Bardzo często chodzę z książką, lubię wersje drukowane, bo niezmiennie przyjemność sprawia mi przerzucanie kartek i zbliżanie się do końca. Ale coraz częściej decyduję się na czytnik, bo nie zajmuje miejsca i można mieć w nim niezliczoną ilość książek. Ostatnio znajomy mnie zapytał o to, co będę czytać w święta. Zmieszałam się, bo mam całą listę i nie wiedziałam od czego zacząć. Żeby było prościej, odpowiedziałam pytaniem: jeśli pytasz o rekomendację, to powiedz mi co Cię interesuje? Często trudno wybrać z całego stosu nowości odpowiednią książkę, tym bardziej że raz mamy ochotę na lekką lekturę, raz na dreszczyk emocji. A jeszcze są fantastyczne książki naukowe czy kulinarne. Wszyscy już wiedzą, że czytałam ostatnio „Mikrobiom, najmniejsze organizmy które rządzą światem” Eda Younga, bo nie mogę przestać mówić o tej książce. Tak, na książki trzeba uważać, nie tylko poszerzają horyzonty, ale poważnie uzależniają od czytania.
Zapraszamy do lektury! Nie tylko w święta.
1/ Stramer/ Mikołaj Łoziński
Zakochałam się w tej historii od pierwszych stron. Nie jest łatwa, tak jak życie, ale niesie ze sobą nadzieję, nadzieję że jutro też wstanie dzień i że tym razem będzie lepiej, że się uda. Przypomina, że w życiu trzeba doceniać chwile, cieszyć się gestami.
Zwyczajna rodzina. Nathan tęskni za Nowym Jorkiem, Rywka marzy o wycieczce nad morze. Wychowują szóstkę dzieci, które szybko dorastają: Rena zakochuje się ze wzajemnością w żonatym mężczyźnie, Rudek idzie na filologię klasyczną, ale jest realistą, więc znajduje pracę w Syndykacie Świec. Hesio i Salek ulegają fascynacji ideą komunizmu i grozi im aresztowanie, a Wela i Nusek nie mogą się już doczekać tej wymarzonej dorosłości.
Poznajemy każdego z bohaterów osobno, zaprzyjaźniamy się z nimi, odkrywamy ich słabości, sekrety i najskrytsze pragnienia, wchodzimy w ich świat, pełen kolorów, smaków, zapachów.
Czy domyślają się, co przed nimi? Kiedy konflikty narodowe zaczynają narastać, do świata Stramerów powoli wkrada się coś, czego jeszcze nie rozumieją. Choć już przeczuwają.

2/ Wędrowny zakład fotograficzny/ Agnieszka Pajączkowska
Agnieszka Pajączkowska poszła tropem Zofii Rydet. Spakowała aparat i ruszyła w drogę. Tylko w tym wypadku, liczy się tak samo zdjęcie, jak i historia. Agnieszka Pajączkowska rusza na pogranicze, zagląda na podwórka i do chałup. Słucha ludzi, ich historii, nie ocenia, zupełnie oddaje im głos. Ciężko uwierzyć, że wszystko zaczyna się od słów: „zdjęcie za historię”. I że Ci zupełnie obcy ludzie dzielą się swoim życiem, nie tylko z autorką, ale i z nami.
Dzień dobry, prowadzę Wędrowny Zakład Fotograficzny. Jeżdżę od wsi do wsi, robię zdjęcia portretowe i drukuję je na miejscu. Zdjęcia są za darmo albo za coś do jedzenia. Lub za opowieść. Bo pani pewnie stąd? Klisza nie pęknie, proszę się nie martwić – zdjęcia są cyfrowe, ale drukowane na papierze. Że stara i ludzi będzie straszyć? Bez obaw, portret będzie tylko dla pani, nie dam go do gazety, a pani będzie miała pamiątkę. Bo kiedy pani ostatni raz zdjęcie u fotografa robiła? Trzydzieści lat temu? A widzi pani. Młodzi mają w komputerach, ale to nie to samo, prawda? Ja? Tak, mieszkam w samochodzie, jeżdżę latem wzdłuż granicy. Pamięta pani, że byli dawniej fotografowie, portrety robili? Naprawdę płacić nie trzeba. Jajka wezmę, chętnie. Nie ma pośpiechu, pani się przyszykuje, ja zrobię zdjęcie i posłucham. Bo proszę powiedzieć – jak tu jest?

