Kolory wyobraźni Kazimierza Manna

Dwie, piękne kobiety w długich kolorowych sukniach. Jedna z kapeluszem – statkiem na głowie, w delikatnej rączce trzyma rybę. Druga w równie fantazyjnym kapeluszu – rybie, który podtrzymuje, żeby nie spadł jej z głowy, balansuje na krawędzi jasnej okładki. „Artysta. Opowieść o moim ojcu” to portret Kazimierza Manna, pisany ręką jego syna Wojtka – dziennikarza, prezentera, dojrzałego mężczyzny, który ciągle z dziecięcym sentymentem patrzy wstecz, oczami dziecka widząc ojca kreślącego kolorowe kreski na jasnym papierze. Kreski, które jak mówi nadawały kolorów i rozbudzały wyobraźnię szarej, warszawskiej rzeczywistości. 

Już jest ciemno. Na warszawskim Mokotowie puste ulice. Jest zbyt zimno by biegać po mieście bez potrzeby. Ale w jedną z wąskich uliczek ludzie skręcają chętniej. Przede mną idzie trzy osoby, ale widzę już, że popełniłam podstawowy błąd. Mogłam wyjść wcześniej. Wiedziałam, że do Big Booka może zejść się tłum. Przed drzwiami stoi kolejne trzy osoby. W środku już praktycznie nie ma miejsca. Będzie tak tłoczno i duszno, że ktoś będzie otwierał drzwi wejściowe, żebyśmy nie pomdleli z wrażenia.  

Wciskam się tuż obok wieszaka. Obok mnie wciska się Michał Nogaś, wesoło zagadując zbyt mocno opaloną kobietę. Czeka na swoich gości. Trzy sekundy później tuż koło nas przechodzi Wojciech Mann. Lekko posapuje. Nie jest zbyt wysoki, jego duży brzuszek ledwo się mieści między nami. „Uważaj tata. Powoli” – szepce mu do ucha jego syn Marcin, który idzie tuż za nim. Slalomem mijają zgromadzoną publiczność. Siadają na wygodnej kanapie, tuż pod wyświetlającą się na ekranie okładką albumu/ książki „Artysta. Opowieść o moim ojcu.”

Spotkanie autorskie z Wojciechem Mannem/ Big Book

„Pierwszy raz spotkałem tatę w więzieniu. Dokładnie tak. Mama wystroiła mnie w odświętne ubranie. Tato został zamknięty bo cały czas malował, a jego obrazki ukazywały się również podczas okupacji.” – wspomina Wojtek. Opowiada powoli i lekko, bez zbędnego dramatyzmu. Tak lekko opowiada również historię swojego ojca w książce, którą mu poświęcił.

Kazimierz Mann zajmował się sztuką, był artystą, malarzem, plakacistą, tworzył mozaiki i polichromie, grafiki. W 1951 roku został zatrzymany i aresztowany. Zarzut jaki mu stawiano to kolaboracja. Jego rysunki ukazywały się również podczas okupacji niemieckiej w niemieckich gazetach. Ostateczne stawiane mu zarzuty oddalono, a Kazimierz wyszedł na wolność w 1953 roku.  

Na ekranie wyświetla się czarnobiałe zdjęcie. Na piasku siedzi mężczyzna w sile wieku, obok niego jego syn. Kazimierz i Wojtek. Nie umiem ocenić, czy są podobni czy nie. Wojtek z lekkim żalem opowiada jak zdał sobie sprawę, że mimo iż zarówno jego ojciec jak i jego dwaj bracia byli bardzo utalentowani, on – Wojtek nie odziedziczył w genach talentu żadnego z nich. Michał Nogaś pyta, czy nigdy nie wykazywał zainteresowania kolorowymi farbami, kreskami malowanymi przez ojca. Wojtek uśmiecha się zawadiacko. „To było coś dla dziecka. Ale ja byłem super grzecznym dzieckiem. Nigdy nie mieliśmy żadnej awantury na tym tle. Ale oczywiście trochę byłem zainteresowany rozmazywaniem farby palcem. Nigdy jednak nie zdarzyło mi się zniszczyć pracy ojca. Zresztą on miał swoją pracownię, nie dałby rady pracować z nami w jednym pokoiku.” – śmieje się Mann. Wojtek chodził do pracowni ojca. Patrzył i podziwiał jak jego ojciec sprawnie stawia kolejne kreski na papierze, żeby za moment ukazała się z nich postać. Jak bierze do ręki kolorowe farby i jednym gestem nadaje tym postaciom wyrazistości i kolorów. Wojtek z synem Marcinem wykonali ogromną pracę, żeby odnaleźć i odzyskać dzieła Kazimierza, stąd sentyment i nieskrywana miłość do tych prac. Nie wiem czy dobrze pamiętam, ale jednym z tych najbardziej ulubionych dzieł, są kolorowe panie z parasolkami. Hmmm, tylko które to dzieło? Bo pań z parasolkami kreślonymi cienką, czarną kreską w kolorach tęczy jest całkiem spore grono. Czy to może te panie na mieście, w ogromnych sukniach, lekko przechylające się w jedną i drugą stronę? Czy to może balerina z parasolką, która stoi obok bujanego konika? Pamiętam jak Wojtek mów: „to moje ulubione dzieło, można to stwierdzić nawet po tym, że mam je na wygaszaczu swojego komputera.” „Tak, do niedawna to było moje zdjęcie. Faktycznie musisz kochać to dzieło.”- śmieje się jego syn Marcin. „To się nazywa wbić ojcu nóż w plecy. Publicznie” – odpowiada Wojtek. 

