To będzie roztańczony miesiąc – zaczniemy od ludowych oberków i wirujących par w „Zimnej wojnie” Pawlikowskiego, żeby przenieść się do sal wystawowych Centrum Sztuki Zamku Ujazdowskiego, gdzie można oglądać wystawę „Inne tańce”. Mało wrażeń? Zajrzymy na galę Met, gdzie siostra Danny’ego Ocean’s spróbuje ukraść nie byle jaki naszyjnik zdobiący szyję Annie Hathaway. Wystawę Met przygotował sam Andrew Bolton, więc oprócz gwiazdorskiej obsady, porywającego tempa, zobaczymy wiele pięknych kreacji – Bolton jest kuratorem Met od dawien dawna, a jego wystawy są obłędne. Frida Kahlo również była ikoną i mistrzynią kreowania własnego wizerunku – po pięknej wystawie „Frida Kahlo i Diego Rivera. Polski kontekst” zdecydowanie jesteśmy ciekawi, jak ubierała się na codzień, jakich rzeczy używała, jakie gromadziła. W londyńskim V&A obejrzeć można „Frida Kahlo: Making Her Self up”.
Chciałabym napisać na ukojenie nerwów polecamy „Ulgę” Fiedorczuk. Zamiast tego jestem zmuszona napisać – książka tylko dla tych o mocnych nerwach!
Zaczynamy.
„Zimna wojna”/ reż. Paweł Pawlikowski
Ona – piękna blondynka po przejściach i z wyrokiem, bardzo chce się wyrwać ze swojego życia. Oprócz urody, Zula – grana przez Joannę Kulig, ma niesamowity talent sceniczny, pięknie śpiewa i zabójczo tańczy. Zespół pieśni i tańca „Mazurek” to jej szansa na sukces i karierę. On jest dyrygentem i pianistą i to on, jako pierwszy dostrzega potencjał młodej dziewczyny. Tak duży, że Wiktor od razu zakochuje się w Zuli po uszy. Prowadzą swój miłosny taniec w rytm muzyki, raz łącząc się w uścisku, raz odpychając, idąc zgodnie z rytmem i płynnie się poruszając, żeby zaraz w szaleństwie, desperacji odpychać się i szarpać. Nie mogą być już bez siebie i nie potrafią być ze sobą.
W czarno – białych kadrach filmu Pawlikowskiego zamknięto bardzo emocjonalną historię o miłości, bardzo ludzkiej, prawdziwej i poruszającej. Doskonała gra aktorska – Joanny Kulig, która zebrała szerokie gratulacje, i została porównana do Jeanne Moreau, oraz Tomasza Kota, który gra Wiktora, sprawia że film wciąga od pierwszej minuty. Paweł Pawlikowski inspirował się swoją historią rodzinną, nie przeniósł jej na ekran w skali jeden do jednego, ale użyczył bohaterom imion swoich rodziców i ich temperamentu. Do aktorów zaś mówił na planie: „Nie graj, bądź nim” i zarządzał kolejne duble. Cały wysiłek opłacił się z nawiązką – po pierwsze „Zimna wojna” zdobyła Palmę w Cannes za reżyserię, po drugie my jako widzowie, mamy do obejrzenia film, który z pewnością zostanie z nami na długo. Mistrzowski.

„Inne tańce”/ Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski
Interaktywne instalacje, niezwykłe scenografie, eksperymentalne spektakle i dźwiękowe interwencje – to esencja wystawy „Inne tańce”, która skupia się na pokazaniu nowych, śmiałych i alternatywnych dróg komunikacji w przestrzeni artysta – dzieło – odbiorca. Performatywny zwrot w sztuce – eksperymenty w tańcu, teatrze, performansie, sztukach wizualnych to domena takich artystów jak Marta Ziółek, Anna Karasińska, Aleksandra Wasikowska, Krzysztof Garbaczewski, Konrad Smoleński, Wojtek Blecharz, czy Karol Radziszewski. Ich dzieła zgromadzone w jednej przestrzeni sprawiają, że czujemy się trochę jak w innej, równoległej rzeczywistości, mocno pociągającej, lekko niepokojącej i solidnie abstrakcyjnej.
