Sto lat Lema

Gdyby mistrz fantastyki żył dziś, właśnie kończyłby sto lat. Na warszawskiej Patelni uśmiecha się do nas z muralu – zalicza się do grona wybitnych osobowości literatury. Zawsze uciekał w przyszłość, aby nie żyć w teraźniejszości PRL’u, która potrafiła być szara. Pisaniem radził sobie z traumą, a jak to nie pomagało, to sięgał po chałwę. W latach kiedy podróże kosmiczne dopiero startowały, a o internecie nikt nie marzył, Lem śmiało pisał o jednostronicowych książkach i rozumiejącym ludzi oceanie. 

Marzył o studiach na Politechnice Lwowskiej, zeszyty wypełniał malunkami wynalazków, malował na przykład przekładnie planetarne – które już ktoś kiedyś pokazał światu, co nie trafiło do świadomości młodego, gimnazjalnego Lema. Wylądował na studiach medycznych, bo podczas okupacji nie było mowy o politechnice. Okupacja Lwowa – o której opowiadał później jak o przygodzie, tak naprawdę odcisnęła na nim piętno i pokrzyżowała mu plany. W 1946 roku wraz z rodziną przeprowadził się do Krakowa i zaczął pisać wiersze i opowiadania. 

Mural/ Warszawa Centrum/ źródło: NCK/

Pierwszy krok w stronę fantastyki to „Człowiek z Marsa”. Wojciech Orliński pisze w swojej książce, że Lem jednak w tym czasie stawiał na karierę zbudowaną na prozie. Jego pierwsza wybitna powieść to „Szpital Przemienienia”, która jednak długo nie ukazała się drukiem. Lem napisał więc następną książkę – „Astronautów”, tym razem popłynął z fantazją i mógł być pewien, że władza i jej wszystkie tajne aparaty nie wstrzymają druku. Tak z Lema zrobił się najbardziej poczytny fantasta PRL’u. 

Póżniej było już z górki, kolejne propozycje od wydawnictw posypały się i to dosłownie. W drugiej połowie lat ’50, Lem podpisał umowy na książki z aż trzema wydawnictwami. Potrzebował pieniędzy na remont domu. Nie stać go było na kupno, więc kupił dom w opłakanym stanie, który wymagał generalnego remontu od fundamentów, a papa była jak cenna jak złoto. Pisanie nie szło Lemowi dobrze, więc podpisał jeszcze jedną umowę. Książki rodziły się w bólach, byle szybciej, byle więcej, sam o jednej z nich pisał w listach do przyjaciół: „banialuka pisana z obowiązku”. I tak powstały najbardziej poczytne książki Lema, „Pamiętnik znaleziony w wannie”, „Solaris”, „Niezwyciężony” i „Powrót z gwiazd”.  

„Lem nie wiedział, że jest pionierem futurologii – kilkadziesiąt lat wcześniej snuł rozważania nad dziedzinami, które dzisiaj nazywamy nanotechnologią albo inżynierią genetyczną, albo transhumanizmem. Wiązał z nimi zresztą więcej obaw niż nadziei. Dziś czas już poważnie zastanawiać się nad ramami prawnymi funkcjonowania robotów – a on pisał o podobnych problemach w latach 50., 60. Niestety, nie bardzo mógł znaleźć równych sobie rozmówców.” – mówił Orliński Oldze Drendzie w wywiadzie dla Wyborczej. 

Stanisław Lem/ Wydawnictwo Literackie/

Lem zastanawiał się, czy na Marsie rośnie trawa, choć byłoby to bez znaczenia, gdyby chciał na przysłowiowego Marsa wysłać reżyserów, którzy podjęli się zekranizować jego filmy. Niby Lem lubił dobry humor, był zabawny, ale też wymagający. Ekranizacje jego powieści raczej go złościły – zawsze coś było nie tak. Jak się rozochocił na wywiadach, to zamiast odpowiadać na pytania, dawał wykład. Podobno jak dziennikarze próbowali mu dyskretnie przerwać, to demonstracyjnie wyciągał z ucha aparat słuchowy i zwyczajnie, jak gdyby nigdy nic kontynuował. A mówić zawsze miał o czym, bo czy technika i przyszłość to nie najbardziej aktualne tematy? I dziś najbardziej na świecie nas kręci, czy nasz ifone będzie mówił, i czy nasze zegarki będą pokazywały nasze parametry życiowe? Frapuje nas pytanie, kiedy w końcu wszyscy polecimy w kosmos jak Bezos?*

Gdyby Lem dostał się na politechnikę, być może mielibyśmy całkiem sporo fantastycznych wynalazków. Choć nie ma tego złego, bo mamy całkiem sporo książek, które zostały przetłumaczone na 45 języków. Lem zaś przeszedł płynnie do historii literatury jako pisarz futurolog, który ma nawet swoją asteroidę – 3836 Lem. 

Ale nie to jest fantastyczne. Znakiem jakości pisarstwa Lema jest to, że po tylu latach ciągle i nieustannie jest obecny w kulturze. W tym roku szczególnie, bo to rok Lema. Rok setnej rocznicy urodzin. Z tej okazji warto sięgnąć po piękne, nowo wydane książki z ilustracjami Przemka Dębowskiego, albo po biografię „Lem. Życie nie z tej Ziemi” Wojciecha Orlińskiego. 

 


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.