3/ Boznańska. Non finito/ Agnieszka Kuźniak
Olga Boznańska, niespokojny duch, który obdarzony został wybitnym talentem. Na 150 rocznicę urodzin Boznańskiej, Muzeum Narodowe w Warszawie zorganizowało wystawę jej poświęconą. To świadczy o tym, jak dobra była w swoim fachu. I jak nieustępliwa. Agnieszka Kuźniak przedstawia ją jako kobietę, delikatną i zmysłową, wolną i upartą, malarkę, która zrezygnowała z miłości i świętego spokoju, byle by tylko malować.
„Malowała powoli, z przejęciem, a portrety robiła wprost latami. Model się zestarzał, wyłysiał, ożenił, okocił, schudł […] musiał pozować, chciał czy nie chciał, chyba że umarł.”
Zofia Stryjeńska o Oldze Boznańskiej
Olga Boznańska. Najwybitniejsza malarka epoki. Obywatelka świata. Jej portrety intrygowały, niepokoiły, obnażały duszę malowanej osoby. Nie uznawała banalnego piękna. Charakter, emocje, uczucia były dla niej ważniejsze niż uroda modeli. Po Paryżu chodziła w sukni giupiurowej z trenem pełnym falban i plis. Wzbijał się za nią tuman kurzu. Na głowie miała olbrzymi, sinoczarny wał włosów wysoko w kok zaczesanych. Na nim „czarne gniazdo z dżetów i flaneli podpięte wysoko z tyłu kwiatami, spod którego spływały czarne strusie pióra”. Wyglądała jak „posąg wyjęty na chwilę z ciemności piramidy”. Przez trzydzieści lat malowała w pracowni przy Boulevard Montparnasse. Bywali tam m.in. Zofia Stryjeńska, Mela Muter, Wojciech Kossak, Artur Rubinstein. Pojawiała się Maja Berezowska ze swoimi kochasiami. W tle kręcił się roller coaster historii: Budowa wieży Eiffla, pierwsza wojna światowa, kryzys gospodarczy, początek drugiej wojny.

4/ Wege/ Jamie Oliver
Kto nie zna Jamiego? Nie wierzę, że jest ktoś, kto o nim nie słyszał, a sporo osób pewnie nie tylko o nim słyszało, ale też z nim gotowało. Jamie nie tylko jest gwiazdą ekranu, ale też wziętym autorem książek kucharskich. Tym razem na warsztat bierze dania wege. Jak wiecie, ja jestem zdecydowanie bardziej roślinożercą niż mięsożercą, więc z radością przyjęłam informację o tym, że Jamie zabiera się za gotowanie dań bezmięsnych. I warto było czekać, bo to jest kolejny poziom mocy – dla takich co dopiero zaczynają eksperymentowanie z kuchnią wegetariańską ta książka podnosi poprzeczkę. Są tu dania, które nie tylko was zachwycą, ale i waszych gości.
Jamie, czerpiąc inspiracje z kuchni świata, przygotował zbiór przepisów na oryginalne i nieskomplikowane potrawy z warzywami w roli głównej. Jego dania to prawdziwa uczta dla oczu i podniebienia: są tak smaczne, sycące i różnorodne, że zupełnie nie odczujecie braku mięsa. Wegetarianie, okazjonalni jarosze i żądni nowych wrażeń mięsożercy, to pozycja dla was.

Przy okazji polecam Jamie Oliver i świąteczne przepisy. Mniam.

5/ Wszystko zaczyna się w głowie/ Karolina Cwalina-Stępniak
Dużo słyszałam dobrego o tych książkach. Po pierwsze, że są naładowane pozytywną energią i myśleniem, chociaż autorka nie ukrywa, „że sukces to harówka” i trzeba mocno zakasać rękawy i nieźle się napocić, ale chyba warto. Po drugie, że skutecznie motywują. Nie przepadam za książkami poradnikowymi, ale tej jestem ciekawa. Tym bardziej, że ostatnio dziewczyna stojąca przede mną w kolejce trzymała „Wszystko zaczyna się w głowie” i też wypowiadała się bardzo pozytywnie.
Od autorki:
To znowu ja.
Tak zaczyna się moja… trzecia książka. Trzecia! Choć w pierwszą nikt nie wierzył. Dziś „Wszystko zaczyna się w głowie” jest bestsellerem. Trzymasz w dłoniach jej drugą część, a ja gram na nosie wszystkim, którzy wątpią w moje działania. Wątpią i krytykują ci, którzy sami siedzą bezczynnie i nie próbują. Jeśli zgadzasz się ze mną, a do dziś brakowało Ci odwagi, aby spełniać swoje marzenia, to zapraszam Cię do mojego świata! Nie jest w nim różowo ani prosto. Bywa ciężko, a nawet beznadziejnie, ale na moich warunkach.
Jeśli odpuszczasz — mam nadzieję, że zainspiruję Cię do tego, by próbować dalej. Jeśli działasz tak szaleńczo jak ja — będzie Ci lepiej, gdy sobie uzmysłowisz, że nie jesteś odosobnionym przypadkiem! Ważne, aby nie mieć do siebie pretensji. Ja mam tylko wtedy, kiedy wiem, że zrobiłam za mało i nie dotarłam tam, gdzie chciałam być.
Wszystko zaczyna się w głowie… a kończy, gdy nie działasz. Nic samo się nie wydarzy ani nie spadnie z nieba. Sukces to harówka. Jedni o tym wiedzą, a inni się łudzą, że coś przyjdzie łatwo. Wiem, że tych drugich jest więcej niż pierwszych. Chcesz wiedzieć czemu? Sprawdź w środku!

A Wy jakie macie książki do przeczytania w święta? A może kupiliście komuś w prezencie?
Uwielbiam dostawać książki na Święta i nie tylko. Sporo czytam i bardzo mi się podoba Twój wpis. Pozdrawiam serdecznie i Wesołych Świat.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Dziękuję! I wzajemnie Wesołych Świąt!
PolubieniePolubienie