Przyspieszony puls wywołują u nas niektóre z dzisiejszych propozycji. Zaczniemy od kina drogi i poćwiczymy bekhend wraz z Jackiem Braciakiem i młodą gwiazdą Karoliną Bruchnicką w najnowszym filmie Łukasza Grzegorzka „Córka trenera”. Po wojennej Warszawie oprowadzi nas aktor, a może magik Filip Tłokiński (widziałam jak robi sztuczkę ze znikającą monetą i potwierdzam znika całkiem serio), który u Władysława Pasikowskiego wcielił się w rolę Jana Nowaka – Jeziorańskiego. Zachęcimy Was do pójścia na adaptację świetnej powieści „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator w reżyserii Borysa Lankosza.
Poczytamy o sanatoriach i o tym, że można tam odnaleźć radość życia czepiając się małych rzeczy i przyjemności. Debiut Barbary Klickiej w sam raz na wieczorową lekturę.
Polecimy Wam mocny reportaż o Kambodży po ludobójstwie Khmerów. „Pianie kogutów, płacz psów” Wojciecha Tochmana to książka, którą warto przeczytać i która zdecydowanie wpływa na myśle o rzeczywistości. Dla czytelnika o mocnych nerwach.
Na koniec ubierzemy słuchawki i damy się porwać Darii Zawiałow, która zabiera nas do „Helsinek”. I last but not least – mój faworyt tego zestwienia – płyta Fisz Emade Tworzywo „Radar”.
„Córka trenera”/ reż. Łukasz Grzegorzek
Kiedy dasz mi poprowadzić samochód? – pyta 17-letnia Wiktoria swojego ojca. „Jak wygrasz turniej.” – odpowiada on. Życie toczy się tu od kortu do kortu, od treningu do treningu, od turnieju do turnieju, ale tak naprawdę liczy się to, co pomiędzy – ciągłe docieranie się dorastającej córki i ojca, który chce być odpowiedzialnym i dobrym rodzicem, ale też dzięki córce spełnia swoje marzenia i ambicje. Co jest więc ważniejsze, kolejna wygrana czy bycie szczęśliwym tu i teraz? A może można to pogodzić?
Łukasz Grzegorzek lekko i naturalnie portretuje relacje, bliskie i intensywne tarcia między córką, w tej roli Karolina Bruchnicka, a ojcem, którego gra Jacek Braciak. Jest wesoło, sentymentalnie, mocno. Dla każdego rodzica i każdego dorastającego dziecka.

„Kurier”/ reż. Władysław Pasikowski
Okupowana Warszawa czeka na informację, czy jeśli Polacy zdecydują się na powstanie, to mogą liczyć na pomoc swoich sojuszników? W tajną misję wyrusza kurier – Jan Nowak Jeziorański, który jest łącznikiem między Warszawą, a Londynem. Szukają go Niemcy, bo nie chcą żeby informacje tak istotne zostały przechwycone przez organizacje wojskowe działające na terenie okupowanej stolicy. Szyki kurierowi próbuje pokrzyżować piękna Doris, która nie jest taka niewinna jak się wydaje. Ale przed nim dużo niebezpiecznych sytuacji, potu i krwi zanim dotrze do Warszawy. Czy uda mu się zdążyć przed godziną W?
Pasikowski opowiada historię człowieka, który zaryzykował życiem, żeby przekazać wiadomość, że cokolwiek Polacy nie postanowią, są zdani tylko na siebie. Tym bardziej odwaga i determinacja, żeby dotrzeć do Warszawy z tak podłymi wiadomościami stawia Jana Nowaka Jeziorańskiego w bohaterskim świetle. I pewnie można było tę historię pokazać ciut poważniej, mocniej. Z jednej strony rozumiem, że doświadczenie wojenne i śmierć, która jest wszechobecna uczy ludzi cieszyć się z małych rzeczy, ale irytują sceny kiedy dorośli mężczyźni śmieją się w głos przy matce, której właśnie przywieźli zwłoki syna. Nawet jeśli jeden z nich nie umie jeździć na rowerze, nie jest to śmieszne. „Kurier” miał być filmem w stylu amerykańskiego kina akcji, bo wybuchów, pościgów, strzelanin tu nie brakuje, wychodzą Pasikowskiemu jednak trochę zbyt teatralnie. Nie wspomnę, że na ekranie możemy zobaczyć wielu znakomitych aktorów, którzy nie grają, a zapełniają kadr.

