Ella Yelich – O’Connor jakiś czas temu znikła na dobre z mediów społecznościowych. Odwiedziła Antarktydę, bo zawsze chciała to zrobić. Jest gwiazdą, ale wie, że czasu żeby zobaczyć lodowce zostało niewiele, bo globalne ocieplenie i zmiany klimatu są prawdą, a nie medialną ściemą. I poczuła, że nareszcie jest częścią natury. Stąd nie tylko nowa płyta, ale i nowe „ja” piosenkarki. Jej trzeci album nosi tytuł „Solar Power”.
Ella Yelich – O’Connor od dziecka chciała śpiewać, choć przez moment zastanawiała się nad tym, czy nie mogłaby rysować śmiesznych komiksów i tym zarabiać na życie. I jak twierdzi, nic by z tego nie było, bo nie jest dość zabawna. Wybrała więc muzykę. Zaczęła wcześnie, już jako szesnastolatka. W 2013 roku świat ją poznał i pokochał jako Lorde, za piosenkę „Royals”. Na teledysku widzimy umalowaną, młodą dziewczynę z burzą pięknie ułożonych kręconych włosów, która wygląda jak gwiazda i śpiewa, że nigdy nie będzie należała do elity. I w jakimś sensie się to sprawdziło, bo mimo, że Lord ma rzeszę fanów i sporo pieniędzy na koncie, w gruncie rzeczy daleko jej do rozpieszczonej gwiazdy showbiznesu.
Ubrana w długie, czarne spodnie, krótki top i bolerko, praktycznie bez makijażu, śmiała się do dziennikarza amerykańskiego Vogue, że nie mogła się zbytnio rozpuścić i pogwiazdorzyć, bo w Nowej Zelandii raczej się kibicuje sportowcom. W domu też nie jest gwiazdą, choć jej mama zbiera wszystkie rzeczy, w których Ella występuje na scenie i upycha je w garażu – „nie mam pojęcia, co my z tym wszystkim zrobimy”, mówi artystka bezradnie.

W 2019 roku spełniła swoje wielkie marzenie, o tym aby zobaczyć Antarktydę. „Jedyną rzeczą jaką można tam podziwiać jest siła natury. Jej piękno zachwyca i przeraża jednocześnie. Nie czujesz się zaproszona do tego świata, raczej jak włamywacz, który wchodzi, żeby coś ukraść dla siebie” – mówiła dla The Guardian. Opuściła Nową Zelandię, kiedy był środek lata i znalazła się wśród lodu i śniegu – „to zderzenie sprawiło, że zaczęłam pisać nową płytę, i wpłynęło na to, jaka ona jest ostatecznie.”
Po tej wyprawie, media ogłosiły Lorde aktywistką na rzecz środowiska. Ale gwiazda zdecydowanie temu zaprzecza – „nie jestem aktywistką, jestem gwiazdą pop”, mówi. „Solar power” jednak, jak żadna jej płyta, odwołuje się do tego, co dzieje się ze środowiskiem: wyrzuca starszym pokoleniom, że bezmyślnie popsuły wiele i teraz też nie patrzą na krzyk młodych, nie chcą słuchać naukowców. Lord przyznaje również, że ma wyrzuty sumienia – „mój zawód też niesie wiele szkody, od częstych podróży, po stroje, płyty” – wylicza.
„Nie rozumiem też, dlaczego wiele marek jest tak zdesperowanych, że wysyła nam [gwiazdom] swoje produkty, za darmo…nie róbcie tego!” – śmieje się do dziennikarza. „Jeśli patrzycie na mnie jak na kogoś obdarzonego głębszą wiedzą, to nie ja, ale wiem już sporo jak ludzie postrzegają gwiazdy – jesteśmy nauczeni patrzeć na nie jak na bogów, a nie musimy, bo nimi zwyczajnie nie są” – wyznaje Lord. Ten wątek też porusza na płycie.
