Chłopak taki jak John Legend

Prawie dwadzieścia lat od debiutu, John Legend wydaje płytę pod tytułem „LEGEND”. To ponad godzina muzyki R&B/ soul, przy której chce się śpiewać i tańczyć. W wieku 43 lat osiągnął więcej niż jakikolwiek inny afroamerykański artysta. Na swoim koncie ma nagrody Emmy, Grammy, Oscara i Tony. 

Miał piętnaście lat, kiedy wziął udział w konkursie na esej. Miał napisać jak zamierza zmienić historię Afroamerykanów. John Stephens nie zastanawiał się długo nad tym pytaniem. Napisał, że zamierza zostać sławnym muzykiem i wykorzystać swoją popularność do walki z niesprawiedliwością społeczną i marginalizacją konkretnych grup. Był tak przekonujący, że wygrał. Już wtedy śpiewał w chórze i faktycznie marzył o karierze. Ten nastolatek zaśpiewał „Everything is Everything” z Lauryn Hill. 

Mimo, że John miał piękny głos i mnóstwo zapału, branża muzyczna okazała się sporym wyzwaniem. Dziś John Legend bez zażenowania mówi o tym, jak nagrywał kolejne kawałki, i chodził od wytwórni do wytwórni i zawsze ktoś mówił mu: popracuj nad tym jeszcze. A jednak jego esej okazał się dość proroczy. Na jego drodze pojawił się Kanye West, dziś znany jako Ye i zaczęli razem tworzyć. 

„On jest przyszłością” – powiedział o nim West i zdecydował się wydać jego pierwszą płytę w swojej wytwórni G.O.O.D Music. „Get Lifted” spełniło oczekiwania wszystkich. Album sprzedał się w ponad dziesięciu milionach egzemplarzy i zdobył Grammy dla najlepszego albumu r’n’b. Już wtedy John występował pod pseudonimem Legend, którzy nadali mu koledzy. Kiedy o tym opowiada śmieje się szczerze, tym bardziej, że uważa, że dopiero teraz jakoś sobie zasłużył na taki ambitny pseudonim. 

W 2013 roku ukazał się singiel „All of Me” – napisany dla żony, modelki i influencerki Chrissy Teigen. Do dziś to jedna z najchętniej odtwarzanych piosenek na serwisach streaming’owych. Na samym Spotify ma ponad 1,7 bilionów odtworzeń. Nic dziwnego, że każda kolejna płyta Johna to dawka sporych emocji. Nie dziwi również ilość nagród, które przez te lata odbierał na najważniejszych imprezach muzycznych. Ma dwie nagrody Emmy, dwanaście Grammy, Oscara i nagrodę Tony. Jest pierwszym Afroamerykaninem, któremu się udało zebrać EGOT i jednym z najmłodszych artystów, bez względu na rasę czy wiek. 

John Legend/ źródło: Instagram

John Legend praktycznie zawsze jest spokojny i uśmiechnięty. Nawet kiedy mówi o polityce i problemach z jakimi boryka się Ameryka. A mówi o tym często i otwarcie. W 2014 roku założył fundację FreeAmerica, mając na uwadze smutny fakt, że to właśnie w Stanach najczęściej stosuje się karę więzienia. Obchodzą go nie tylko prawa Afroamerykanów, ale w ogóle mniejszości. Walczy o prawa kobiet. I mówi, że jego marzeniem jest w pełni demokratyczny kraj w którym ludzie się szanują. Dlatego wspierał Baraka Obamę i Joe Bidena, kiedy startowali w wyborach. 

Między innymi to polityka poróżniła Johna i Ye – Kanye Westa. Kiedy West otwarcie wyrażał swoje poparcie dla Donalda Trumpa i komentował na Twitterze Johna, Legend wprost poprosił o to, aby przestał. Ye do tej pory ma urażoną dumę. Kontakt urwał się między nimi całkowicie. 

„Nie był bym tym kim jestem, gdybym nie spotkał Kanye na swojej drodze. To początki tworzenia wspólnej muzyki były również początkiem mojej kariery. Uwielbiam to, co robi jako muzyk. Uważam, że jednak słusznie się sprzeciwiłem, mam takie poglądy na politykę a nie inne, i nie mogłem postąpić inaczej. Jeśli w takim wypadku Kanye nie chce utrzymać kontaktu, ja nie mogę nic z tym zrobić. Takie jest życie” – tłumaczył Legend. 

Zagrał więc na koncert dla Joe Bidena. Wygranie przez kandydata demokratów wyborów prezydenckich dodało skrzydeł Legend’owi. Zagrał też koncert charytatywny dla weteranów wojennych. O swojej niedawnej rezydencji w Los Angeles mówił: „to milowy krok, ogromy honor”. I ma rację, bo takie rezydencje muzyczne przeznaczone są jedynie dla gwiazd światowego formatu. 

„Dostałem tę rezydencję w bardzo dobrym i ciekawym momencie. Mam już za sobą pewne sukcesy, stworzyłem wiele fajnych kawałków, mam na co się oglądać i co grać, ale mam też jeszcze tyle muzyki w sobie, i nowe single, które za moment się ukażą. W żaden sposób nie czuję się jak muzyczny emeryt” – podkreślał. 

