Anglia osiemnastego wieku, brudna, cuchnąca intrygami, w stanie wojny. Na tronie zasiada królowa Anna, która pozostaje kapryśną marionetką w rękach swoich faworyt – obie piękne, mądre, cwane. Obie jednak chcą decydować, być ważne, być bezpieczne. Żadna nie odpuści takiej władzy jaką daje spoufalanie się z królową. Yorgos Lanthimos pokazuje całe spektrum zakulisowych poczynań dworu, rozdrapuje rany okraszając je lukrem. „Faworyta” jest dosadna, intrygująca i momentami bardzo zabawna. Zapraszamy do kin, bo warto ją zobaczyć nie tylko ze względu na Oscary, które zgarnęła.
Abigail jedzie na dwór królowej Anny, aby wyrwać się z życiowego dołka. W ciasnej karocy tłoczy się w kilka osób, nie ma miejsca żeby normalnie siąść, pasażerowie jeden na drugim. Karoca brnie przez błoto pełne gówna, a jeden z pasażerów robi sobie dobrze zerkając na Abigail. Na dwór dziewczyna dotrze tak śmierdząca, że pozostaje jedynie z niej kpić. Mimo faktu, że jest kuzynką faworyty królowej – Sarah, księżnej Marlborouhg, Abigail ląduje w kuchni jako pomoc. Jest jednak mądra i sprytna, szybko wykorzystuje swoją szansę. Najpierw zdobywa przychylność swojej kuzynki, później skradnie serce samej królowej. Problem w tym, że marudną i nieznośną Annę, jej główna faworyta szczerze kocha, służy jej na różne sposoby, między innymi zakulisowo rządząc Anglią wraz z parlamentem. Sarah nie jest przeciętną kobietą, jest facetem w sukni balowej, jej rozsądek i zaangażowanie dają jej pewną pozycję na dworze, pełną przywilejów, które potrafi bezwzględnie wykorzystać.

„Faworyta” to stracie dwóch kobiet pokazane na tle relacji panujących na angielskim dworze. Mamy tu trochę błota, bardzo wiele intryg, niewybrednych zabaw. Mimo, że toczy się wojna, która pogrąża Anglię finansowo, to dwór kwitnie, a Ci którzy go odwiedzają skupiają się na wyścigach kaczek, czy rzucaniu pomarańczami w golasa. Gra muzyka, leje się najlepsze wino, a tańce wyglądają niczym cyrkowe akrobacje. Nie dziwi więc fakt, że królowa Anna często nie może tego znieść…. Sama uparcie trzyma się swojej ciemnej strony, tego że nie ma dzieci, bo wielokrotnie poroniła, tego że choruje i nie jest w pełni sprawna. To sprawia, że Anna jest nie do wytrzymania, jej humorem rządzą często dziecinne zachcianki i trzeba mieć wiele cierpliwości, a czasem i pokory, żeby jej nie przyłożyć. To w końcu królowa, może robić co chce i jak chce, od niej też wiele zależy. O tyle o ile Sarah wie o Annie wszystko, to Abigail dopiero pozna smak „szczęścia” przy jej boku.

Yorgos Lanthimos po raz pierwszy zdecydował się nakręcić tak przystępnie opowiedzianą historię. Do tej pory jego filmowy język był zdecydowanie bardziej artystyczny, ale i mocno zakręcony. W „Faworycie” akcja toczy się w aktach, a każdy z nich skupiony jest na jakimś małym punkcie życia. Historia opowiedziana jest bardzo płynnie, kolejne sceny wzbudzają w widzu ciekawość i tak czekamy na finał, który sam w sobie akurat pozostawia wiele do życzenia. Królową Anne gra Olivia Colman, która została doceniona za tę rolę statuetką Oscara. Gra wybitnie dobrze, nie boi się pokazać emocji, zrobić głupiej miny, czy straszyć swoim wyglądem. „Wyglądasz jak borsuk” – mówi do Anny Sarah i jest w tym spostrzeżeniu dużo racji. Oprócz Colman wspaniale zagrały: Rachel Wiesz jako Sarah i Emma Stone jako Abigail. Obie są bardzo pełnokrwiste i ciut przerysowane, ale dodaje to tylko kolejnym scenom więcej rumieńców. Ich spotkania na ekranie to jak małe, albo całkiem duże starcia wojenne, chodzi tu bowiem o władzę, politykę i przywileje.
Wrażenie robią kostiumy za które odpowiedzialna jest Sandy Powell. Piękne suknie balowe, ogromne peruki, pierścienie, kolie, wszystko iście królewskie. Jedno co rozczarowuje, to fakt że wszystko w „Faworycie” wygląda zdecydowanie za schludnie, a przecież osiemnastowieczna Anglia łącznie z dworem to raczej pchły, wszy, choroby skórne i duże ilości kosmetyków do ukrywania brudu. Jedna scena obrazująca upadek higieny, to moment kiedy Abigail pracując w kuchni musi się umyć – stoi więc polewana zimną wodą z innymi dziewczynami i przekazuje sobie z rąk do rąk mydło, jedno dla wszystkich.

Charakter filmu zdecydowanie podkreśla muzyka, która brzmi niczym dziwny, szeleszczący dźwięk gdzieś z oddali. Niepokoi, skupia uwagę i jednocześnie mocno kontrastuje z obrazem kolorowego i wypomadowanego dworu. Kolory i życie widać również w akcji kamery, która podąża za bohaterem, często nawet stawia go w centrum, okrążając, robiąc zbliżenia. Ten dynamizm w operowaniu obrazem przekłada się na nasze zaangażowanie w akcję, patrzymy bo nie chcemy za nic przegapić czegoś ważnego.
Do kina szłam z duszą na ramieniu, bo Lanthimos jest trudny w odbiorze, ktoś może nawet powiedzieć, że przekombinowany. Dodatkowo słyszałam głosy, że „Faworyta” jest delikatnie obrzydliwym filmem, głównie ze względu na higienę portretowanej Anglii. Wyszłam po seansie nastawiona bardzo pozytywnie. Nie tylko wciągnęłam się w historię i intrygi dworskie, ale też miałam dużą frajdę z oglądania, bo Yorgos postarał się, abyśmy na jego filmie choć trochę się pośmiali na przekór tym wszystkim okropnościom, które nam pokazuje.
Zdecydowanie polecam!