Jeszcze niedawno Solange była znana jako siostra Beyonce. Dwa lata temu albumem „A Seat at the Table” udowodniła, że zasługuje na uwagę. Jednak to „When I Get Home”, który właśnie się ukazał, pokazuje, że mamy do czynienia z gwiazdą światowego formatu i całkiem niezłą artystką wizualną. „When I Get Home” to album nie tylko do posłuchania, ale i do obejrzenia! A Solange zagra w Polsce w ramach Orange Warsaw Festiwal, jest więc na co czekać.
Emocjonalna podróż
Po ukazaniu się „A Seat at the Table” na jej punkcie oszaleli wszyscy. Posypały się propozycje. Ale Solange szybko zmęczyła się zainteresowaniem, bo w przeciwieństwie do swojej siostry Beyonce, Solange zawsze pozostawała w cieniu. Postanowiła się zaszyć w miejscu w którym czuje się najlepiej i które najlepiej zna, bo tam właśnie się wychowała – wróciła do Houston, wynajęła dom i zaczęła tworzyć.
„Myślę, że dorastanie w Teksasie to przywilej, to magiczne miejsce. Każdego dnia można tu przeżyć coś szczególnego, tu wszystko jest zakorzenione w naszej kulturze. To w jakiś sposób zaczęło wpływać na to jak postrzegam życie i zaczęło wpływać na moją twórczość.” – podkreślała artystka na spotkaniach w Houston.

„Widziałam rzeczy, które sobie wyobrażam…” tak zaczyna się album „When I get home”. To swoisty hołd dla Teksasu, ale tego „czarnego”, bo jak podkreśla Solange, to zdecydowanie definiuje jej twórczość. „Jestem czarna, to widać, tak po prostu jest. Taka jest moja muzyka.” – mówi. Utwór „Almeda” dobitnie to podkreśla, słyszymy: „brązowy, czarny, brązowy cukier, brązowa twarz, czarna twarz…wygłupiamy się tu.” Solange śpiewa, recytuje, przeciąga słowa, melodyjnie zawodzi.
„When I Get Home” to sto procent Solange – tu R&B miesza się swobodnie i lirycznie z muzyką soul. Dźwięki są mocno eksperymentalne i zdecydowanie futurystyczne. Solange podbija to uczucie swoim wokalem, mocno rozciąga słowa, bawi się dźwiękami. Można nawet pokusić się o stwierdzenie, że gra głosem, a nie tylko śpiewa, co w gruncie rzeczy jest już cechą charakterystyczną jej twórczości.

Tym razem Solange wyznaje, że album opowiada zdecydowanie bardziej emocjonalną i osobistą historię. „Przy nagrywaniu „A Seat at the Table” miałam dużo do powiedzenia. Teraz wydawało mi się, że mam ogrom emocji i to nimi chcę się podzielić.” Emocje słychać w kolejnych utworach, których na płycie jest aż dziewiętnaście. „Nothing without intention”, „My skin my logo”, „Down with the clique”, czy „Way to the show” to nie tylko wymowne tytuły, które pokazują że „When I get home” to cały projekt. Przy płycie współpracowali między innymi Tyler, the Creator, Chassol, Playboi Carti, Standing on the Corner, Panda Bear, Devin the Dude, The-Dream. Solange wykorzystała też twórczość artystów związanych z Houston, tak jak ona. Odnajdziecie więc na tej płycie twórczość Scarface, Debbie Allen, Phylicii Rashad, czy poezję Pat Parker.
Wizualnie
Solange stawia bardziej na artystyczny wyraz zarówno w swojej muzyce, jak i teledyskach niż na komercyjny wymiar tego, co tworzy. Przy okazji ukazania się „When I Get Home”, powstało wideo, które przenosi nas w świat muzyki, Teksasu, wspomnień i marzeń. Nosi ten sam tytuł co krążek, za całość reżyserii jak i choreografię odpowiada Solange. Na filmie widzimy ją jako enigmatyczną dziewczynę w cekinach, która jest niczym senna zjawa, w kowbojkach tańczącą na betonowym placu, jako futurystyczną wizję, czy tańczącą na murze. Na ekranie zobaczycie również kowboi na koniach jadących ulicami – „tak pamiętam ulice Teksasu”, podkreślała Solange; dziewczyny wygłupiające się w łóżku, ujeżdżanie byka, a nawet kobietę ciągnącą coś, co przypomina komputer. W filmie miesza się to, co rzeczywiste z wizją samej artystki, z jednej sceny przechodzimy w następną, a każda z nich jest jak fotografia.


Wszystkie zdjęcia powstały w Teksasie. Większość z nich artystka zna dobrze, w jednej ze scen widzimy wnętrze salonu fryzjerskiego, który ponad dwadzieścia lat temu należał do matki Solange, Tiny Knowles Lawson. Ale są też momenty, że Solange tworzy swój własny Teksas – specjalnie na potrzeby filmu wybudowała arenę. „Chciałam zostawić coś po sobie, coś co będzie stało za 50 lat. Wyobraziłam sobie rodeo, miejsce gdzie czarni mogliby się zjednoczyć, a ich ciała stworzyłyby coś w rodzaju rzeźby.” – opowiadała na spotkaniach zorganizowanych w Houston.
Podczas spotkań towarzyszyła artystce rodzina. „Mój syn jest tu, moja mama, moi przyjaciele, moja rodzina, ludzie dzięki którym jestem tym, kim jestem. To jest dla mnie ogromna radość.” – podsumowała. Widać, że to jest jej czas i moment, który powinna wykorzystać. Solange chyba jest gotowa na to, żeby podzielić się ze światem swoją muzyką i wizją. Posłuchajmy co ma do powiedzenia, bo będzie o niej jeszcze głośno. To dopiero początek!



Uwielbiamy!
PolubieniePolubienie