„Ciemno, prawie noc”/ reż. Borys Lankosz
Wałbrzych. Seria tajemniczych zagnięć dzieci. I ona, dziennikarka, reporterka, która wraca do miasta, aby rozwiązać zagadkę. Okazuje się, że poznając kolejne okoliczności, Alicja zgłębia historię która dotyczy także jej. Czy dobro może wygrać ze złem?
Borys Lankosz sięga po powieść „Ciemno, prawie noc” Joanny Bator. Akcję przenosi ze stron książki wprost na tereny, gdzie znajduje się zamek Książ. Do granic realistyczne tło, ciemne zakamarki, domy, bloki, jeziora grają u Lankosza tak, że strach się bać. Plus Magdalena Cielecka w roli Alicji, dziennikarki za wszelką cenę poszukującej prawdy – idealna.
Przyznam się, że nie widziałam jeszcze całego filmu „Ciemno, prawie noc”. Za to bardzo dobrze pamiętam poprzedni film Lankosza – „Rewers” z Agatą Buzek i Marcinem Dorocińskim. Fantastyczny, oglądałam go więcej niż trzy razy i za każdym razem był tak samo wciągający. Dlatego trochę na kredyt, zdecydowałam się polecić Wam „Ciemno, prawie noc”.

„Zdrój”/ Barbara Klicka
Kama, młoda warszawianka trafia do sanatorium. To nie jest jej pierwszy raz, bo już jako dziecko miała okazję przebywać na rehabilitacji. Kiedyś i dziś w sanatoriach obowiązywały pewne zasady, także towarzyskie. Kama nie wszystkie je jeszcze rozumie, nie wszystkie chce zrozumieć, budzą w niej bunt. Życie jednak toczy się mimo oburzenia Kamy do przodu, w stałym tempie i według obowiązujących reguł. Życie, które warto poznać i spróbować zrozumieć.
Przyspieszony puls życia w sanatorium? Barbara Klicka pisze o tym, jak większość z nas w obliczu śmierci i choroby ma ochotę jeszcze poczuć, że żyje. Jednak jej główna bohaterka Kama, mimo młodości, uparcie i na przekór trzyma się “ciemnego w sobie”. Z wielu powodów jest przez to wyjątkowa i niepasująca do reszty otoczenia. Jeśli szukacie książki na wieczór, polecamy!

„Pianie kogutów, płacz psów”/ Wojciech Tochman
„Na domowe więzienie skazani przez własne rodziny są ci chorzy, którzy kogoś zaatakowali, stale coś niszczyli, kradli sąsiadom. Strach przed agresją to powód uwięzienia. Niejedyny. Bo jest i drugi. Chodzi o kobiety. Niekoniecznie te groźne. Rodziny boją się, że chorej nie upilnują: odejdzie zbyt daleko od domu, zostanie zgwałcona. To raczej pewne – tak twierdzą i lekarka, i psycholog, i bliscy chorych. Bywa, że gwałt nie wydaje się rodzinom tak straszny, jak to, co z gwałtu może wynikać. Dziecko, mówią, wydane na świat przez zgwałconą obłąkaną, będzie rosło z piętnem. Więc, by naznaczonego dziecka uniknąć, lepiej chorą zatrzasnąć w klatce, skuć łańcuchem, zamknąć w chlewie.”*
Kambodża po zbrodniach Pol Pota, po ludobójstwie to nowy temat który na warsztat bierze Wojciech Tochman – jeden z najlepszych polskich reportażystów. W nieoczywisty sposób realia Kambodży przedstawia podążając za tymi, którzy nie poradzili sobie z rzeczywistością i stracili rozum. Chorzy, którzy mogliby stać się symbolem, dowodem na to, że mimo iż Kambodża dziś jest państwem w którym obok siebie żyją ofiary i kaci, to historia masowego mordu jeszcze długo nie zostanie zapomniana. „Pianie kogutów, płacz psów” to wstrząsający obraz rzeczywistości, który na długo i mocno wchodzi w głowę.

