Mile połechtane/ Biblia waginy dr Jen Gunter

Nie wszystkim przez gardło przechodzi słowo wagina, a mamy XXI wiek i kobiety już od dawna stanowią sporą część ludzkości. Można uznać, że to naleciałość kulturowa i to zarówno w krajach mało rozwiniętych lub barbarzyńskich – nie wiem jak nazwać kraje w których dochodzi do obrzezania dziewczynek, jak i w krajach rozwiniętych, gdzie ciągle górą jest patriarchat i panuje dominacja penisa. Możemy zaprzeczać i twierdzić, że to wszystko się zmienia i to prawda, ale zostaje całkiem sporo do nadrobienia, szczególnie jeśli chodzi o przyjemność i wiedzę o seksualności kobiecej. 

*Zapytacie jak to jest coś do nadrobienia? [zazwyczaj to pytanie zadają mi w dyskusjach mężczyźni, kobiety mają mniej wątpliwości, że jest sporo do odkrycia w sferze seksu] Udowadnia to choćby akcja sexed.pl, gdzie padają różne pytania o seksualność ze strony młodych osób, czasami bardzo podstawowe – sic, brakuje nam źródeł wiedzy! Po drugie, nie mogłam uwierzyć, że kiedyś w rozmowie, miły, wykształcony, zakochany chłopak, powiedział na głos, że on podczas seksu to stawia na swoją przyjemność i tu postawił kropkę. I to nie był żart. Wiele razy słyszałam, że seks w Polsce to raczej szybki numerek, i liczy się to, żeby mężczyzna doszedł. Czasami jak jest miły, to już po, jak odsapnie, to uprzejmie zapyta, czy było ok. 

Biblia waginy nie tylko przywraca waginie moc, ale podkreśla, że kobieta, o tak, kobieta! jest stworzona do odczuwania przyjemności. I o tę przyjemność, to my kobiety musimy walczyć, bo należy nam się jak psu kość. I nie chodzi o to, żeby robić konkurencję penisowi, ale żeby było miło i uczciwie dla obu stron. 

Dr Jen Gunter, pisze o waginie, przyjemności i chorobach dróg rodnych opierając się na swoim medycznym doświadczeniu, ale też i chwała jej za to, na swoich doświadczeniach jako kobiety. O tyle o ile jej wiedza naukowa jest bardzo ważną częścią książki, którą może niełatwo czytać – szczególnie we fragmentach o chorobach przenoszonych drogą płciową lub chorobach układu rodnego;, o tyle jej kobiece doświadczenie udowadnia, że po pierwsze nie ma błahych tematów, po drugie nie ma głupich pytań do ginekologa.  

Zacznę od tego, że w sumie fajnie być kobietą – to prawda, że jesteśmy stworzone do przyjemności, mężczyźni nie potrafią na przykład przeżywać wielokrotnych orgazmów. Z wielu źródeł płyną również informacje, że współcześnie to kobiety potrafią bardziej cieszyć się seksem, dla mężczyzn dziś to nie lada wyzwanie, próba, maraton…stres. 

Niestety historia, być może w obawie właśnie przed naszą, kobiecą przyjemnością, gardziła kobiecymi narządami rodnymi, sromem, łechtaczką. Macica miała wędrować po całym ciele i powodować różnego rodzaju przykre dolegliwości, w tym na przykład histerię. Jeszcze w XX wieku nie wyglądało to za dobrze, jak pisze Gunter: „lekarze w latach dwudziestych i trzydziestych ubiegłego wieku naprawdę wierzyli, że pochwa pełna jest niebezpiecznych bakterii… Gdyby wagina znajdowała się cały czas w stanie zagrożenia katastrofalną infekcją, kobiety wyginęłyby w toku ewolucji – ale opowieść o „nieczystej” pochwie doskonale pasowała do społecznych reguł ich ciemiężenia.” 

I tak z pokolenia na pokolenie nie umiemy rozmawiać o „tych” sprawach, a edukacja seksualna kuleje. Nikt nie chce wziąć na siebie odpowiedzialności – rodzice nie rozmawiają, pani w klasie pokazując prezerwatywę mówi: oto prezerwatywa i nie więcej, a to i tak postęp, bo kiedyś prezerwatywy były w kioskach przypinane szpilkami i nawet ja to pamiętam! Lekarze nie zawsze mają czas na pogadankę nawet o naszych chorobach, więc pytanie jak tam u pani z seksem praktycznie nie pada. 

„Nieznajomość własnej anatomii, jej działania i możliwości, odbiera wewnętrzną siłę i stawia kobiety na słabszej pozycji w relacji seksualnej. Wiele heteroseksualnych kobiet dowiaduje się różnych rzeczy o seksie od partnerów, którzy bywają niekompetentni i niedoinformowani w kwestii kobiecego orgazmu.” – pisze Gunter.

Kulturowo, dziewczynki mają być miłe, sympatyczne, odpowiedzialne, dobrze żeby znalazły miłość, wyszły za mąż i urodziły dzieci. Jakby się dało, to dzieci najlepiej z cudownego poczęcia…O czym nie pisze Gunter, a co mnie boli, to to, że krytycznie na wyzwolone i lubiące seks kobiety patrzą zarówno mężczyźni jak i kobiety. Bardzo często to ze strony innych kobiet padają przykre i obraźliwe słowa. Tymczasem, kiedy mężczyzna dobrze się bawi i ma wiele kochanek, w tym młodszych, to jest ciachem, macho, boskim kawalerem. Ma szacunek wśród mężczyzn i pożądanie wśród kobiet. 

