Słynie z angielskiego humoru i z roli królowej Anny. Mimo wieku nie zatrzymuje się nawet na moment i ciągle wybiera tylko te role, które ją naprawdę interesują. Bez znaczenia jest, czy to serial czy kasowa produkcja, czy gra u boku nieznanej aktorki czy gwiazdora Hollywood. Ma być ciekawie. Możemy ją oglądać w lekko skandalicznym Fleabag’u, a za moment w The Crown. Olivia Colman mówi, że zdecydowanie dorosła do ról, które gra.
Królowe, podobnie jak aktorki muszą się nauczyć życia bez wolności. Cały czas przeglądają się w obiektywach aparatów, w medialnych plotkach, żyjąc życiem narzuconym im przez innych. W sytuacjach bardziej intymnych przychodzi im zagrać najtrudniejsze role – grają wtedy same siebie. Trzeci sezon The Crown zaczyna się od sceny, kiedy Elżbieta II staje przed swoimi portretami, portretami młodej kobiety, monarchini. Przegląda się w nich jak w lustrze. Pierwsze dwa sezony z Claire Foy w roli Elżbiety, to obraz kobiety wypełniającej swoje obowiązki, Elżbieta – Colman lawiruje między tym, co narzuca tradycja, a tym co ona chce osiągnąć.
„To łatwo powiedzieć ‚Ok, przecież bycie królową nie może być, aż tak ciężkie?’” – mówi Colman dziennikarzowi podczas śniadania w Londynie. Jest ubrana w czarną bluzę Cos’a i dżinsy, na ręku ma delikatny złoty zegarek i to wszystko. Jest bardzo przyjacielska i wręcz trochę onieśmielona rozmową, ma niebywałą zdolność mówienia i słuchania w jednym czasie. „Ja myślę, że bycie królową jest naprawdę ciężkie” – ciągnie Colman. „Nie możesz tak wejść i zwyczajnie powiedzieć ‚Ja dziś będę zajmowała się tylko tym albo tamtym’”.
To jest pierwszy śmieszny komentarz ze strony aktorki, która uchodzi za osobę dość trudną i tę, która robi tylko to, co chce. Jej kariera zaczęła się od występów komediowych w programach telewizyjnych (Rev., Peep Show), póżniej była rola w dramacie Tyranosaur, która przyniosła jej sławę. O Colman krążą plotki, że nigdy nie powtarza dwa razy tego samego ujęcia, a jednak za każdy razem jest autentyczna i przejmująca na ekranie. „Czegokolwiek by nie grała zawsze się wydaje, że to jest rola dla niej, że pasuje do niej jak ulał.” – mówi David Tennant, który zagrał z Colman w Broadchurch. „Gra wszystko tak, jakby się urodziła dla tych ról.”
„To ciężkie, żeby nie wracać do Colman z następnymi rolami. Do niej się wraca i wraca” – jak mówi nasz reżyser Harry Bradbeer. Ona jest jak zajebiste Ferrari” – twierdzi Phoebie Waller – Bridge, która gra z nią w swoim serialu Fleabag (jeden z najbardziej nagrodzonych seriali tego roku, podobno premiera polska na TVNine, późną nocą). Olivia gra tam macochę – artystkę, która potrafi być bardzo złośliwa i upierdliwa, zawsze i we wszystkim na pierwszym miejscu, ale te złośliwości ukryte są pod płaszczykiem boskiego uśmiechu i dużej ilości powierzchownej troski. To jest jedna z moich ulubionych ról Colman, zaraz po królowej Annie z Faworyty.

„Nigdy nie jest nieprzygotowana, wspaniale gra, naturalnie, ale jak się okazuje często uczy się tekstu na pięć minut przed wejściem na plan, ukryta za rogiem.” – śmieje się Peter Morgan, twórca The Crown.
Prawdziwy przełom w karierze aktorskiej przyszedł w tamtym roku – Olivia Colman zagrała królową Annę w Faworycie. Dziecinna, rozpieszczona, stara, schorowana, ze złamanym sercem i okropnym makijażem Anna wyzwoliła w widzach skrajne emocje – od współczucia, po zwykłe wkurzenie i oburzenie. Tą rolą wygrała Oscara dla najlepszej aktorki pierwszoplanowej, wchodząc na scenę żartowała wspominając początki swojej aktorskiej kariery, a zaczynała jako sprzątaczka grająca z kółkami teatralnymi.
