Kiedy pierwszy raz Ewa Kasprzyk zdecydowała się zagrać rolę starszej, narzekającej babki była młodą kobietą. Spektakl „Berek, czyli upiór w moherze” wywołał wtedy niemałe kontrowersje. Nikt jeszcze nie dyskutował o homoseksualizmie tak swobodnie jak dziś. A to była historia jak z życia, starsza pani kontra młody sąsiad. I mimo upływu czasu nadal jest bardzo aktualna. Kasprzyk nie tylko gra główną rolę, ale też reżyseruje. Na scenie partneruje jej Antoni Pawlicki. Zapraszamy do Małej Warszawy.
Pierwsze spojrzenie na dekorację przyprawiło mnie o ciarki. Znam ten wystrój, pomyślałam. Tak miała urządzone mieszkanko moja sąsiadka z dołu. Starsza, zgorzkniała kobieta, która nienawidziła życia. Jak ktoś do mnie przychodził to waliła kijem od szczotki w sufit, albo dzwoniła na policję. Wysyłała mi następnego dnia list, w którym błagała o to, żebym nie chodziła i nie oddychała, bo robię to zbyt głośno. Ponieważ listy nie pomagały – nie chciałam zrezygnować z tak podstawowych wygód, to dzwoniła na telefon stacjonarny, miałam taki czerwony, z lat ’80. Piękny. Dzwoniła jednak tak często, że musiałam go odłączyć.
Zanim zgasło światło na sali, ja wstrzymałam oddech. Moja sąsiadka byłaby ze mnie dumna.
I zaczyna się. Od narzekania. Od walenia w rurę, i krzyków. „No skończ z tym wreszcie…” „O ja ci pokarzę!” Emerytka – Anna Lewandowska nie zamierza się poddać, toczy wojnę trochę bez stylu, ale za to z fantazją. Młody, przystojny chłopak, jej sąsiad, też nie wytrzymuje i na zaczepkę odpowiada zaczepką. Wojna podjazdowa trwa, aż do czasu…
Jak to bywa w życiu osób starszych, wypadki zdarzają się nagle i potrafią wyeliminować ich na długie tygodnie. Kryzys goni wtedy kryzys. I tak jest też w przypadku naszej bohaterki, która nie tylko zalicza upadek, ale potrzebuje pomocy i opieki, żeby dojść do siebie. Przyjaciół poznajemy w biedzie – głosi stare przysłowie. A nasz Upiór ląduje pod opieką…no jak myślicie kogo? Najbliższego sąsiada wroga. To przełomowy moment, bo każde z nich może się nauczyć czegoś nowego w tej relacji. Czy się zaprzyjaźnią?
Trzeba się przekonać odwiedzając teatr. Łatwo jednak nie będzie, bo ich wojna to wojna dwóch, skrajnie różnych światopoglądów. Babka jest uparta, ogląda i słucha tylko jednej słusznej narracji – oparta o poduszkę ze Świętą Teresą. Jej sąsiad jest gejem, co trudno jej znieść, bo to przecież dewiacja. On kuszony przez nią, jak przez starą diablicę, na każde „pedau” napisane na drzwiach, odpowiada wojną na jajka.

„Berek, czyli upiór w moherze” to spektakl z krótką przerwą, podczas której często ustawia się kolejka widzów, którzy chcą dopytać, jak to się stało, że dziś nie gra Ewa Kasprzyk. „Ale przecież gra” – słyszą w odpowiedzi i nie mogą uwierzyć. Ewa Kasprzyk, piękna blondynka z pierwszych stron gazet, z tatuażem na łopatce, na scenie zamienia się babuszkę. Beret, który tak ochoczo nosi nie jest już z lumpeksu, jak dawniej, ale wybrany przez Ewę – ma piękny fioletowy kolor, który idealnie kontrastuje z zielonym makijażem oczu. Brwi podkreślone, narysowane czarną kreską też wyglądają zaczepnie. Do tego podomka, kolorowa. W ogóle Ewa, to znaczy Anna jest stylową starszą panią. Taką dziewczyną z sąsiedztwa, którą każdy zna.
Dziś Ewa Kasprzyk mówi, że wiedziała, że kiedyś ta rola do niej wróci. Zagrała ją pierwszy raz piętnaście lat temu. Teraz sama reżyseruje spektakl Marcina Szczygielskiego. Uwodzi widzów nie tylko obsadą, do której wybrała Antka Pawlickiego, Leszka Żurka, Kamila Kulę i Asię Jarmołowicz. Mocną stroną „Berka” są przede wszystkim dialogi, które sprawiają, że nie przestajemy się śmiać, mimo że już bolą nas od tego policzki. To tragikomedia w najlepszym wydaniu. Kiedyś Ewa była przez ten spektakl nazywana „królową gejów”, na szczęście obecnie większość społeczeństwa ma zdecydowanie bardziej liberalne poglądy.
„Berka” można oglądać na deskach teatru w Warszawie, ale nie tylko. Podczas pandemii był pokazywany na platformie VOD. Jest także wystawiany w Gdańsku, czy Bydgoszczy, warto zajrzeć na stronę z biletami ebilet i sprawdzić daty przedstawień.
„Dziękuję za możliwość przeżycia dwóch godzin nieskrępowanej radości przeplatanej wzruszeniem; chylę czoła przed Panią Ewą – takiej nie potrafiłam sobie nawet jej wyobrazić; niniejszym o ile będzie możliwość zostaję stałą bywalczynią Waszego teatru. Mam szczerą nadzieję, że nawet kiedy sytuacja powróci do normalności, Wy nie zrezygnujecie z VOD – to co prawda nie to samo co teatr na żywo, ale zabawa równie przednia.” Takie komentarze można przeczytać pod „Berkiem”. Jest ich dużo. Na przedstawieniu na którym byłam, nie było prawie wolnych miejsc.
Z wyjazdowych pokazów Ewa Kasprzyk wraca późno w nocy. W domu czeka na nią ukochany, który już dwa razy się oświadczał. Ewa ma jednak bardzo napięty grafik, i mało czasu. Przyznaje też, że do miłości nie potrzeba ślubu. Być może za kolejne dwa lata dostanie trzeci pierścionek zaręczynowy. Teraz możecie ją za to oglądać w komedii „Ślub doskonały”, gdzie ubrana w biały, kobiecy garnitur, tłumaczy, że wszystko musi się udać. Wygląda bosko i brzmi przekonująco. Ten „Ślub” to lawina absurdu i pomyłek. Więc jednak wbrew zapewnieniom Ewy, coś może pójść nie tak.
„Dla mnie aktorstwo jest jak oddychanie. Dojrzałość ma tę zaletę, że człowiek dobrze siebie zna i dokonuje więcej zgodnych ze sobą wyborów. Ja już się tego nauczyłam. Przed laty wpojono mi, że ktoś, kto stoi w miejscu, się cofa. Dziś ten pogląd to część mnie. Praca aktorska to ciągły rozwój, przygoda, mierzenie się ze sobą i z własnymi ograniczeniami. Lubię to.”* – szczerze wyznaje aktorka.
*wywiad Twój Styl/ nr 2 2023