Pamiętam „Transcryptum” Wojtka Blecharza wystawiane w Teatrze Wielkim – Operze Narodowej, które było dokładnie totalną abstrakcją na temat opery (nazwane zresztą przez dziennikarzy anty – operą) – gry aktorskiej, muzyki, dekoracji, przestrzeni. Widz czuł się jak element tego przedstawienia, był na wyciągnięcie ręki aktora, otoczony przez wąskie korytarze, elementy dekoracji, do jego uszu sączyła się muzyka – eksperymentalna i mocno magnetyczna. Ten klimat eksperymentu, bardzo udanego, przenosi się na wystawę „Inne tańce”.
Tytuł wystawy nawiązuje do spektaklu Akademii Ruchu z 1982 roku, i do samej idei miejsca jakim jest Centrum Sztuki Współczesnej Zamek Ujazdowski, które w swojej działaności stawia na to, co jest aktualnie obecne w sztuce, nie bojąc się wchodzić na nieznane wody. Pokazuje, że dziś artyści płynnie przekraczają granicę między sztukami wizualnymi, a performancem. Zachęcając nas, żebyśmy również wyciągnęli coś z tego doświadczenia dla siebie. Inspirujące.

Ocean’s 8/ reż. Garry Ross
Debbie właśnie wychodzi z więzienia i obiecuje światu poprawę, ale tak naprawdę najlepiej wychodzi jej układanie piekielnie dobrych planów rabunkowych. Ma to we krwi, w końcu jest rodzoną siostrą Danny’ego Ocean – najprzystojniejszego złodziejaszka wszech czasów. Tak jak brat, nie lubi działać sama, więc organizuje dziewczyny i postanawia, że jak nic zdołają ukraść naszyjnik zdobiony największymi brylantami jakie istnieją, który na gali nowojorskiego Metropolitan Museum będzie miała na sobie jedna z gwiazd – Annie Hathaway.
Będzie się działo – Ocean’s 8, tak jak poprzednie męskie wersje, to gwiazdorska obsada – w roli Debbie zobaczymy Sandrę Bullock, a w skład jej rabunkowego zespołu wchodzą między innymi Cate Blanchett, Sarah Paulson, Rihanna, czy Helena Bohan – Carter. Trudno uwierzyć, że mogłoby im się nie udać, w takim zespole! Oprócz gwiazdorskiej obsady w filmie zobaczymy specjalnie przygotowaną na tę okazję wystawę mody – jedne z najbardziej porywających wystaw mody jakie są organizowane na świecie to właśnie te w Met, jak zwykle odpowiedzialny za nią jest Andrew Bolton. Za przyjęcie po głównej gali opowiada zaś sama naczelna Vogue – Anna Wintour, ciekawi czy też pojawi się na ekranie? Jeśli tak, to możemy liczyć, że pojawią się również stali bywalcy tych imprez, co oznacza zacne grono gwiazd i celebrytów Hollywood. Iście gwiazdorski film.

„Frida Kahlo: Making Her Self Up”/ Victoria & Albert Museum Londyn
Egzotyczne dzieła, które są rozpoznawalne na całym świecie. Romans i związek z dużo starszym, bardzo znanym meksykańskim artystą Diego Riverą. Wypadek, który na zawsze zmienił jej życie – oprócz tego, że unieruchomił ją i zrobił z niej kalekę – z jego zdrowotnymi konsekwencjami artystka walczyła całe życie, to zrobił z niej artystkę – to wtedy Frida Kahlo sięgnęła po pędzle i farby i zaczęła malować. Wiodła bardzo artystyczne życie – bardzo lubiła meksykańską kolorową kulturę, ludowe stroje, biżuterię, często wpinała kwiaty we włosy. Zdecydowanie jest jedną z tych artystek, których twórczość wykraczała poza ramy płótna i przenosiła się na codzienność. Artystycznie kreowała swój wizerunek, umiejętnie sprzedając go innymi i wzbudzając zachwyt – mimo, że nie była typową pięknością. Tworzyła siebie. I to zobaczymy na wystawie w V&A.
