Kamera, akcja! Steven Spielberg 

Jako dziecko podchodził do telewizora tak blisko, jak tylko się dało. Jego mama często na niego krzyczała, bo przecież mógł popsuć sobie wzrok. W wieku 12 lat nagrał swój pierwszy, domowy film, na którym zabawkowa kolejka górska wypada z torów. Dziś mówi się, że jest jednym z najlepszych reżyserów Ameryki. Od ponad pięćdziesięciu lat Steven Spielberg kręci filmy, które prawie zawsze zgarniają najbardziej obiecujące nominacje. Na koncie ma niezliczoną liczbę nagród i trzy Oscary, a teraz kolejną szansę na następne statuetki – do kin wszedł jego najnowszy film „Fabelmanowie”.

Steven Spielberg należy do tych reżyserów, którzy kamerę traktują jak przedłużenie swojej ręki i zastępstwo dla oczu. Świat, który widzi przez kamerę i który utrwala na taśmie, jest dla niego tak samo prawdziwy i ważny, jak rzeczywistość w której przyszło mu żyć. Kto choć raz widział jakiś jego film, bez problemu rozpozna także inne jego dzieła. Każdy z nas potrafi wymienić tytuły jego filmów. I to nie tylko te najważniejsze, jak „Szczęki” – horror o rekinie polującym na ludzi, który był przełomem w jego karierze, „Listę Schindlera” – dramat o holocauście, za który dostał dwa Oscary, czy poruszającego „E.T.”. Większość z nas siedziała w kinie na kolejnych częściach Indiany Jones’a, czy Parku Jurajskiego. Starsza widownia bez trudu wymieni również „Kolor purpury”, „Szeregowca Rayan’a”, „Raport mniejszości” i „Wojnę światów”. W ciągu ostatnich kilku lat Steven cały czas spędzał na planach filmowych. Oglądaliśmy „Czwartą władzę”, czyli walkę „The Washington Post” z nadużyciami amerykańskiego rządu, , „Player One”, historię która przenosi nas do wirtualnej rzeczywistości, czy musical „West Side Story” – klasykę w najlepszym wydaniu, która jednak zawiodła jeśli chodzi o box office. 

„Ja tak bardzo kocham kręcić filmy, że nawet takie niepowodzenia nie mogą mnie od tego odciągnąć. I wierzę, że są takie filmy, które przetrwają każdą próbę czasu” – mówi dziennikarzom Steven, udzielając kolejnych wywiadów. 

Przez te pięćdziesiąt lat kręcił filmy o różnej tematyce i najróżniejszych bohaterach. Nie umknęło mu, że jego życie jest równie intensywne i pełne emocji, i wspaniale nadaje się do tego, aby opowiedzieć o nim na dużym ekranie. W wielu wywiadach mówił, że jego rodzice dopytywali się, kiedy nakręci ich historię. Jego mama miała artystyczną duszę i zawsze zachęcała go do działania. Steven często zabierał ją na imprezy i premiery, a ona żartowała, że lepiej dbałaby o siebie, gdyby tylko wiedziała, że będzie miała tak sławnego syna. Rodzice nie doczekali najnowszego filmu, który jest inspirowany ich życiem. Steven Spielberg długo zwlekał z nakręceniem tej historii. 

„Kiedy przyszła pandemia wszystko się zmieniło. Większość moich dzieci wróciła do domu, żeby być blisko. Ja nie miałem co robić, bo kręcenie filmów wymaga ogromnego zespołu ludzi i dużej bliskości. Wszystko zostało zawieszone. Miałem więc mnóstwo czasu w swoich rękach. Wsiadałem do samochodu i jeździłem po okolicy. To był czas kiedy myślałem o tym, co dzieje się na świecie. Ale zacząłem również myśleć o tym, jaka jest następna historia, którą chciałbym opowiedzieć. Pomyślałem wtedy, że będę żałował jeśli nie opowiem swojej historii, tego jak dorastałem” – mówi.

Steven Spielberg/ Instagram

„Fabelmanowie” to intymny portret rodziny, która jest mocno inspirowana rodziną Spielbergów. Pierwszą widownią były siostry Stevena, które nie tylko przeczytały wcześniej scenariusz, ale i pojawiały się na planie. Podczas jednej z takich wizyt przyniosły Michelle Williams biżuterię swojej mamy. 

Biegający wszędzie z kamerą chłopiec to Sammy Fabelman (Gabriel LaBelle), jedyny syn i najstarsze dziecko Mitzi (Michelle Williams) i Burta (Paul Dano). Sammy ma trzy młodsze siostry, które szybko, tak jak rodzice, stają się bohaterkami jego pierwszych filmów. Sammy patrzy na świat przez obiektyw kamery, na jego filmach widać wszystko jak na dłoni – radość, wspólną ekscytację, ale też rosnący smutek Mitzi i bezradność Burta. 

