Yope to jedna z ulubionych marek kosmetyków naturalnych wśród Polek. Dba o nasze ciała i włosy. Chętnie sięgamy po ich żele pod prysznic, kremy, balsamy, szampony, czy odżywki. Teraz Yope przedstawia trzy nowe linie kosmetyków do włosów – Balance, Hydrate i Boost.
Pamiętam jak podjęłam decyzję o tym, że wybieram kosmetyki naturalne – zarówno do ciała, jak i do włosów. Był to czas debiutów, między innymi marki Yope. W mediach panowała kosmetyczna burza – wszyscy zaczęliśmy przyglądać się składom kosmetyków i liczyć substancje, który były mocno podejrzane.
Nie była to łatwa decyzja. Każdy kto porzucił silikony wie, jak włosy przeżywają to rozstanie. Mija kilka dni, zanim stają się na powrót miękkie i delikatne. Pomogły szampony i odżywki Yope. Moje ulubione to „świeża trawa” – która od rana działała jak zastrzyk pozytywnej energii i linia odżywcza z mlekiem owsianym, o przyjemnym delikatnym zapachu. Łączyłam je dowolnie, używałam naprzemiennie, pieniłam szampony i wmasowywałam odżywki.

Dziś Yope debiutuje z trzema nowymi liniami. To Balance – linia przeznaczona do włosów przetłuszczających się i potrzebujących odżywienia. Hydrate – nawilża i ujarzmia włosy ze skłonnością do puszenia się. I Boost – dba o równowagę skóry głowy, między innymi dzięki zastosowaniu grzybów reishi, wzmacnia również pasma włosów wyskoporowatych, które odżywia i nawilża, zamykając ich łuski.
Yope mycie głowy zamienia w rytuał – warto się mu przyjrzeć. Szampon dobierzcie do potrzeb skóry, bo kiedy myjemy włosy, to tak naprawdę myjemy skórę głowy. Włosy same z siebie pokrywają się delikatną pianą i myją się podczas płukania. Nie ma potrzeby więc ich narażać na uszkodzenia dodatkowo szorując. Odżywkę lub maskę nakładamy na całej długości włosów, ale nie na skórę głowy. Warto pozostawić je choćby na parę minut, tak aby substancje w nich zawarte zdążyły przeniknąć przez łuski włosa. Jeśli dysponujecie czasem, i chcecie poczuć się jak w spa, zachęcam aby maski pozostawić na włosach na dłużej. Nawet do godziny. Pamiętajcie, żeby ubrać je w foliowy czepek i ukryć pod ręcznikiem – to sprawi, że maski będą się znacznie lepiej wchłaniały.
Ja osobiście nie stylizuję włosów – rzadko używam suszarki, szczególnie podczas wakacji, nie prostuję, nie kręcę ich i nie robię boskich upięć jak z Instagramu czy TikTok’a. Ale kocham wszystkie rodzaje serum i nakładam je obsesyjnie na końcówki, bo one są najdelikatniejsze i najszybciej ulegają uszkodzeniom. To na końcach włosy są najbardziej suche i łamliwe. W tym roku z przyjemnością sięgam również po wszystkie kosmetyki podkreślające fale i loki.
W każdej serii znajdziecie szampon i odżywki. Są też kosmetyki uzupełniające jak serum na końcówki z linii Boost, czy sól morska z serii Balance. Kosmetyki możecie łączyć ze sobą w dowolne kombinacje – w zależności od tego, jakiej pielęgnacji potrzebujecie.
W linii Balance rządzą kwasy, kompleks octowy, który domyka łuski, glikol roślinny o działaniu super nawilżającym i olej babassu. Procesy regulacyjne wspierają adaptogeny, w Balance jest to mirt cytrynowy, który dba o naturalne Ph skóry. Odżywka to kompleks kwasów AHA w połączeniu z hibiskusem, za nawilżenie odpowiadają tu emolienty: olej z baobabu i olej macadamia. Odżywka ma również składnik kondycjonujący włosy. Na końcówki spokojnie możecie nałożyć serum i będziecie się cieszyć włosami jak z okładek magazynów.

Linia ta polecana jest włosom niskoporowatym, czyli prostym i ze swojej natury gładkim.
Efekt włosów jak tafla wody zapewni seria Hydrate. Szampon to peptydy z owsa i fruktozy, proteiny ryżowe w połączeniu z kokosem, za oczyszczanie odpowiada roślina o tajemniczej nazwie – mydlnica lekarska. Jako adaptogenu w tej serii użyto tulsi – czyli tak zwanej Świętej Bazylii, która dba o nawilżenie i łagodzi podrażnienia. Odżywka to ekstrakt z nasion cebuli, masło bacuri i hemiskwalan, czyli zielona alternatywa dla silikonów. W tej serii znajdziecie również lekką odżywkę bez spłukiwania z wyciągiem z nasion chia!

Seria Hydrate świetnie sprawdzi się dla włosów suchych i średnioporowatych, którym potrzeba dodatkowego nawilżenia. Skorzystają na niej również włosy farbowane.
Seria Boost to produkty przeznaczone do delikatnej skóry głowy. Znajdziemy tu proteiny z pszenicy, miód z tapioki, masło muru muru, które zabezpiecza włosy przed zniszczeniem i kondycjoner pozyskiwany z buraka cukrowego – zapobiega puszeniu i ułatwia rozczesywanie. To w tej serii znajdziecie jako adaptogen cudowny grzyb reishi – który regeneruje i stymuluje procesy naprawcze. W masce znajdziecie takie cudowne składniki jak bioceramidy z oliwy z oliwek, nawilżający kwas mlekowy, masło marfura, czyli skarbnicę nienasyconych kwasów tłuszczowych i roślinną keratynę. Boost to także odżywka pełna protein i serum do końcówek z olejkiem kameliowym.

Kosmetyki Boost sprawdzą się dla włosów wysokoporowatych, kręconych i farbowanych.
Z nowych serii ja wybrałam Boost, bo mam włosy, które się kręcą i są wysokoporowate. Tak jak wspomniałam, jestem też fanką serum, które po każdym myciu nakładam skrupulatnie na same końcówki. Do podkreślenia skrętu chętnie sięgnę po mgiełkę z solą morską.