Jak zapewniają nas kuratorzy, artefakty zgromadzone na wystawie nie były pokazywane nigdzie indziej na świecie – oczywiście oprócz muzeum Fridy Kahlo w Meksyku. Zobaczyć będziemy mogli kosmetyki, choćby lakiery do paznokci, czy puder którego używała, ubrania – te bardziej codzienne, i te niezwykłe w których Frida zamieniała się w artystyczną osobowość, czy protezę nogi, która była namacalnym dowodem zniszczenia jakie dokonało się w czasie wypadku. Będzie to więc bardzo osobista i emocjonalna podróż w świat wielkiej artystki.
Jeśli nie wybieracie się do Londynu, a jesteście ciekawi Fridy Kahlo – możecie za jednym kliknięciem przenieść się do jej świata. Projekt Google Art & Culture uruchomił kolejną wystawę, poświęconą właśnie Fridzie Kahlo – „Faces of Frida”. To zbiory zebrane z 33 muzeów z siedmiu krajów na świecie, to około 800 obrazów, rzeczy, zdjęć należących do artystki. Jednym słowem, to chyba największa jej wystawa i jak wyjątkowa – możemy ją obejrzeć w dowolnym miejscu, pod warunkiem że mamy internet, zupełnie za darmo. Polecam Wam bardzo! Klikacie – https://artsandculture.google.com/project/frida-kahlo

„Ulga”/ Natalia Fiedorczuk
Karolina ma poukładane życie, które jednak mocno ją uwiera, Ma męża, dobrego człowieka, który jest jej wsparciem, ale ona nie jest pewna czy to jest miłość, której szukała. Ma dziecko, z którym musi sobie „radzić”, w dodatku tylko jedno, z drugiego musiała zrezygnować, albo raczej postanowiła zrezygnować z ciągłych i nieudanych prób jego posiadania. Ma mieszkanie z ogródkiem na warszawskim osiedlu, samochód, i kredyt do spłacenia. Boksując się ze swoją codziennością, boksuje się jednocześnie z matką i jej życiem, z tym co od niej dostała i nie chodzi tu o rzeczy materialne, ale emocje które odziedziczyła w prezencie. Tuż obok sąsiadka, młoda i piękna kobieta też walczy – o swoją godność, o to żeby nigdy więcej nie musieć oglądać człowieka, który został jej mężem i katem jednocześnie. Krótkie chwile ulgi są na wagę złota, w codziennej depresyjnej i szarej rzeczywistości każda droga do osiągnięcia wytchnienia wydaje się dobra. Są więc leki, alkohol, prochy, religijna ekstaza, seks.
Natalia Fiedorczuk bardzo naturalistycznie sportretowała cierpnie kobiet – od tego jak uciekały od męża alkoholika, w pogardzie całej rodziny, po współczesne 30- latki, którym ich poukładane i bezpieczne życie sypie się na głowę, a one uciekając po zdezelowanych zabawkach dzieci nie są w stanie utrzymać równowagi. Obok tych kobiet cierpią mężczyźni, którzy też maszerują na skraj załamania nerwowego, i dzieci które na to wszystko patrzą.
To jedna z tych książek, które wchodzą pod skórę i burzą krew. Na długo zostają w pamięci. Nie wiem tylko czy ją polecać. Przeczytać warto, jeśli ktoś lubi mocną, naturalistyczną literaturę. Natomiast muszę przyznać, że ta książka mnie w jakiś sposób złości. Nie jestem nią oburzona, czy zbulwersowana. Nie musiałam jej odkładać podczas czytania – jak niektórzy, bo nie byli w stanie przebrnąć emocjonalnie za jednym razem, ale też jest tak smutna, brutalna, ciemna, że nie wnosi nic dobrego w czytelnika. Zabiera ze sobą całą nadzieję, że wydarzyć się może coś lepszego.