Muzyczne rezydencje są szansą na to, żeby przyjrzeć się swojej karierze, wrócić do tego, co było, do starych przebojów. John Legend od razu, kiedy zaczął myśleć nad tym, jak ma wyglądać jego rezydencja, chciał zacząć od początku – od czasów Ohio, miasta w którym się wychował. Zaczął więc wracać do muzyki, która go kształtowała jako dziecko. Wrócił do kościoła, do grania pieśni, które śpiewała jego babcia w chórze, do muzyki Gospel, którą sam śpiewał. I były przeboje, które kiedyś były tym najważniejszymi. 

„To była czysta przyjemność. Zwykle kiedy koncertuje, to wiąże się to z promocją nowej płyty, tym razem to była wycieczka w przeszłość. Zagraliśmy wszystko co było dla mnie ważne, co sprawiło, że jestem w tym miejscu. Ale zagraliśmy też piosenki z najnowszej płyty” – mówił Legend.     

Na początku września ukazała się płyta LEGEND. To dwadzieścia cztery utwory, godzina dwadzieścia minut dobrej muzyki. To gorący czas dla Johna, który odpowiada na niekończące się pytania dziennikarzy. Śmieje się, kiedy ledwo dobudzony dziennikarz o ósmej łączy się z nim na Zoomie. Legend wcześnie zaczyna dzień, bo jego dzieci dość wcześnie wstają. Razem z Chrissy wyprawia je do szkoły. Czasem Luna, czy Miles pojawią się w zasięgu kamery. Na wywiady nie szykuje się jakoś specjalnie – bluza z rezydencji w LA z napisem Love in Las Vegas jest strzałem w dziesiątkę. Za tło służy jego prywatny gabinet, chyba, że rozmawia akurat z jakieś rajskiej wyspy.

Najbardziej cieszy go koniec pandemii, koniec większych restrykcji i obostrzeń. To oznacza tłumy ludzi na koncertach, emocje i dużą dawkę radości dla wszystkich. Jego poprzedni album ukazał się już w pandemicznych czasach. Po wydaniu Bigger Love, John zrobił sobie krótką przerwę w pisaniu. Ale dla niego, podobnie jak dla wielu artystów, pisanie tekstów jest terapeutyczne. Dlatego śmieje się, że przerwa nie trwała długo, a później słowa same się z niego wylewały. Na początku 2021 roku sytuacja covidowa się poprawiła „i to wtedy zaczęliśmy się spotykać w większym gronie i próbować. To był niesamowicie produktywny czas dla mnie. I nie mogę się doczekać aż ludzie usłyszą te wszystkie nowe kawałki” – mówił w wywiadzie dla magazynu Forbes.  

John Legend/ LEGEND/ 2022

„Myślę, że mamy kilka naprawdę dobrych hitów. Kilka z nich na pewno będzie grało na wszystkich imprezach, na przykład „All She Wanna Do”, którą my graliśmy w Vegas. I mimo, że ludzie jej wcześniej nie słyszeli, to było czuć ich radość. Ale mamy też piosenki, które są bardziej ciepłe i bliskie sercu, które myślę, że szybko dotrą do ludzi, bo uderzają w czułe punkty. To „Stardust”, czy „Wonder Woman”. Mamy bardzo duże zróżnicowanie, bo nagraliśmy bardzo obszerny materiał. Najciekawszy moment dopiero przed nami, kiedy płyta się ukaże i zobaczymy jak ludzie ją przyjmą. Od premiery muzyka żyje już swoim życiem, nikt z nas nie ma wpływu jak będzie to wyglądało” – mówił.  

Na jednym tchu dziennikarze wymieniają twórców, którzy byli dla Johna inspiracją, również przy tym albumie. Harry Belafonte, Stevie Wonder, czy Marvin Gaye. John Legend o Belafonte, czy Stevie Wonderze mówi: inspiracja, przyjaciel, mentor. Patrzyłem na nich i ich podziwiałem, chciałem być taki jak oni”.

Inne nazwiska, które warto wymienić przy tej płycie to Ryan Tedder z OneRepublic, Rick Ross, Jhene Aiko, Ty Dolla $ign, Amber Mark, Jazmine Sullivan, Jada Kingdom, Rhapsody, Lesisi. To goście, którzy współtworzą tę płytę. To dzięki nim nowy album jest tak różnorodny i ciekawy muzycznie. LEGEND promują single „Honey” z udziałem Muni Long, „Dope” z JID i „All She Wanna Do” z Saweetie.

„Spędziłem długie godziny w swoim studiu w Huntley, z osobami, które mają niezwykły talent do pisania, z muzykami, z producentami. Powstał album w którym czuć moją miłość do muzyki, to jak ją rozumiem. Są tu zapisane moje inspiracje. Ta płyta pokazuje jakim jestem artystą. Są tu emocje, które mi towarzyszyły w życiu, historie, których byłem częścią. Jest tu moja rodzina, moja żona, dzieci.

LEGEND to radość i celebracja dobrych emocji. Ale też przypomnienie, że życie czasem jest bardziej skomplikowane. Ja i moja rodzina przeżyliśmy trudne momenty, stratę, ból, cierpienie, żałobę. Chciałem, żeby ten album był emocjonalny. Muzyka miała mi pomóc, miała być lekarstwem na wszystko, co złe. Mam nadzieję, że wam też pomoże. Włożyłem w ten album całego siebie, dlatego po zdecydowałem się na taki tytuł. 

Jestem szczęściarzem, że mogłem to zrobić, i cieszę się że mogę się nim z wami podzielić. Mam nadzieję, że pokochacie LEGEND” – napisał w dniu premiery.

 


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.