Demna Gvasalia już nie raz przekroczył granice dobrego smaku. Kiedy przejął stery w domu mody Cristobala Balenciagi w 2015 roku, branża nie mogła w to uwierzyć. Gvasalia kojarzony był z modą streetową, normcore’m, dom mody Balenciaga zaś to haute couture krawiectwa. Nie trudno zauważyć, że panów łączy jednak coś wspólnego – po pierwsze obaj lubią eksperymentować, po drugie obu cechuje arogancja. Balenciaga zamknął swój dom mody w 1968 roku, bo stwierdził, że nie ma już kogo ubierać. Gvasalia pogrywa z nami torbą z Ikei, zniszczonymi trampkami i kolczykami ze sznurówek.
Cristobal Balenciaga był samoukiem, nigdy nie szkicował swoich projektów, interesowała go głównie tkanina i to, jak układa się na ciele. Kiedy tworzył chętnie sięgał po proste rzeczy, które znał z codziennego życia – koszule chłopów zamieniał w ekstrawaganckie koszule, odszyte z najlepszych materiałów. Fartuchy biednych kobiet u niego zamieniały się w suknie wieczorowe w żywych kolorach. Wszystko było eleganckie, dobrze skrojone i drogie.
Demna to absolwent Royal Academy od Arts w Antwerpii, który zaczął swoją karierę pracując u Martina Margieli. W 2014 roku, wraz ze znajomymi założył własną markę: Vetements. Media pisały o fenomenie. Vetements kupowało gotowe rzeczy, niszczyło je i przeszywało, żeby sprzedać za ceny trzy czy czterokrotnie większe. Były koszulki z logo DHL, koszulki z Titanikiem, koszule tył na przód, czapki z daszkiem i brokatowe botki. Media i dziennikarze mody tropili skąd marka bierze te rzeczy, gdzie umieszcza swoje logo, i jak je zmienia. „To skandal!” – pisali dziennikarze, kiedy okazało się, że koszulka za 15 dolarów, u Vetements kosztuje dużo dużo więcej. „Bluza DHL’a za dwa tysiące dolarów, serio?” Ale świat się zachwycił, a „projekty” Gvasali sprzedawały się w tak zawrotnym tempie, że szybko uzyskały status rzeczy pożądanych i luksusowych.

Gvasalia nie ukrywał, że jego celem jest wyśmianie świata mody. Chciał zmienić wszystko, sprawić, że na luksus spojrzymy z nowej perspektywy, że to co zwykłe, codzienne, komfortowe i wygodne, a czasami nawet ciut brzydkie, też będzie miało szansę na zawrotną karierę. I wbrew wszelkiej logice mu się udało.
Kiedy przeszedł do domu mody Balenciaga solidnie wziął się do pracy. Jako projektant z doświadczeniem zdobytym u Margieli, Gvasalia miał szansę na powodzenie, mimo że mało kto mógł uwierzyć, że to właśnie jemu przypadła tak intratna posada. Chętnie korzysta z dorobku Cristobala, przegląda archiwa i projektuje. Nie zrezygnował z wysokiego krawiectwa, ale połączył je z normcor’em. Torba z Ikei, kolorowe, bazarowe torby, czy worki na śmieci to tylko początek.

W wywiadzie dla brytyjskiego Vogue, Gvasalia porównywał modę do lustra, w którym widzimy siebie i otaczającą nas rzeczywistość. „Życie codzienne przemawia do ludzi, oni to czują i rozumieją, i to przenoszę do swoich projektów” – podkreślał.
„Jestem sfrustrowany modą. Dotyczy to branży, mojej pracy jako projektanta. Zdecydowanie częściej byłem wykonawcą, a nie projektantem. A chciałem projektować, chciałem żeby moje ubrania miały jakiś przekaz. Nie chcę projektować ot tak, żeby projektować, chcę żeby moda była narzędziem komunikacji. W domu mody Balenciaga ustaliliśmy zasady współpracy. Ja zawszę opieram się na dekonstrukcji, biorę coś i tworzę z tego coś nowego. Takie mam podejście. Destrukcja i rekonstrukcja. Idziemy do przodu, używamy najnowszych technologii i to jest duży sukces. Również dla mnie” – mówił Gvasalia.
„Gdy marka Balenciaga wypuściła doszczętnie zniszczone tenisówki za prawie siedem tysięcy złotych, opinia publiczna uznała, że kpi sobie z klientów.” – pisze Michał Zaczyński w ELLE.

Gvasalia puszcza do nas oko, odkąd zaczął być poważnym graczem na rynku mody, czyli od sukcesu Vetements. I od początku trochę sobie kpi z naszego konsumpcyjnego stylu życia. Zniszczone trampki Balenciagi wyglądają tak okropnie i odrażająco, że trudno się na nie patrzy. Ale marka twierdzi, że to produkt wysokiej jakości i gwarantuje długoletnią trwałość.
Vetements i Balenciaga nie są jedynymi domami mody, które sięgają po modę uliczną i codzienną, choć w ogromnej mierze do sukcesu tego trendu, rękę przyłożył właśnie Gvasalia. Jest też różnica między reinterpretowaniem trendów, wykorzystywaniem wzorów mody ulicznej, a kupowaniem tanich rzeczy i przerabianiem ich, żeby sprzedać za duże pieniądze jak to robił w Vetements. To nie tylko promowanie globalnych marek, które często nie dbają o środowisko i swoich pracowników, ale i oszustwo, choć każdy kupujący zdaje sobie z niego sprawę.
Chcecie mieć zniszczone trampki? To zajrzycie do sklepu Golden Goose, wyglądają o niebo lepiej od tych Balenciagi. Cenę mają niestety niższą i nie ma nie listy oczekujących, choć cieszą się dużą popularnością. Torebkę bazarówkę znajdziecie w ofercie na przykład Louis Vuitton. Tu już cena się zgadza.
Dziś Demna kusi na pokuszenie kolczykami ze sznurówek. Jeśli się zastanawiacie czy to imitacja sznurówek, to odpowiedź brzmi: nie. To sznurówka, zwykła i pospolita, zawiązana na kokardę i wpięta w ucho. Luksus potwierdza logo marki. I cena. 1600 – tysiąc sześćset złotych. Czy są jacyś chętni? Bo ja zdecydowanie podziękuję.
