Kultura roku 2020

Ledwo się zaczął, a już zostaliśmy uziemieni i to dosłownie. Pozamykane kina, teatry, odwołane koncerty, tak nas nie rozpieścił 2020 rok. Ale mimo to, kultura nie umarła i nie znikła, a wręcz przeciwnie, niektóre rozwiązania okazały się na wagę złota. 

„Nie obejrzałem tylu przedstawień teatralnych w ciągu kilku lat, co w kilka wiosennych miesięcy” – wyznał jeden z kolegów. Na wiosnę teatry po raz pierwszy w historii, w tak masowej skali udostępniały swoje przedstawienia online – przedstawienia na żywo lub z nagrań, najczęściej można je było oglądać zupełnie za darmo. Podobny ruch wykonali producenci filmowi, dogadując się z dużymi platformami streamingowymi udostępnili część premierowych filmów w internecie. Ale dla kina i dla teatru to był ciężki rok. Brak widowni odbił się bardzo źle – warszawskie kino Altantic właśnie pożegnało się z widzami, a kłopoty deklaruje większość małych kin studyjnych. Teatry przekładają premiery i ograniczają próby, czekając na lepsze czasy i licząc, że dadzą radę do nich dotrwać. Część z nich na stałe chce udostępniać swoje przedstawienia w internecie.

Podobny kryzys dotknął muzyków – oni również przenieśli się do internetu, organizowali koncerty – zbiórki na służbę zdrowia, koncerty, „aby choć trochę podnieść ludzi na duchu”. Mimo tego całego smutnego ambarasu, w muzyce sporo się działo. Tylko ostatnio ukazało się kilka fantastycznych płyt – w tym Wojtka Mazolewskiego, składu Waglewski Fisz Emade, z zagranicznych Taylor Swift, Harrego Styles’a, Dua Lipy. A to tylko kilka, które na szybko przychodzą mi do głowy. Dla mnie największą niespodzianką i moim odkryciem muzycznym 2020 roku jest świąteczna płyta Jamiego Cullum’a „The Pianoman at Christmas” – towarzyszyła mi przez cały grudzień.

Muzyki na żywo można posłuchać dzięki takim inicjatywom jak dlawasgramy.pl.

Z końcem roku nie wypada nie zrobić podsumowań. Wszystkie redakcje prześcigają się w rankingach: najlepsza książka, najlepszy film, płyta roku. Przy okazji powstają już materiały zapowiadające, co nas czeka w 2021, długie listy najbardziej wyczekiwanych i elektryzujących tytułów. 

Czytając i przeglądając ten cały kulturalny miszmasz, sama się zastanawiam nad tym, co podobało mi się najbardziej i na co czekam. Lubię też podpytać znajomych, co im się trafiło i jakie mają preferencje, opinie.

Książka roku? Na pierwszym miejscu wymienia się opowieść Rebeki Makkai „Wierzyliśmy jak nikt”. To historia walki o swoje miejsce na ziemi, o szczęście i miłość w trudnych czasach, kiedy społeczność homoseksualna jest dyskryminowana (lata ’80 w Ameryce), ale też dziesiątkuje ją epidemia AIDS. Yale i Fiona patrzą jak odchodzą kolejne kochane przez nich osoby. Fiona wraca do tych czasów wiele lat później, kiedy spotyka jednego z przyjaciół, nie tylko mierzy się ze wspomnieniami, ale też pokazuje jak kształtują nas wydarzenia, których doświadczamy.  

Makkai ciekawie przeplata ze sobą kilka historii, bohaterów też mamy tu kilku, każdy z nich jest inny, każdy wnosi coś nowego do opowieści. Jest to jedna z ciekawszych książek 2020 roku.

Dla mnie osobiście, pierwszym odkryciem ubiegłego roku była książka „Mikrobiom. Najmniejsze organizmy, które rządzą światem” Ed’a Young’a. Zachwyciłam się światem mikroorganizmów i ich zdolnościami, nie spodziewałam się, że tak małe może być tak mądre i w zależności od potrzeby taka malutka bakteria może być naszym sojusznikiem w walce o zdrowie, albo naszym wrogiem. Young zabiera nas w tej książce w różne miejsca, przestawia mnóstwo maleńkich ‚żyć’ i pokazuje jak inteligentne są te stworzonka, mimo swojej prostej budowy. Trudno się nie zachwycić. Przy okazji dostajemy bardzo potrzebną lekcję – jeśli nasze mikroby będą szczęśliwe, my również będziemy. 

