„Wszystko czego dziś chcę, pamiętaj o tym, polecieć chcę tam i z powrotem, z ramion twych wprost do nieba…” – nuci Brodka piosenkę Izabeli Trojanowskiej na czołówce serialu Rojst. Porywająco ciekawie zaczęła się ta muzyczna jesień – od „Małomiasteczkowego”, „Raju” i kilku innych fantastycznych płyt. A teraz do nieba zabierają nas tęskno „Mi”, nowa płyta Xxanaxx’u, „Migawka” Meli Koteluk. Do elektronicznego piekła zaprasza nas – Katarzyna Nosowska, oj nie wiem czy przy tym da się tańcować… chyba nie, ale posłuchać warto. Wszystkich tych płyt i Basta!
Do sukcesu drogę znasz/ tęskno „Mi”
Dwie młode brunetki w białych t-shirtach, występujące na niewielkich scenach, w miejscach „magicznych”, jak choćby warszawska Otwarta Pracownia przemycają do mainstreamu muzycznego trochę klasyki. Dowodzą siedmioosobowym zespołem muzyków i jak twierdzą „muzyka klasyczna nie musi być sztywna.”
Piękny, melancholijny, kobiecy głos, który śpiewa na „Mi” to wokalistka Joanna Longić, połowa zespołu tęskno. Połowa, która również odpowiada za teksty piosenek. Za dźwięki podziękować można Hani Ranii – pianistce. Jako zespół tęskno dziewczyny szukają w muzyce prawdziwych emocji, łączą siłę akustyki z nowoczesnym brzmieniem. Ich muzyka jest spokojna niespokojnie, szybka i wolna, porywająca – „mimowolnie porywa mnie dźwięk, wszystko jemu oddaje…”
Myślę, że dziewczyny śpiewają bardzo uniwersalną balladę o tworzeniu muzyki, o byciu artystą – od tego że się nie poddają, że próbują odsunąć złe myśli, wydychają cały brud z nadwyrężonych płuc, wtedy kiedy panika doprowadza do utraty tchu. Śpiewają również o relacjach międzyludzkich – nie opowiadają miłosnych dramatów, raczej opowiadają z realizmem o zwykłym życiu, tęsknotach i miłościach.
W ich tekstach i muzyce można odkryć inspirację Melą Koteluk, której „Fastrygi” dziewczyny śpiewają po polsku i po angielsku. Jest w ich twórczości jakiś wspólna nuta z Mikoromusic – może wydaje mi się tak dlatego, że Joanna ma podobnie porywający głos co Natalia Grosiak.
Jeśli już nasycicie się płytą, zerknijcie na teledyski tęskno – są równie piękne i artystyczne, co muzyka na „Mi”.
Kilka mocnych spięć/ Xxanaxx „Gradient”
„Za dużo tu szumu, hałasów i dźwięków…”, nic z tych rzeczy, Xxanaxx gra jak zwykle mocno i głośno, elektroniczny szum łagodzi melodyjny głos Klaudii Szafrańskiej. Zwykle w duecie Xxanaxxu za muzykę i teksty odpowiedzialny był sam Michał Wasilewski, na albumie „Gradient” w muzyczne beaty swój wkład miała również Klaudia.
„Mów do mnie szeptem, chce być ciebie bliżej…” Xxanaxx śpiewa „głównie i tylko” o miłości – szczęśliwa czternastka odsyła do nieba i na księżyc, zatrzymuje ruch wszechświata. Najmocniejszy kawałek to współpraca z Quenobonafide „Kły”. Cała reszta „jest krucha i leci z rąk”, przynajmniej jeśli chodzi o teksty, bo ciężko ułożyć mocny tekst w języku polskim. To, co na przykład przejdzie w angielskim i brzmi „niby sensownie”, nie przejdzie w polskim. Z resztą, jeśli chodzi o angielskie teksty, to często nie do końca szukamy w nich sensu i logiki, trafnych porównań. Śpiewając po polsku nie wystarczy samo „I try…” Ale nie ma co narzekać, bo nie jest tak źle – jest „Gradient”, jest „Nie wrócisz” które mnie przekonują i spokojnie mogą być tymi kawałkami, które Xxanaxx będzie śpiewał ze swoją publicznością.
Trzeba podkreślić, że „Gradient” jest wydawnictwem dwupłytowym – po siedem kawałków na każdej z płyt. Na pierwszej jest delikatniej i spokojniej, na drugiej szybsze tempo mocniej wprawia w ruch. Obie się przenikają jak tytułowy gradient. Jest to najlepsza płyta jaką wydał Xxanaxx, więc jeśli już jesteście fanami to ta płyta was nie rozczaruje, jeśli jeszcze ich nie znaliście, to spokojnie możecie zacząć właśnie od Gradientu.
