagraniu dla brytyjskiego Vogue możecie posłuchać jak śpiewa i opowiada o kolejnej płycie.
„Nigdy nie polegam tylko na tym, co mówią inni, staram się wsłuchać w siebie. To jest najważniejsze dla artysty. Chciałabym opowiadać swoje własne historie bardziej niż inspirować się kimś innym. Bycie w związku z artystą jest szalenie intrygujące, teraz odkrywam jak to jest między artystą, a muzą” – mówi Celeste, która jest złączona z poetą i modelem Sonny’m Hall’em.
Do tej pory śpiewała na festiwalach jako mało znana artystka, teraz czeka, aż to się zmieni. Ma więcej pewności siebie i odwagi, „ostatni koncert jaki śpiewałam to chyba kilkaset osób, myślę, że teraz będzie ich nieco więcej” – podkreśla z uśmiechem.