Scenariusz powstał we współpracy z Tonym Kushner’em, który wcześniej pracował ze Spielbergiem również przy pisaniu „Monachium”, „Lincoln’a” i „West Side Story”. Reżyser łączył się z nim na Zoomie, gdzie prowadzili długie rozmowy. Steven Spielberg przyznaje, że kiedy planował jak miały wyglądać te rozmowy i pisanie scenariusza, wszystko wydawało mu się proste. Przeszkody pojawiły się dopiero, kiedy z Tonym zaczęli rozmawiać.  „Czasami to nie była łatwa historia, i trudno mi było o tym wszystkim opowiadać. O naszych rodzinnych tajemnicach. Tony jest empatycznym rozmówcą i dlatego to się udało” – mówił Spielberg. 

Ten film był dla niego jak katharsis, jak terapia na której nigdy nie był. Kręcąc „Fabelmanów” mógł jeszcze raz przeżyć lata, kiedy odkrywał intensywnie świat i jego tajemnice. Na planie starał się złapać dystans do tego, co widzi, ale przyznaje, że były momenty, kiedy w aktorach widział swoją rodzinę. Sammy jest jego alter ego, nawet kamerę trzyma tak, jak robił to mały Steven, choć reżysera kusiło, alby pokazać wszystko tak, jak mu podpowiadało wieloletnie doświadczenie. 

„Fabelmanowie” to film o rodzinie. O Leah Adler, wysokiej blondynce, która pięknie grała na fortepianie, bosko tańczyła, prowadziła swoją galerię sztuki, a później lokal, w którym często gościła przyjaciół syna z Hollywood. Lee Lee – tak na nią wołali bliscy, była wolną duszą, nie narzucała reguł, przyjaźniła się ze swoimi dziećmi. Arnold Spielberg zawsze mocniej stąpał po ziemi, miał ścisły umysł, był inżynierem. Nie miał nic przeciwko reżyserii, ale wolał żeby syn miał pewne wykształcenie jak on i dobrą pracę, z której będzie mógł utrzymać rodzinę. Steven jednak nie wyobrażał sobie innej drogi i innego życia niż przygoda na planie filmowym, tak wylądował na Uniwersytecie Stanowym Kalifornii.  

„Nie chcę zepsuć oglądania, ale ja przez kamerę uczyłem się patrzeć na świat i go odkrywać. Tak dowiedziałem się bardzo ważnej prawdy o małżeństwie moich rodziców i tak Sammy dowiaduje się, że między jego rodzicami rodzi się przepaść. 

Historia z moimi rodzicami jest prawdziwa. To był jeden z tych najtrudniejszych momentów, dla mnie jako dziecka, miałem wtedy jedynie 16-ście lat, i teraz po latach, kiedy pracowałem nad filmem. Ja pierwszy się dowiedziałem, jak bardzo moja mama jest nieszczęśliwa, i trzymaliśmy to w sekrecie przez kolejne lata.”  

Kamera była dla Stevena również przepustką. Dzięki niej łatwiej przychodziło mu zawieranie znajomości. Koledzy z początku uważali, że to dziwne, że Spielberg biega wszędzie z kamerą. Szybko jednak zmienili zdanie – te krótkie filmy były dobre, i dużo dzieci ciało się znaleźć w centrum uwagi, zagrać coś, pokazać się. Steven mógł obserwować świat, a kiedy zobaczył coś, co chciał zatrzymać dla wszystkich, zaczynał nagrywać.

Język filmu był dla niego zawsze czymś więcej niż dialogi i ładna scenografia. Spielberg posługiwał się energią – ruchem, mimiką, emocjami, które spajały cały obraz i ostatecznie nadawały mu formę. Jak każdy, kto tyle lat spędził na planie filmowym, tak i on ma swoich ulubionych aktorów. Nie wybiera ich według kryterium popularności, czy urody. Muszą zachwycać go „tą energią”, którą później grają i zachwycają widzów. 

„Kiedy zacząłem myśleć o obsadzie „Fabelmanów”, od razu wiedziałem, że nie sprawdzi się normalny casting, i nie ma mowy o tym, żeby wybrać do tych ról kogoś zwyczajnie popularnego. Pomyślałem wtedy, że te role muszą być obsadzone przez aktorów, których znam, i to dobrze, którzy mnie poruszają. Szukałem kogoś, kto mi przypomina moich młodych rodziców i oczywiście aktora, który by przypominał mnie samego – nie powiem, ale nie byłem obiektywny w tym wyborze, choć mógłbym powiedzieć, że się starałem.” 

