Zainteresowania Janka są szerokie, być może jest to wynik studiów socjologicznych. Nie potrafię wskazać drugiego artysty, który zafascynowałby się cmentarzyskiem statków w Indiach, zbierał kolorowe klawiatury, budował domy których wymiary liczył błędny kalkulator. Jego zafascynowanie technologią i algorytmem jest dużo głębsze i nadzwyczaj skomplikowane, podobnie jak zainteresowanie człowiekiem i jego kulturą. Ale o tym przekonacie się odwiedzając wystawę „Syntetyczny folklor” w Zamku Ujazdowskim.
Kolorowe figurki i plansze, które otwierają tę wystawę to swoisty zlepek, nie tylko znaczeń. Jan Siomon wygenerował je za pomocą stworzonego przez siebie algorytmu z motywów łączących Afrykę, Amerykę Południową, Europę i Polskę. Są jak talizmany chroniące świat przed homogenizacją, bo Jan, jak zakładam, w swoich pracach udowadnia, że możemy żyć, funkcjonować i rozwijać się tylko dzięki wymianie kulturowej. A dziś wymiana kulturowa wiąże się również z użyciem szeroko pojętej technologii. Jan Simon jako artysta łączy więc zapędy socjologa i badacza rzeczywistości, i przetwarza je wykorzystując kody informatyczne (które hakuje, podobnie jak zdjęcia), bo jak twierdzi jest „komputerowym freakiem”. Kocha drukarki 3d, które w Ujazdowskim drukują nadgryzione kawałki fioletowego sera i kalkulatory które są tak błędne, że nie można na nich nic wyliczyć. Nie przeszkodziło to artyście w wybudowaniu stelarzu domu – tak krzywego, dzięki wyliczeniom „błędnego kalkulatora”, że wygląda na budowlę stworzoną na podstawie wyliczeń pięciolatka. W domu tym można spokojnie siąść i pokontemplować, bo jest również co.
„Już teraz algorytmy lepiej niż ludzie grają w szachy, rozpoznają emocje czy orientację seksualną. Może mogłyby więc stworzyć jakiś uniwersalny zestaw wartości?” – zastanawia się Simon.
Artysta nie tylko bawi się w przetwarzanie, ale też zwraca naszą uwagę na istotne problemy współczesnego świata. Produkujemy nowe sprzęty, coraz lepsze technologicznie, wymieniamy je coraz częściej, na lepsze i lepsze, nie zastanawiając się co dalej się dzieje z „naszym odpadem elektronicznym”. Część wystawy zatytuowana Alaba Internaltional pokazuje, co dzieje się z naszym elektronicznym złomem. Na takich złomowiskach jak Alaba procesy naprawiania, czy odzyskiwania części „odbywają się jednak bez żadnej kontroli, w toksycznych warunkach – średnia długość życia osoby pracującej na złomowisku w Agbogbloshie (Ghana) nie przekracza dwudziestu kilku lat.”* Często pracują tam dzieci, które w ten sposób zarabiają dolara na życie.
Czy my dokonując naszych codziennych wyborów nie wpływamy na życie tych ludzi, tam na wysypiskach i złomowiskach „naszych technologii”? Czy naprawdę potrzebujemy nowego telefonu co pół roku? Jan umieszcza Europejczyków, ja dodałabym jeszcze Amerykanów, w samym środku drogi, którą rzecz pokonuje – to my generujemy popyt na to, co nowe i lepsze. I ścigając się ze sobą, często zapominamy o kosztach ludzkich i konsekwencjach dla naszego środowiska.
„Czasami wyobrażam sobie świat jako sieć przemieszczających się z jednego do drugiego miejsca rzeczy. Często ich droga zaczyna się w Chinach, a kończy na wysypiskach śmieci w Afryce. Europa jest gdzieś pomiędzy.”* – Jan Siomon
„Syntetyczny folklor” Jan Simon/ Zamek Ujazdowski do 19/05/2019











*przytoczone wypowiedzi pochodzą materiałów o wystawie, informacja o hakowaniu programów i zdjęć ze spotkania z artystą – mam nadzieję ujawniona tu nie będzie miała żadnych przykrych konsekwencji.