Wariat w najlepszym wydaniu/ Piotr Zioła i jego nowa płyta

Najpierw słuchał jak jego tata muzykuje w garażu. Było głośno. Później sam zdecydował się na udział w programie X Factor i zachwycił wszystkich. Piotr Zioła po długiej przerwie, wraca z nowym albumem. „Wariat” to płyta, która wyrywa nas z naszej strefy komfortu po to, żebyśmy mogli odkryć coś zupełnie nowego. I powiem wam, że warto stać się elektrycznym idąc za głosem Piotrka. 

Zniknął na pięć lat. Piękny, młody, wiecznie uśmiechnięty. Z masą możliwości, bo kto nie chciał współpracować z Piotrkiem Ziołą. Pamiętam jak nuciłam „Bilet” nagrany z Flirtini, „Przyjmij brak” śpiewane z Justyną Święs, zachwycałam się „Kolorem Czerwieni” nagranym z Wojtkiem Mazowlewskim. I całą świetną płytą, która ukazała się po sukcesie Piotrka w X Factor. 

„Revolving door” było dla niego spełnieniem marzeń, do tego granicznego momentu myślał, że coś tam sobie ponagrywa. Ale świat muzyki upomniał się o niego i to było totalne zaskoczenie. „Byłem dzieciakiem rzuconym na głęboką wodę” – mówi o pierwszej płycie Piotrek. 

Kiedy pojawił się w programie miał zaledwie szesnaście lat. W jego domu muzyka była obecna od zawsze – tata grał w zespole Chili i mocno hałasował. To jednak to doświadczenie zdecydowało, że Piotrek nabrał ochoty, żeby muzyką zająć się na poważnie.  

„Podglądałem te próby, słuchałem tworzonych w domu nagrań, a wkrótce rodzice zaczęli zabierać nas na pierwsze koncerty. Jestem przekonany, że to m.in. one zaowocowały tym, co robię dzisiaj. Zresztą w tej piwnicy sam nagrywałem swoje pierwsze poczynania wokalne i komponowałem mnóstwo rzeczy. Tam też rozpoczęło się działanie nad moją pierwszą płytą. Domowa piwnica jest super (śmiech)” – mówił w wywiadach.

Piotr Zioła/ Instagram

Wychowywał się w Opolu i choć potrafił docenić muzykalność tego miasta, to sam festiwal nie przekonywał go w stu procentach. Wtedy marzył, żeby artyści byli bardziej alternatywni niż ci, którzy pojawiali się na scenie. Zapytany o to, czy chciałby wystąpić w rodzinnym mieście, na festiwalu, odpowiedział: „być może kiedyś, teraz nie jest mi pod drodze z tak ogromną publicznością.”

Jako nastolatek słuchał Amy Winehouse i bardzo chciał być taki jak ona. Jej głos, lekko szorstki, szczery, i granie dla samego grania, wzbudzały wiele emocji, które później buzowały gdzieś pod powierzchnią skóry i robiły nam dzień. „Dzięki niej poznałem wykonawców lat 50. oraz 60. i zacząłem interesować się tym, co wtedy wydarzyło się w muzyce. Zdecydowałem później, że właśnie w takim kierunku chciałbym podążać, dodając przy tym swoje „ja”. Oprócz Amy nie ma chyba artystów, których byłbym wielkim fanem. Śledziłem jej poczynania, czytałem o niej książki, oglądałem filmy… Jej śmierć bardzo na mnie wpłynęła” – mówił  wtedy dziennikarzowi GW. 

Zanim nagrał Revolving Door, dostał sporo cennych rad. W tym od rodziców. To tata śpiewał razem z nim i uczył go jak ma panować nad głosem. Raz Piotr miał śpiewać poprawnie, innym razem miał skupić się na emocjach, jeszcze innym na totalnej improwizacji. Ćwiczenia przyniosły efekt. Głos Piotrka Zioły uwodzi publiczność, a on sam ze sceny widzi jak fani śpiewają razem z nim. „To jest niezwykłe i dodaje odwagi” – mówi artysta. 

Na okładce pierwszej płyty Piotr wygląda dokładnie jak James Dean. Blond grzywka spada mu na czoło, w ustach trzyma przekrzywionego papierosa, ale nie patrzy nam w oczy, tylko spuszcza wzrok. 