Fragment książki „Artysta. Opowieść o moim ojcu”/ rys. Kazimierz Mann/ materiały prasowe

Jaki był Kazimierz, którego pamięta Wojtek? Był fascynujący, chodzili razem na męskie wyprawy na przykład do wesołego miasteczka. „Szybko zdałem sobie sprawę jak ojciec inaczej niż ja odbiera otaczający go świat. Ja patrzyłem, chciałem dotykać, próbować, biegać. Ojciec chodził i patrzył na wszystko z perspektywy artysty i sztuki wizualnej, czy to wygląda dobrze, czy nie. Zabrał mnie kiedyś do wesołego miasteczka. Ale szybko doszedł do wniosku, że ze mną nie będzie w stanie go pooglądać. Stanęliśmy przy karuzeli. ‚Chcesz pojeździć na konikach? Zobacz jakie piękne.’ – powiedział do mnie. Oczywiście, że chciałem. Ojciec wykupił mi kolejnych sześć przejazdów i poszedł podziwiać wesołe miasteczko sam. Przy piątej kolejce miałem już dość, musieli go wzywać przez megafon. Przyszedł, namawiał na watę cukrową, ale ja byłem tak rozczarowany, że nawet tej waty nie chciałem, więc wróciliśmy do domu.” – z uśmiechem opowiada Mann. Nie słyszycie tego, ale jak opowiada to Wojtek to ta historia wydaje się przezabawna. Michał Nogaś, który siedzi tuż obok Wojtka zanosi się śmiechem i jedną dłonią zakrywa usta, kręcąc głową. On pewnie znał ją już wcześniej. Ale nie ma to najmniejszego znaczenia. Podobnie jak dla publiczności. Wojtek jest showmanem. Opowiada swoje anegdoty wolno, ale jest w tym radość, tak jakby dorosły Wojtek patrzył na świat oczami wesołego dzieciaka. Kiedy go słucham, wiem że on chce rozbawić publiczność, to sprawia mu radość. Więc kolejne historie są równie zabawne. 

Zdjęcie rodzinne Mannów/ Kazimierz z żoną i dziećmi

„Tato kochał zwierzęta. Twierdził, że je rozumie. I dużo o nich wiedział. Jak wchodziliśmy do zoo, to zawsze coś potrafił powiedzieć o każdym z nich. Imponowało mi to. Ale w zoo uwielbiałem też robić sobie zdjęcia. Rodzinne pamiątki. Więc rodzice wsadzali mnie na różne zwierzaki….” – mówi Wojtek, kiedy ktoś z publiczności woła: „to chyba zabronione w zoo!”, czym zupełnie Mann się nie przejmuje i kończy „…i robili zdjęcia. Miałem zdjęcie na wielbłądzie, ale żle mnie posadzili, więc z pozowaniem był problem, bo cały czas z niego zjeżdżałem. Miałem zdjęcie na słoniu, ale był strasznie zakurzony, więc całe spodnie miałem brudne.” „Chcesz opowiedzieć historię o Rybie?” – pyta podchwytliwie Nogaś. „Nie chyba, nie. O Rybie nie.” – odpowiada Wojtek. „Bo wiecie państwo, Ryba to był kucyk. Na nim też miałem zdjęcie. Ale z przygodami.” – zwraca się Mann do publiczności. „To opowiem o Rybie. Posadzili mnie na nim. Ale tuż obok Ryby była zagroda dla tygrysów i jak mnie sadzali na Rybie, to te tygrysy się ożywiły. I zaczęły skakać. Ryba myślał, że chcą go zjeść i się wystraszył okropnie. Ruszył więc ze mną na grzbiecie i tak biegał od bramy do bramy, aż spadłem. Mnie zbierała mama, a Ryby trzeba było szukać, bo uciekł.” Wojtek podkreśla, że z tej przygody Ryba wyszedł cało i nawet lepiej niż on, bo przecież Ryba wyszedł z tego niepoobijany. Do Ryby Wojtek wróci jeszcze w trakcie rozmowy – bo przecież w tej historii był jeszcze bawół, to jego chciały zaatakować tygrysy, a Ryba się pomylił i myślał, że chodzi o niego. Z Ryby i Wojtka śmiejemy się wszyscy, niektórzy przecierają oczy, bo łzy same ciekną kiedy nasza wyobraźnia podsuwa nam obraz Wojtka gnającego przez zoo na wystraszonym kucyku. Morał jest jednak taki, że zdjęcia z dzikimi zwierzętami bywają niebezpieczną przygodą, może dlatego są zabronione.   

