Kolory kwiatów Irvinga Penn’a

Kwiaty na fotografiach Irvinga Penna przypominają modelki, w swoich najlepszych sukniach, delikatnych i zwiewnych, lekko pochylone, jakby zawstydzone zainteresowaniem ze strony fotografa. Penn zaś podchodził do nich z zachwytem i fundował im profesjonalne sesje. Na zdjęciach liczył się kolor, faktura, ruch, światło. Wszystko po to, aby ukazać nieskończone piękno, boską doskonałość. I udaje mu się to. W 1980 roku Irving Penn wydaje album poświęcony kwiatom – „Flowers”. Dziś zdjęcia Penn’a możecie oglądać w Londynie na wystawie: „Richard Learoyd & Irving Penn: Flowers”. 

Na zdjęciu Cecila Beaton’a, z 1950 roku, Irving Penn siedzi przy oknie. Za nim rozpościera się Londyn. Irving w ręku trzyma kliszę fotograficzną, ogląda ją pod światło. Delikatnie się uśmiecha. Jak zawsze jest przy tym elegancki, w dobrze skrojonym garniturze i pod krawatem. Na kliszy są zdjęcia z jednego z jego projektów – Chimney Sweep. 

Irving Penn/ fot. Cecil Beaton

W 1950 roku, Irving jest już jednym z tych najbardziej rozchwytywanych fotografów. Od 1943 roku zaczyna fotografować dla Vogue. Zdjęcia modelek, przepięknie wystylizowanych, są jego konikiem. Ale młody fotograf miał dużo szersze zainteresowania. Uwielbił robić portrety, akty, zdjęcia beauty. Nie rozstawał się z aparatem, i równie często fotografował życie uliczne. Na początku lat ’50 robił serie zdjęć pokazujących ludzi w ich pracowniczych strojach. W Paryżu, Londynie i Nowym Jorku, zapraszał ich do studia, za małą opłatą. „Francuzi byli podejrzliwi, myśleli, że to jakiś lewy biznes. Londyńczycy przychodzili na czas i dumnie pozowali. Amerykanie należeli do najbardziej nieprzewidywalnej grupy. Potrafili przyjść wystrojeni, bo zakładali, że nasze zdjęcia to przepustka do Hollywood” – opowiadał o tym projekcie Irving. 

Fotografował również martwą naturę – starannie ułożone i oświetlone kompozycje, których był twórcą. Czuł, że kiedy staje za aparatem jest artystą. Jego zdjęcia urzekały mocnymi kolorami i wyrazistymi kształtami. Fotografie Penna hipnotyzowały. Irving chętnie malował i szkicował, a w późniejszych latach również kręcił dokumenty. 

„Proces fotografowania to dla mnie szukanie prostoty przekazu i eliminacji zbędnych szczegółów” – powiedział kiedyś. Przy innej okazji Penn zwrócił uwagę dziennikarce, która z nim rozmawiała: „nie robimy zdjęć, nie pstrykamy ludzi, to raczej romans”. 

A więc miłość, zaufanie, szacunek, fascynacja. Tak powstawały najlepsze zdjęcia XX wieku. Po jednej stronie model, po drugiej fotograf, gdzieś między nimi aparat i mnóstwo emocji. 

Irving był poszukiwaczem piękna. Widział je w doskonałości, którą dostrzegamy wszyscy. Ale i tam gdzie zauważyłoby ją niewielu z nas, w zwykłych scenach z życia: w zadowolonej minie młodego pracownika z papierosem w ustach, w podejrzliwym spojrzeniu starszego pana, w naturalności ludzkiego ciała, a nawet w nadgryzionej bułce.  

O kwiatach mówił, że są emanacją boskiego piękna. Traktował je tak samo jak ludzi, którzy stali przed jego obiektywem. Szukał w nich wyjątkowej formy, koloru, dowodów życia. Przyglądał się im, podziwiał, obserwował. Eksperymentował ze światłem. Fotografował pod różnymi kątami. 

Irving Penn/ Flowers

Kolorowe formy kwiatów na jasnym tle zachwycały. Amerykański Vogue kolekcjonował fotografie Penna, a później w formie kwiatowych kartek rozdawał swoim czytelnikom w wydaniach świątecznych. 

Penn robił zdjęcia seriami. Jedna z nich była poświęcona tulipanom – „Lust for Tulips”. Pracował nad nią w swoim apartamencie na Piątej Alei. Na jednym ze zdjęć fioletowa główka tulipanu pochyla się do przodu, na płatkach osiadły krople wody, które niczym perełki odbiły światło studyjnych lamp. Woda miała odświeżyć kwiat, a dodała mu uroku. 

W 1968 roku były na fotografiach maki. Jedna, dwie, trzy makowe główki obok siebie. Jedna niepewnie się przechyla, jedna traci płatki, jedna stara się ukryć swoją obecność przed aparatem. Później były peonie, orchidee, róże, lilie, begonie. Kwiaty zmieniały się jak w kalejdoskopie, każdy traktowany przez Irvinga Penna tak samo poważnie. 

„Nie mogę powiedzieć, że posiadam jakąś konkretną wiedzę o kwiatach. Czytelnik mógłby zakładać, że ją mam, skoro wydaję książkę kwiatom poświęconą” – pisał Irving we wstępie do swojego albumu. Dalej wyjaśniał czytelnikom, że jego zadaniem jest skupinie się na materialnej formie, ukazanie jej nieskończonego piękna, i że wiedza o samych kwiatach niczego by nie wniosła do fotografii.  

Irving Penn/ Flowers

Penn nie tylko wydał album z kwiatami, który teraz należy do perełek – nie dostanie się go nigdzie, ale również drukował swoje fotografie. Zrobił czterdzieści dwie edycje takich druków. Zadbał o każdy detal i szczegół. Faktura i kolor papieru, kolory druku, te elementy były dla niego równie ważne jak praca z aparatem. 

„Ktoś patrzy na piękny kwiat i potrafi się popłakać z nadmiaru piękna. Ja patrzę na różę i dla mnie jest to przeżycie religijne. Kwiaty są dziełem bożym” – podkreślał Penn. Do końca życia pracował, i do końca wracał do studiowania kwiatów. 

Wystawa „Richard Learoyd & Irving Penn: Flowers” jest czynna do 10 września w Hamiltons Gallery w Londynie. 

Richard Learoyd & Irving Penn: Flowers/ Hamilton Gallery/ Londyn

Jeśli chcecie zobaczyć więcej zdjęć Irvinga Penna, odwiedźcie jego stronę: 

https://irvingpenn.org


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.