„Na pewno udało się zachować na płycie ducha lat 50. i 60, ale mimo wszystko wydaje mi się, że brzmi ona współcześnie. Z producentem Marcinem Borsem spędziliśmy wiele godzin na zabawach z instrumentami klawiszowymi i one na „Revolving Door” brzmią elektronicznie. Takie rzeczy też mnie inspirują. Najlepszym tego przykładem może być mój gościnny udział na płycie Rys, czyli duetu elektronicznego. Nie słucham takiej muzyki, ale ten projekt otworzył mój umysł na nowoczesne brzmienia. Ostatnio ta muzyka przemówiła do mnie, gdy byłem w Warszawie na koncercie Kiasmos. Nie wykluczam, że w przyszłości chciałbym łączyć ze sobą dawne lata ze współczesnymi brzmieniami.” – mówił o „Revolving door” Piotrek w 2016 roku.

Można było wtedy zobaczyć lekko ekscentrycznego, ale fajnego chłopaka, który miał różne dziwne pomysły. Na przykład zafascynowany Polańskim wybrał się do jego domu i ot tak zapukał do drzwi. Pokazał mu swoje wiersze. Był na fali, w fazie maniakalnej, gdzie wszystko co robisz przynosi niesamowitą przyjemność, dopóki ktoś nie złapie cię za rękę. Piotrka złapano w samą porę. Trafił do szpitala i dostał diagnozę – choroba afektywna dwubiegunowa. Przeżył to mocno i postawił na zdrowie. Zrobił sobie przerwę, choć tak naprawdę przyjemności nadal szukał w muzyce i pisaniu. 

„A co, jeśli nie ja jestem tu szalony?” – pyta Piotrek na swojej najnowszej płycie. Wariat to mocne słowo, które jest raczej stygmatyzujące i negatywne. Choroba jednak nie jest wariactwem – dziś już wiemy, że większość chorób to nierównowaga biologiczna, zachwianie naszego systemu. Piotrek więc zachęca, żeby wariactwo postrzegać jako przekraczanie strefy naszego komfortu, poszukiwanie czegoś nowego, ekscytującego. Jego wariactwo polega na szukaniu radości i szczęścia, mimo choroby, ciężkich chwil, czy otaczającej szarości. 

Wciskasz play i pierwsze co słyszysz, to melodia na fortepian, gitary i skrzypce, w tle ciepły, kobiecy głos. Głos mamy Piotra. Główny motyw piosenki „Mama” powstał, kiedy artysta siedział jeszcze w szkolnej ławce. Inspiracją, która go popchnęła go do wykorzystania tej kiedyś stworzonej melodii była „Kołysanka” Krzysztofa Komedy. Ta lekka, frapująca piosenka zapowiada całkiem niezłą mieszankę muzyki. Piotrek śpiewa z błyskiem w oku, elektrycznie i raczej do tańca, choć opowiada o tym, co go spotkało przez te lata ciszy. I nie ukrywa, że musiał się nauczyć śmiać od nowa, a jego ciało pokrywają liczne blizny. 

Płytę zapowiadały trzy single „Błysk”, „Choć czuły gest tu radości niesie mniej, to krzywda nie rozlewa łez” i „Prąd”. Wszystkie miały pełne symboliki teledyski, które współtworzył sam artysta jako reżyser i scenarzysta. Nowa płyta to także spełnienie marzeń Piotrka o byciu artystą wizualnym i szkole filmowej z której zrezygnował na rzecz muzyki. Do wspólnego pisania zaprosił Paulinę Przybysz, Justynę Święs, Bisza i Rasa. 

Kompozycje powstały w wyniku wspólnej pracy Piotra i znakomitych muzyków: Krzysztofa Kawałko, Marcina Ułanowskiego, Staszka Wróbla i Pawła Zalewskiego. Producentami albumu są Piotr „Emade” Waglewski i Jan Biedziak.

Jak napisała Julia Właszczuk na łamach magazynu „Vogue”: „Wariat” to eklektyczna mieszanka gatunków, estetyk i historii, które złożyły się na powrót artysty. To owoc eksperymentów i przekraczanie granic.”

Obok najnowszej płyty Dawida Podsiadło, „Wariat” to dla mnie odkrycie roku i przyznaję bez wstydu, słucham tej płyty w zapętleniu, z ogromną przyjemnością.

Korzystałam z: „Nie zamieniłbym tamtych chwil” Gazeta Wyborcza [cytaty]


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.