„Helsinki”/ Daria Zawiałow
Daria Zawiałow mimo młodego wieku jest już ze sceną obeznana bardzo dobrze – dziesięć lat w branży muzycznej sprawia, że wokalistka wie, co chce powiedzieć swojej publiczności. Jest to z resztą drugi krążek Zawiałow. „Helsinki” to jej wymarzone miejsce, jak sama mówi „magiczne”, może dlatego, że jeszcze Helsinek nie odwiedziła, a żyje swoim wyobrażeniem o nich. Ta płyta to ucieczka w marzenia, w niespełnienie i to, co dobrego może się wydarzyć.
„Helsinki” są delikatniejsze niż „A Kysz”, bardziej popowe i sentymentalne niż rokowe. A szkoda, bo Daria na scenie jak i w swoich poprzednich aranżacjach potrafiła pokazać, że ma mocny charakter. Tu pokazuje swoją bardziej kobiecą, dziewczęcą stronę, chociaż okazuje się że to moje bardzo subiektywne odczucie. Sama wokalistka o swojej nowej płycie mówi: „Muzyczne poszukiwania, fascynacje nowymi dźwiękami i rozwój zaprowadziły nas w miejsca, w których jeszcze razem nie byliśmy. Pobawiliśmy się trochę elektroniką, ale nie zawładnęła nami całkowicie – za bardzo kochamy organiczne brzmienia i mocne gitarowe riffy! Będzie dojrzalej, będzie jeszcze bardziej eklektycznie, a na pewno będzie po naszemu!”
„Wszystko komplikuje się o świcie, tuż zaraz po nocy, Nie mam już na twarzy nic co może ukryć mi wady….” śpiewa Daria w „Salonikach”, sama pisze teksty – dobre i trafnie opisujące rzeczywistość. W tym tkwi ich siła. „Helsinki” to bardzo przemyślana i kompletna płyta.

„Radar”/ Fisz Emade Tworzywo
„Ze splątanych dróg, małych miast, nasz czas jest właśnie teraz…” śpiewa Fisz na najnowszej płycie „Radar”. Ta płyta to nie przełom w karierze zespołu, ale dobitny argument, że trzeba mieć ich na swoim radarze. Od samych zapowiedzi budziła już duże emocje, bo Waglewscy zapowiadali powrót do muzyki lat ’80, trochę alternatywy, rocka i disco. Czy to nie szalona mieszanka jak na grupę, która przecież zaczynała karierę od rapowania?
Wszystkie zapowiedzi się sprawdziły, a nasze oczekiwania zostały zaspokojone. Płytę otwiera utwór „Wolne dni” w którym ejtisowy beat fantastycznie kontrastuje z obrazem świata wyśpiewanym przez Fisza. Jeden z moich ulubionych fragmentów to „Radar”, który zdecydowanie świadczy o tym, że zarówno Piotr „Fisz” Waglewski potrafi fantastycznie się bawić tekstami, a jego młodszy brat Piotr „Emade” Waglewski ciągle mocno czuje swoją muzykę. I ten tekst z Radaru: „W naszym domu dziś pełno ludzi, W naszym domu gra Fela Kuti, Nie potrafię się zatrzymać, Nie potrafisz mi się znudzić…” Bezbłędny, jak sama płyta, która się nie nudzi. Mocnych piosenek na pierwsze miejsca list przebojów jest tu znacznie więcej. W „Swetrze” czuć echo zabaw z Frankiem Kimono, który jest jak znak czasu. Chłopcy nie uciekają od trudnych emocji i tematów, co można zobaczyć nawet po tytułach: Dwa ognie, Polityka, Melatonina, Odwilż. Jest też nieco romantycznie, co ja osobiście doceniam.
„Radar” bardzo szybko wpada w ucho i zostaje w głowie na długo. To zdecydowanie płyta, którą warto przesłuchać, o czym świadczy nie tylko liczba odtworzeń na portalach, ale również do cna wyprzedane bilety na trasę koncertową.
„To mój perfekcyjny świat, Nie ma w nim pęknięć ani wad” śpiewają w „Swetrze” i mają dużo racji. Na tej płycie nie znajdziecie żadnych pęknięć.

Radar! Mistrzostwo! 👏🏻✌🏻
PolubieniePolubienie