Nie mogłabym nie wymienić laureata tegorocznej nagrody Nike – Radek Rak i jego opowieść o Jakóbie Szeli wciąga od pierwszej strony. W „Baśni o wężowym sercu” fantastyka przeplata się z tłem historycznym rabacji galicyjskiej. I tak jak w każdej dobrej powieści i tu Rak zagląda w nasze serca i umysły. Z Szelą szukamy więc sprawiedliwości, wolności i miłości na przekór pokrętnemu losowi i złym duchom, co to zawsze drepczą obok, jakby nie miały lepszych rzeczy do robienia. 

Serialem 2020 roku według większości krytyków, ale ja również się z tym zgadzam, został „Gambit królowej” ze świetną rolą Anyi Taylor – Joy. Historia dziewczynki, która traci rodziców i trafia do sierocińca, gdzie uczy się grać w szachy, które okazują się jej przeznaczeniem, jest majstersztykiem. Zachwyca w tej opowieści wszystko, kolory, kadry, akcja. Kto by pomyślał, że można nagrać scenę gry w szachy i może to okazać się wciągające? Sekret serialu i jego popularności tkwi w głównej bohaterce. Ruth Harmon, jeszcze jako dziecko staje do walki ze starszymi chłopcami w ich męskim, szachowym świecie i wygrywa w tempie błyskawicznym, ze wszystkimi. Jej największym marzeniem staje się wygrana z rosyjskim mistrzem, bo jeśli jej się to uda, to już nikt na świecie nie będzie od niej lepszy w szachach. Każdy jej pojedynek to walka z emocjami. 

Wśród najlepszych seriali wypadałoby wymienić „W głębi lasu”, czy „Króla”, który całkiem niedawno zadebiutował na Canal +. Z zagranicznych propozycji doceniono szczególnie ekranizację „Normalnych ludzi”, kręconą na podstawie książki Sally Rooney, czy „Miss America” do obejrzenia na HBO. Największym rozczarowaniem tego roku dla mnie osobiście okazał się „Wiedźmin”, nic nie mogło mnie do tego serialu przekonać, umęczyłam się bardzo, ale dotrwałam do końca, licząc, że może w ostatniej chwili doznam olśnienia. I nic z tego. 

Najgorzej w podsumowaniu wypada kino, po świetlnym 2019 roku i takich hitach jak „Parasite”, w 2020 roku nie mieliśmy okazji wybrać się do kina, żeby zobaczyć coś wartościowego. Wśród tytułów które warto wymienić pojawiają się „Sala samobójców. Hejter” Janka Komasy, „Nędznicy” Ladj Ly, czy „Babyteeth”. Sytuację uratowały trochę festiwale filmów dokumentalnych, w tym DOCS, który na wiosnę udostępnił filmy z ostatniej edycji, a na jesieni przeniósł się do internetu. 

Dla mnie najlepszym filmem roku została „Kraina miodu” Ljubomira Stefanova i Tamary Kotevskiej. „Kraina miodu” to dokument o  Hatidze, dojrzałej kobiecie, która mieszka na Bałkanach ze starą matką i utrzymuje się z produkcji miodu. Hatidze nie ma dostępu do takich udogodnień jak prąd, czy ogrzewanie, a biznes który prowadzi opiera się na szacunku do pszczół. Film został wyprodukowany w 2018 roku, w 2019 zdobył liczne nagrody, i dwie nominacje do Oscara. Na wiosnę można go było zobaczyć online dzięki uprzejmości DOCS Against Gravity. 

Cała filmowa nadzieja w 2021 roku, czekamy na przekładaną premierę „Diuny” Denisa Villeneuve z gwiazdorską obsadą. Nadzieję budzą też „Cząstki kobiety” z Vanessą Kirby w roli głównej. Do kin ma wejść „Nomadland” z Frances McDormand, czy nowy film Wesa Andersona „Kurier francuski” w którym aż roi się od gwiazd. Na ekrany kin ma powrócić uwielbiany przez wszystkich „Matrix”. Jeśli nam dopisze szczęście będziemy mieli okazję spotkać się przed dużym ekranem z popcornem w ręce. Ja trzymam za to kciuki! 

Na zdjęciu na czołówce kadr z koncertu Atom String Quartet dla „dla WasGramy”// koncert online


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.