Steven Spielberg wybrał Paula Dano, który zagrał jego tatę, i Michelle Williams, która wcieliła się w rolę jego mamy. Samme’go gra najpierw Mateo Zoryan, a później, już nieco starszego Gabriel LaBelle. Michelle Williams zachwyciła Stevena swoją rolą w „Blue Valentine”, ale to rola w serialu „Fosse/ Verdon” ostatecznie zdecydowała o tym, że Steven postanowił ją obsadzić w filmie. Oglądając Gwen Verdon, zdał sobie sprawę, że Williams potrafi zatracić się w roli. Rola Mitzi, czyli jego filmowej mamy okazała się dla niej idealna. Aktorka przyznała, że gdyby nie to, że miała już za sobą naukę tańca, to na potrzeby tego filmu musiałaby się zapisać na kurs.

Zapytana o to, jak to jest zagrać kogoś tak bliskiego dla reżysera, dopowiedziała: „Szczerze mówiąc, to było kapitalne doświadczenie. Miałam obok siebie osobę, która znała odpowiedź na każde pytanie dotyczące mojej postaci. Nie było martwych punktów, kiedy zastanawialibyśmy się wspólnie, co też ona by teraz zrobiła. Steven zna swoją matkę bardzo dobrze, więc kiedy tylko miałam wątpliwości, jak coś powinnam zagrać, on je natychmiast rozwiewał. Im dłużej byliśmy na planie, tym więcej wspomnień Steven przywoływał. Ten film był dla niego jak Proustowska magdalenka – przenosił się dzięki niemu do zamkniętych wcześniej zakamarków własnej pamięci.”*

Paul Dano odczuł sporą presję – „wyobraźcie sobie, że gracie ojca jednego z najważniejszych reżyserów naszych czasów… to niesamowite i trudne wyzwanie” – mówił w rozmowach. Na szczęście, po spotkaniach z Kushnerem, Steven chętnie się dzielił swoim życiem z aktorami. Zanim wszyscy znaleźli się na planie, odbyli wiele osobistych rozmów, a Steven udostępnił im filmy i albumy rodzinne. Gabriel LaBelle uczył się z nich uśmiechu Stevena – bo jak twierdzi, nie czuł się do niego zbyt podobny, chciał więc nadrobić choćby uśmiechem. 

„Nasze kariery prawie zawsze zaczynają się od jakiegoś seansu w kinie…” – powiedziała Michelle Williams w jednym z wywiadów. Nie inaczej było ze Stevenem, którego rodzice zabierali do kina i na koncerty muzyki klasycznej. I o tyle o ile, mały Steven nie mógł zrozumieć muzyki, to kino wciągnęło go od pierwszego momentu. Prawie każdą sobotę spędzał przed dużym ekranem. Oglądał „Godzillę”, „Bohaterów morza”, czy „Lawrence z Arabii”. Uwielbiał filmy C.B. DeMille i John’a Forda, z którym współpracował jako młody człowiek. 

Dziś szczególnie mocno dotyka go to, co się stało – „kiedyś w latach ’50 kino straciło widzów na rzecz telewizji. Później ktoś wymyślił „Niedzielny wieczór z filmem”, i telewizja zaczęła pokazywać filmy. I już nie trzeba było wychodzić z domu, żeby coś obejrzeć” – mówi. Pandemia zasiała takie zniszczenia jak nic przed nią – kina zostały zamknięte na głucho, a premiery największych filmów najpierw przeniesione, a później pokazywane na platformach streamingowych. Dziś widzowie nawet nie muszą cierpliwie czekać, aż jakaś superprodukcja pojawi się w internecie – to kwestia zwykle kilku tygodni. Kina świecą pustkami.

Steven nie ma nic przeciwko telewizji. Sam zaczynał od serialu „Night Gallery” z Joan Crawford. I dziś taże lubi zasiąść przed telewizorem. Z przyjemnością obejrzał „Mare of Easttown”, czy „Gambita królowej”. Ciągle wraca też do „Rodziny Soprano”. Dla niego kino to jednak zupełnie inna ranga, tam emocje wybuchają spontanicznie i łączą ludzi, którzy się nie znają. W ciemności, na niezbyt wygodnym fotelu można przeżyć magiczne chwile.

„Wierzę w to, że ludzie znowu zaczną chętnie chodzić do kina. Musimy być razem, to dla nas ważne. Nawet jeśli komuś popcorn przyklei się do buta, to i tak warto filmy oglądać na dużym ekranie” – mówi. 

„Fabelmanów” obejrzał z dwutysięczną widownią w Toronto. Tak chciała jego żona, która mu powiedziała, że nawet nie wypada postąpić inaczej. Steven Spielberg nie chodzi do kina na swoje filmy, ogląda je przecież wiele razy zanim zostaną pokazane publicznie. „Byłem tym przerażony, ale to było również piękne doświadczenie” – powiedział reżyser po tym seansie.

Film możecie już oglądać w kinach.  

*Wywiad dla WO/ Michelle Williams o roli w filmie „Fabelmanowie”: Steven Spielberg powierzył mi intymne wspomnienia/ Artur Zaborski /04.01.2023


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.