Jest taka gorąca plotka, która po latach znów rozpaliła naszą wyobraźnię – w latach ’70 David Bowie wracając z Moskwy pociągiem, miał postój w Warszawie. Wybrał się na krótką wycieczkę po placu Komuny Paryskiej, wszedł do księgarni i kupił płytę zespołu Śląsk. Ta płyta stała się inspiracją do napisania piosenki o Warszawie. Jaką Polskę zobaczył Bowie, kiedy wysiadł na moment z pociągu? – zastanawia się Dorota Masłowska. Właśnie ukazała się jej się książka „Bowie w Warszawie” z rysunkami Mariusza Wilczyńskiego. „Bowie’go” możecie również oglądać w Tetrze Studio w reżyserii Marcina Libera.
„Gdy się ocknął, pociąg stał już w Warszawie. Ze słów pewnego jegomościa, który uwidział sobie, że świetnie włada angielskim, wywiedział się, że to dłuższy postój. Głucha ciemność peronu pachniała żelastwem, sikami i bzem. Sekundował mu odległy swąd gotowanej kapusty dochodzący z jakiejś garkuchni. Ostrożnie wynurzył się z dusznej gawry przedziału w nieprzenikniony, rzadko posiany słabymi światłami mrok obcej metropolii…”*
W tym momencie Bowie przepada w ciemnościach dworca.

Dorota Masłowska lubi słuchać muzyki Dawida Bowie’go i czekała na okazję, aby wykorzystać artystę do „współpracy, której nie będzie mógł już odmówić”. Jego obecność w dramacie jest raczej symboliczna. Tak jak symboliczna jest jego przechadzka po Warszawie, był tu chwilę i zniknął, nikt nie wie tak naprawdę, czy w ogóle wysiadł z pociągu. Ta historia jest jednak kontrapunktem do pokazania tego, jacy byliśmy w tamtym czasie. To opowieść o latach ’70, które według Masłowskiej są opresyjnym okresem dla Polaków pod wieloma względami – politycznie, społecznie, estetycznie. Polacy jeszcze nie otrząsnęli się po wojnie, a już przyszło im żyć w świecie zdominowanym przez napięcia polityczne i wpływy Związku Radzieckiego. Ale jest to również okres, kiedy coraz częściej zerkaliśmy na zachód zachwycając się jego bogactwem i wolnością.
Pociąg się zatrzymuje. Bowie wysiada. Nie zdaje sobie sprawy, że dla ludzi może wyglądać dziwnie i podejrzanie. Jest jak nie z tego świata. Czy to kosmita?
Wcześniejsze wydarzenia/ Z mostu Poniatowskiego chce skoczyć młoda dziewczyna – Regina. Ma już dość życia, nie chce iść na kompromisy. „Wciąż to samo. Mąż, mieszkanie, meble, chłopiec i dziewczynka. W dupie to mam! Nie będę tak żyć. Choćbym miała zdechnąć!” – wykrzykuje. Uważa, że nigdy nie będzie mogła zaznać szczęścia z pieczarkowym królem, za którego chce ją wydać matka. Regina ma farta, bo po mieście węszy policjant, który tropi mordercę. Aby złapać Dusidamka, milicjant Krętek musi wykazać się sprytem i inteligencją, bo typ jest przebiegły, nie wiadomo o nim za dużo, w sumie tyle, że próbuje dusić kobiety. W międzyczasie Krętek ratuje Reginę – pociąga ją za rękę i legitymuje.


Zarówno Regina, jak i milicjant mają pod górkę. Milicjantowi śledzctwo nie idzie, Regina musi się odnaleźć w rzeczywistości, w której nie ma miejsca i nazwy na to kim jest i co czuje. Jej matka jest zagubiona życiowo, chciałaby dobrze, ale nie bardzo jej to wychodzi. Dodatkowo męczy ją konflikt z rodzoną siostrą. Obie przetrwały wojnę, były blisko dopóki nie pokłóciły się o stolik – jedyną ocalałą rzecz z ich rodzinnego domu. Stolik to tylko pretekst i wierzchołek góry lodowej, bo w tej relacji każda z kobiet chce być tą lepszą. Powiew egzotyki wnosi Bogumiła, córka siostry, która była w Wielkiej Brytanii. Pamiątką po tym wyjeździe jest kalkulator i wiedza o sexie, którą Bogumiła chętnie by się podzieliła z kuzynką. Tyle, że Regina nie jest zainteresowana taką mądrością.
„Bowie w Warszawie” to opowieść głównie o kobietach, wielopokoleniowy dramat z elementami humoru. Matka, córka, siostra, kuzynka, sprzątaczka, żona – wszystkie żyją pod presją. Kobiety lat ’70 spełniały marzenia, ale nie swoje, a cudze. Studiowały, pracowały, jednak system społeczny nie dawał im wolności. Patriarchat miał się wyjątkowo dobrze. Po co kobiecie studia, skoro może mieć męża i dzieci? Nie ma, coś z nią ewidentnie nie tak. Masłowska wplata w opowieść wątek lesbijski, bo w Polsce lat ’70 lesbijek nie było, nie miało prawa być, to było marnotrawstwo sił rozrodczych. Sfrustrowane kobiety też potrafią się odgryźć. Niech oberwie mąż, pieczarkowy król, a najlepiej Dusidamek (za Dusidamka jeszcze jest nagroda).
„Pisząc, wiedziałam, że wyłaniają mi się z tekstu osoby na różne sposoby zniewolone. Gdy wnikałam w światy kreowane przez ówczesnych artystów, czułam, że mam do czynienia z ludźmi uwikłanymi w historię, bardzo silne i narzucone im role społeczne, w olbrzymie usztywnienie, zakłamanie, pruderię”** – mówiła Masłowska w wywiadzie dla GW.
Świat, do którego zaprasza nas Masłowska jest opresyjny, często szary i paskudny. Przez szarość dnia codziennego przebija się jednak bunt, który bywa zabawny. Zakłamanie ludzi wychodzi na jaw jak kiepski żart. Jest też piękno. Piękna jest Regina, która stoi w jednej pończosze, z pianą pod pachami i kanapką w buzi. Piękne są drzewa, które akurat kwitną.
„Regina! – poirytowany głos matki
Głos dochodzi zza firanki, z otwartego okna.
Jest majowe popołudnie. Widzimy śródmiejskie podwórze, z odrapaną figurką Maryi, zawsze ziejącą paszczą śmietnika, nieodłączną ławką i zataczającym się, mamroczącym pijakiem. Dzieci kopią zośkę, bawią się niewybuchem albo z siekierą gonią koty. Odrapane ściany, których turpizm odczynia nieco rozbuchana majowa zieleń; białe od kwiatów korony drzew wyglądają jak porzucone suknie uciekających panien młodych, rozdęte i koronkowe.”*
Akcja „Bowie’go” to lata ’70, a jednak historia którą snuje Masłowska wydaje się całkiem aktualna i jest to bardzo niepokojące. Książka została zilustrowana przez Mariusza Wilczyńskiego, którego możecie kojarzyć z filmem „Zabij to i wyjedź z tego miasta”.

*fragmenty „Bowie w Warszawie”/ Dorota Masłowska/ wyd. Literackie