„To jest właśnie Olivia Colman” – mówiła po ceremonii rozdania nagród Rachel Wiesz, która wraz z Emmą Stone była nominowana za rolę drugoplanową w Faworycie. „To w niej się można zakochać, a nie w rolach, które gra.” – podkreślała. Stone o Olivii mówi „kobieta idealna”. W przemyśle filmowym, który ślepo nastawiony jest na młodość i urodę, Olivia Colman zdaje się zmieniać zasady gry, podobnie jak Meryl Streep, czy Helen Mirren (która właśnie zagrała królową Katarzynę w najnowszym serialu HBO). Nie interesują ją role łatwe, czy drugoplanowe. Nie boi się swojej urody, nie bardzo dba o to czy pięknie wypadnie przed kamerą. „There’s no bullshitt with her. Kiedy Colman gra jest autentyczna jako postać i jako osoba. Nie ma miejsca na żadne kompromisy., kiedy zaczyna grać” – mówi Tennant.
„Jeśli pracujesz, to jesteś szczęściarzem. Wielu aktorów lepszych ode mnie nie ma pracy. I mówię to, całkiem serio.” – Colman wtrąca z przekonaniem. W momencie, kiedy rozmawia z nią Heller, Colman właśnie schodzi z planu thrillera „The Father”, adaptacji sztuki Floriana Zeller’a, w którym zagrała u boku Anthony’ego Hopkins’a. Cały lipiec spędziła na oglądaniu seriali, w tym popularnego „Czarnobyla” i na spacerach. W sierpniu wróciła na plan The Crown.
Colman ma podwójne wyzwanie jeśli chodzi o rolę Królowej Elżbiety. Z jednej strony gra osobę, która żyje, a której nigdy nie poznała osobiście, raz została zaszczycona przez Księcia i Księżną Cambridge, kiedy spotkała ich podczas rozdania nagród BAFTA. „Oj, zrobiłam się nerwowa, nawet bardzo, chodziłam i wszystkim przedstawiałam Księcia Williama.” – śmieje się aktorka. Z drugiej strony przejmuje rolę, po bardzo dobrze przyjętej przez widzów Claire Foy. „Zastanawiałam się na początku, jak zagrałaby to Claire. Ale ani nie jestem Elżbietą, ani nie jest Claire.” – mówi Colman. Na planie została poproszona o założenie soczewek, żeby nadać oczom odpowiedni kolor. Po wielu próbach, ekipa wraz z samą Colman się poddała. „To było jak koszmar! – wspomina. „Po prostu mnie przytrzymajcie i włóżcie to pieroństwo!”- krzyczałam. Tobias Menzies, który gra Filipa miał zdecydowanie mniej szczęścia niż Colman, jemu nie udało się uniknąć zmian dotyczących fryzury – „Tobias’owi podgolono głowę, to jest dopiero poświęcenie, co?” – śmieje się aktorka.
Elżbieta II w wykonaniu Colman jest chłodniejsza, lata rządzenia wyrobiły w niej dystans i teraz już nie można liczyć na wybuchy emocji – Colman ma je pod kontrolą. Nawet w relacjach rodzinnych wyczuć można pewną grę, a już na pewno królewską etykietę – Elżbieta nie tylko rozkazuje swoim bliskim, ale też od nich wymaga przestrzegania zasad i jednocześnie patrzy, żeby wszystko układało się po jej myśli.

Colman nigdy nie sądziła, że osiągnie taki sukces jako aktorka, i nawet nie bardzo tego chciała. „Żeby grać i to przetrwać, żeby mieć cały czas coś do zagrania, trzeba się starać. Jak ludzie pokochają cię w jednej roli, to ciężko im później zaakceptować cię w innej. I nie lubią tego, że jak każdy człowiek zwyczajnie się starzejesz. – mówi Olivia Colman. „Co jest kurewsko śmieszne! Ja dorosłam do ról, które gram.”
Premiera The Crown na Netflixie już 17 listopada.
Tekst powstał w oparciu o artykuł:
Crown Jewel: How Olivia Colman Is Reinventing Superstardom/ Nathan Heller/ Vogue
https://www.vogue.com/article/olivia-colman-cover-october-2019?verso=true