Wracając do Kazimierza, Wojtek podkreśla jak bardzo kochał to, co robił i jaki był w tym dobry. „Kiedyś opowiadał nam o nagrodzie, jaką dostał na konkursie w Ameryce. Ale ani nagrody, ani nagrodzonego dzieła nigdy nie widziałem. Myślałem, że ojciec coś konfabuluje. Nagroda w Ameryce, dla chłopaka… poczekajcie, mógł mieć wtedy z 28 lat? Nie chciałem wierzyć. Pisząc „Artystę” i szukając materiałów, znalazłem jedno jedyne zdjęcie – jest też w albumie. Ojciec w Ameryce, z tyłu zdjęcia notatka, dość osobista do mamy – notatki nie cytuję, ale było w niej: za to dostałem nagrodę! Na zdjęciu ojciec ze swoim projektem. To było dla mnie zaskoczenie!” Opowiada też jak w Jugosławii znalazł na opakowaniu kosmetyków rysunek ojca – plagiat pomyślał. Wojtek kupił kosmetyki i przywiózł do Polski. Ale ojciec nie chciał z tym nic zrobić. Wojtek sam poszedł i zgłosił sprawę. Okazało się, że polski ZAiKS wygrał tę sprawę z producentem nieszczęsnych kosmetyków. „Przyszło, a z 500 dolarów. Mówię do ojca, patrz ile pieniędzy! Ale on nadal nie był zainteresowany. Kupcie coś sobie za to – powiedział. Nie chciał ich.”” No i co sobie kupiliście?” – pyta Nogaś. „A flaszeczkę, i jakieś fajne rzeczy…” -śmieje się Wojtek. 

Fragment książki „Artysta. Opowieść o moim ojcu”/ rys. Kazimierz Mann

Miłym przerywnikiem rozmowy są czytane przez Piotra Polaka fragmenty albumu. Trzy, niezbyt krótkie, ale wciągające. Pisane dokładnie tak płynnie, jakby to była historia opowiadana przez przyjaciela przyjacielowi o fajnym facecie, który przy okazji okazał się świetnym artystą. 

Wojciech Mann pod koniec rozmowy siedzi już nieco zmęczony. Sam podkreśla w pewnym momencie, że trochę go przerosła promocja – jeździ od spotkania do spotkania, udzielił już wielu wywiadów. Nie na wszystkie pytania odpowie. Może nie jest jeszcze gotowy na nie odpowiadać, a może nie chce odpowiadać publicznie. W końcu Artysta to album o jego ojcu, ale też portret rodziny. Podwójnie dla nas ciekawy, z jednej strony wchodzimy w pracę i życie rodzinne Kazimierza, ale widzimy to wszystko oczami Wojtka – a przecież wszyscy go znamy z audycji radiowych i z „Szansy na sukces”. Kto z nas nie lubił oglądać czy słuchać Wojciecha Manna? Wojtek jest legendą i gwiazdą Telewizji Polskiej, ale również Polskiego Radia. 

„Na koniec obiecane podpisywanie książek.” – zapowiada Michał Nogaś. „Może jak ktoś poprosi ładnie, to Wojtek narysuje mu konia Rybę” – śmieje się dziennikarz. Mann przecząco kręci głową, dokładnie jakby chciał powiedzieć: nie obiecuj, bo nic z tego. Ale już sam autograf to jest coś, po co warto stać w długiej kolejce. 

Większość osób szybko niczym fala wylewa się z gorącego Big Booka na ciemną ulicę. Czuć miły chłód, można odetchnąć tym zimnym powietrzem. Dopiero teraz czujemy pot na karku i zastanawiamy się jakim cudem się wszyscy pomieściliśmy w księgarni. Było jednak warto. To był bardzo miły wieczór. 

Jeśli zaś jesteście ciekawi, jakie historie Wojtek opowiada o Kazimierzu Mannie zajrzyjcie do „Artysty. Opowieść o moim ojcu”. Znajdziecie tam również przepiękne prace Kazimierza. 



Jedna myśl w temacie “Kolory wyobraźni Kazimierza Manna

Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.