Jen Gunter posługuje się faktami i obala mity. Mój ulubiony fakt – łechtaczka jest stworzona dla naszej przyjemność. Kobiety dużo szybciej osiągają przyjemność przez stymulację łechtaczki, niż przez penetrację. Łechtaczka powinna być obowiązkowym punktem wstępnym do dobrego seksu. Dobry seks to „zadowolenie emocjonalne i fizyczne, dobra zabawa”. 

Jeśli chodzi o obalanie mitów, to jestem przerażona ich ilością i ich bezsensownością. Mam za sobą kilka lektur typu: czego nie powie Ci ginekolog, tajemnice gabinetów i tak dalej. Dr Gunter, najczęściej, przypuszczam że trochę już z irytacji, pisze: nie rób tak! Jest to stały punkt jeśli chodzi o nasze nowoczesne praktyki, jak suszenie sromu suszarką, czy stosowanie irygacji, stosowanie dezodorantów intymnych, czy wkładanie sobie różnych rzeczy do pochwy – w celu na przykład zakwaszenia środowiska.

Mitem jest również to, że z kobietą jest coś nie tak, jeśli nie ma orgazmów podczas penetracji. „Brak orgazmu, przy wyłącznej penetracji penisem jest cechą, nie wadą” – pisze pani doktor. I taki stan może wynikać z różnych rzeczy, na przykład z nieumiejętności partnera. Nie pamiętam kto, ale ktoś mądry napisał: „jeśli nie masz ze swoim mężczyzną orgazmów, to znaczy że to nie ten mężczyzna, którego szukasz”. 

Rozczarowałam się punktem G. Nie raz czytałam w prasie i w publikacjach naukowych o magicznym punkcie, który stymulowany przynosi rozkosz. Na przedniej ściance, nie, na tylej ściance – pisali. Jen Gunter mówi – „teoria punktu G to szkodliwy mit.” Każda z nas może mieć takie miejsce, które w danym momencie będzie reagowało bardzo mocno na bodźce i będzie prowadziło do orgazmu. Ale to nie jest jedno, konkretne miejsce, więc nie ma co go zaznaczać w atlasach anatomii, bo sami się wprowadzamy w błąd. Szukamy, frustrujemy się, a przecież tu chodzi o przyjemność.  

Włosy łonowe to kolejna niespodzianka. Dopiero co gdzieś czytałam, że nie wiadomo dokładnie po co nam włosy w takich miejscach, jak miejsca intymne. Dr Gunter zaś pisze – włosy łonowe są nam potrzebne, to fakt! I zaczynając od tego, że faktem jest, że zbędny był nam ogon, więc go nie mamy – mamy odcinek ogonowy kręgosłupa, to włosy są, ergo są potrzebne. Chronią przed urazami i wysychaniem – tworzą barierę wodno – lipidową, mają unerwienie, więc przewodzą sygnały dotykowe, co może być przyjemne. I nie czarujmy się – depilacja podrażnia, a koszmar wrastających włosków dotyczy wielu kobiet, podobnie jak stany zapalne. 

Co było dla mnie ważne – Gunter rozprawia się z przemysłem kosmetycznym, wyrzucając z naszych łazienek sporo zbędnych i niebezpiecznych kosmetyków do higieny intymnej. Jak pisze, do mycia nadaje się świetnie woda, nie podrażnia, nie uszkadza, nie daje alergii. Jeśli się sprawdza w naszej higienie, to po co kombinować? Przy okazji mycia i higieny rozprawia się także z mitem o tym jak narządy kobiece powinny pachnieć. Nie ma jednego, dobrego zapachu, bo każda z nas jest inna i nasze gruczoły oraz nasz mikrobiom tworzą niepowtarzalny zapach i nie jest to „piękny tropikalny zapach, bo pochwa to nie pina colada.”! 

Po drodze dostajemy solidną dawkę wiedzy o różnego rodzaju przypadłościach kobiecych dróg rodnych i związanych z nimi objawach. Jest też opisane leczenie, takie które swoim pacjentkom proponuje dr Gunter. Mimo dokładności opisów, zawsze jest podkreślony fakt, że jeśli chcemy wiedzieć co nam dolega to powinniśmy się umówić do lekarza i jakkolwiek super jest mieć wiedzę, bo to pomaga w rozmowie, to nie powinniśmy narzucać lekarzom diagnozy i leczenia, bo gdzieś coś przeczytaliśmy. Leczenie opiera się na obopólnym zaufaniu i szacunku. Z drugiej strony bez zbędnych ceregieli pani doktor pisze, że mamy prawo wymagać solidnych i sprawdzonych informacji, bezbolesnych badań, jeśli to tylko możliwe i zrozumienia – nikt nie ma prawa nas osądzać, nawet ktoś w kitlu lekarskim. 

„Biblia waginy” może być niezłym źródłem wiedzy dla kobiet bez względu na wiek. Sporo jest tu miejsca poświęconego menopauzie, która jest mało popularnym tematem, a jakże ważnym skoro dotyka tak wielu z nas. 

Najwyższy czas oswoić się z waginą! Tak nam kobietom – są takie, które nigdy się nie oglądały, jak i mężczyznom. Opowieść przytoczona przez dr Gunter o facetach, którzy proszą ginekologów, o to, żeby podczas badania pokazali im waginę ich partnerki…. nie mogę w to uwierzyć, wstyd. Chociaż oni poszli ze swoimi kobietami do ginekologa, a są tacy, co nawet o prezerwatywy w sklepie nie poproszą, a u ginekologa w życiu nie byli, ale swoje kobiety kochają najbardziej na świecie. 

Zachęcam, przeczytajcie. To nie tylko wciągająca, ale również ważna lektura.   

„Biblia waginy” dr Jen Gunter/ wyd. Marginesy


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.