Pandemię spędziła w większości w Nowej Zelandii, która nie była zbyt dotknięta restrykcjami. O tym okresie mówi, że nigdy nie czuła się lepiej – jest to związane z tym, że zdecydowała się opuścić media społecznościowe i więcej się nie dzielić swoim życiem w internecie. Pierwszy raz poczuła wolność, bo do tej pory miała manię sprawdzania: co, kto, kiedy? Lorde nie czyta również recenzji, przynajmniej w pierwszym momencie – „przez pierwszy tydzień po wydaniu płyty, czytam w internecie tylko przepisy kulinarne, żeby przypadkiem nie natknąć się na siebie.”
Jeśli nie masz pod ręką na czym sprawdzić informacji, dużo łatwiej się od nich odciąć – uważa artystka i dlatego, zamiast smartfona ma teraz zwykły telefon – „dumbphone” [;)], który służy jej do dzwonienia. „Media społecznościowe długo były dla mnie świetną zabawą, ale odrywały mnie od tego, kim jestem, od tego co mogłabym robić, wypełniały zbyt dużo czasu, czułam przez to, że coś tracę” – mówiła w NME. „Uważam, że jestem dzięki temu posunięciu w dobrej formie, jestem silna, kreatywna, pewna siebie, a to dopiero początek.”
Zapytana przez dziennikarza, czy nie boi się stracić kontaktu z fanami, Lorde odpisała: „jestem w uprzywilejowanej sytuacji”. Nie ukrywa, że jej kontakt z fanami jest inny niż większości gwiazd – „it’s crazy”, mówi. Swoich fanów nazywa „dziećmi”, a ma przecież dopiero 24 lata. Podkreśla, że najważniejsze dla niej to pozostać sobą – „ja się będę zmieniać i moja muzyka ze mną. Raz na cztery lata będzie o mnie głośno, tak bardzo głośno, a później zniknę na chwilę. Rozumiem więc, że nie wszyscy się do mnie przywiążą.”

„Solar Power” jest inna od jej dwóch wcześniejszych płyt. Na niej Lorde odwołuje się do natury, jest skromna, dziewczęca, delikatna, tak samo jak muzyka, którą możemy usłyszeć. Artystka określa ją jako „optymistyczną i pełną radości”. Mimo to, tematyka wydaje się ważna – od zmian klimatu, po samoakceptację. Lekkość muzyki to inspiracja między innymi twórczością Crosby, Stills & Nash, czy Nelly Furtado.
„Mój nowy album jest celebracją naturalnego świata, próbą uwiecznienia głębokich, transcendentnych uczuć, które przeżywam, gdy jestem na zewnątrz. W czasach pełnych bólu, żalu, głębokiej miłości i dezorientacji, szukam odpowiedzi w naturze. Nauczyłam się głębokich wydechów i nastrajania się. Album jest efektem tego podejścia.” – możemy przeczytać w Music Boxie.
Aby odpowiednio uczcić świat natury, Lorde postanowiła po raz pierwszy w historii wydać album w formacie discless. Wyprodukowany z poszanowaniem środowiska Music Box będzie alternatywą dla klasycznej płyty CD. Innowacyjny format będzie zawierał dodatkowe materiały graficzne, odręczne notki, ekskluzywne zdjęcia i kod do pobrania cyfrowej wersji albumu. Kod zapewni słuchaczom dostęp do albumu w najwyższej jakości, dwóch utworów bonusowych oraz dodatkowych niespodzianek.
Już na bardzo wczesnym etapie nagrań zdecydowałam, że chcę stworzyć postępową, mniej szkodliwą dla środowiska alternatywę dla płyty CD. Music Box będzie podobny w rozmiarze, kształcie i cenie, więc na półkach sklepowych będzie wyglądał bardzo podobnie co kompakt, ale jednocześnie będzie się wyróżniał, ponieważ został zaprojektowany w zgodzie z ewoluującą naturą nowoczesnego albumu – wyjaśnia Lorde.”*
Wydaje się, że Lorde jest nie tylko gwiazdą, ale i artystką świadomą zmian jakie zachodzą we współczesnym świecie, jeden mały krok dla niej – choćby o rezygnacji z wydawania CD, może być dużą zmianą dla fanów i otaczającej nas natury. Nie pamiętam kiedy odkurzyłam swoje stare CD i nie pamiętam, kiedy kupiłam ostatnie.
*opis wydawcy
**korzystałam z materiałów The Guardian, NME, The New Yorker i Vogue USA