Dotleniasz mnie jak gęsty las/ „Migawka” Mela Koteluk
Wyjątkowy, chropowaty głos delikatnej blondynki gra już na jej trzeciej płycie – w 2012 roku ukazał się album Spadochron, w 2014 Migracje. Kiedyś Mela podczas wywiadu powiedziała, że najlepsze uczucie to móc śpiewać swoją muzykę i móc się z tego utrzymać, podobna radość towarzyszy jej tylko przy gotowaniu dla bliskich osób – była wtedy na początku swojej kariery solowej. Od tego momentu byłam na kilku jej koncertach – każdy z nich był wyjątkowy, na każdym był mały albo duży tłum, na każdym publiczność nuciła pod nosem. Pamiętam jak w Łodzi pewna kilkulatka deklarowała miłość do Meli, znała jej wszystkie kawałki, razem śpiewałyśmy. Z niecierpliwością czekałam na kolejną płytę – 4 lata, trochę długo, ale z całą pewnością się opłacało.
Migawka – migawka w aparacie, pozwala zapamiętać chwilę, uruchamia aparat, zatrzymuje czas. Migawka – miejski bilet czasowy w Łodzi. Na płytach Meli czas ucieka szybko i nieubłaganie, ale przecież „nie chodzi o czas”, chodzi o coś więcej – o życie, o wolę do tego, żeby go przejść z sensem. „Migawka” nie jest płytą prostą i banalną – Mela opowiada o chwilach jak zwykle z intelektualnym sznytem, bo kto inny mógłby nazwać piosenkę „Los hipokampa” i śpiewać: „gdzie rosło drzewo które kochasz? Kto ściął gałęzie, żeby ptaki nie budowały kolejnych gniazd…”
Ale też śpiewa o parzeniu kawy i o tym, jak dobrze to robi na duszę, na głowę, na ciało. Taka prosta, banalna czynność – a zawsze się przy niej uśmiecham. Podobnie jak uśmiecham się przy słuchaniu tej płyty.
Płyty Koletluk zaliczane są najczęściej do popu, ale dla mnie alternatywnego – poszukującego nowych dźwięków i rozwiązań. Muzycznie „Migawka” jest szalenie ciekawa.
Mela śpiewa fantastycznie – prawie jakby zaklinała rzeczywistość. W „Doskonale” nie tylko słychać inspirację Maanamem, ale też kiedy Mela śpiewa „Widzę cię, zawiał wiatr” – brzmi tak podobnie do Kory, że ciarki przechodzą. Za sekundę znowu śpiewa swoim głosem.
Gdybym miała wskazać jeden ulubiony kawałek z tej płyty, to nie dałabym rady – jak przesłuchacie, będziecie wiedzieli dlaczego. Uzależniająca.
Ja pas!/ „Basta” Katarzyna Nosowska
Kiedy Nosowska pierwszy raz powiedziała, że Hey zawiesza działalność, większość z nas czuła niedosyt. Ale Kasia na bezrobocie nie poszła – w tym czasie wydała książkę, „A ja żem jej powiedziała”, która świetnie się sprzedaje. Zamieniła wizerunek – z czarnych ciuchów przeszła do koloru, z blond czuprynki do burzy loków. W rytm elektronicznego bitu Kasia „rapuje” swoje mocne teksty o alkoholizmie, depresji, życiowych błędach.
Ta płyta to hybryda – elektro popu z tekstem, którego nie da się pominąć. Muzyka porywa to tańca, zatrzymuje, jest ciekawa. Teksty natomiast powodują wtórną depresję – miała ją Kasia, pewnie większość z nas też, i bach, „łaaaaaa” – jak śpiewa, dostajemy wszystko to, co staramy się ominąć, wyrzucić ze wspomnień. „Mówiła mi matka”, „Dosyć”, „Boję się”, „Lanie”, „Kto Ci to zrobił?”, „Takie to przykre”, „Brawa dla państwa” – „lanie, lanie raz, możesz sobie wybrać pas”…* Mam wrażenie, że mój komentarz jest zbędny przy tym zestawieniu. Kasia lanie sprawia nam tak porządnie, że długo nie wychodzi z głowy, mało tego, i ku rozpaczy zaczynamy to powtarzać.
„Basta” jest bardzo dobra – muzycznie, wokalnie, a przede wszystkim tekstowo. Nie jest płytą przy której będziemy tańczyć na koncertach, czy słuchać jej w klubach, nawet radio będzie miało z nią problem. I mimo, że jest diabelnie ciężkostrawna, to warto jej posłuchać choć z raz.
* na płycie piosenki występują w innej kolejności