Johannes Vermeer, malarz którego znamy i prawie nic o nim nie wiemy

W Rijksmuseum otworzyła się pierwsza, tak duża wystawa prac Johannes’a Vermeera. Jest to wydarzenie o skali światowej. Nawet BBC zamierzało zrobić z tego swoją jedynkę. Do dziś przetrwało 37 obrazów jego autorstwa, na wystawie znajdziecie 28 z nich. Przygotowania trwały aż cztery lata, bo prace Vermeera rozproszone są po całym świecie. Transport i zabezpieczenie obrazów wartych miliony nie jest prostą sprawą. Ten trud się jednak opłacił, bo dziś do muzeum ustawiają się kolejki ludzi, którzy chcą zobaczyć „Mleczarkę”, „Dziewczynę z perłą”, czy „Damę i służącą”.

Prace Vermeera przyciągają tłumy. W przedsprzedaży kupiono ponad dwa tysiące biletów. Ta wystawa to wydarzenie, bo nikt nigdy nie zgromadził tylu dzieł mistrza pod jednym dachem. Ludzie docenili obrazy Johannesa Vermeera, ale dopiero po jego śmierci. Zakochali się w stonowanych kolorach, świetle delikatnie przenikającym płótna i w postaciach, które wydają się spokojnie zawieszone w czasie. Z obrazów Johannesa przemawia do nas spokój, którego tak bardzo dziś szukamy. Ten spokój mistrz sobie wypracował – dziś wiemy, że ze swoich obrazów usuwał namalowane wcześniej postaci, czy przedmioty, tak żeby nie wprowadzały chaosu i nie odwracały uwagi od całej sceny.

O Johannesie wiemy niewiele. Nazwisko wybrał sobie prawdopodobnie sam. Malował, najpierw duże płótna, a później mniejsze formaty – co może zaskoczyć niektórych odwiedzających. Mieszkał w holenderskim mieście Delft, które pojawia się na jego obrazach. Był znanym i cenionym artystą, ale dla zarobku sprzedawał także obrazy innych malarzy. Stał nawet na czele gildii artystów pod wezwaniem św. Łukasza. Kiedy się do niej zapisywał nie było go stać na uiszczenie całej opłaty w wysokości sześciu guldenów, wpłacił więc jednego, a resztę spłacał przez następnych sześć lat. Żył krótko, tylko 43 lata i umierał w długach. Przed śmiercią musiał sprzedać swoją rodzinną kamienicę, żeby pokryć koszty utrzymania rodziny. Miał aż jedenaścioro dzieci. Wdowa po nim – Katherina, spłacała długi rodzinne, które jej zostawił, sprzedając jego obrazy za bezcen. Nie były wtedy warte zbyt wiele, na pewno nie tyle co dziś. Vermeer mógł żądać za obraz około dwustu guldenów, więc cena poniżej dwudziestu guldenów była szokująco niska. Część dzieł Vermeera trafiło do kramarki, aż 26 obrazów, i do piekarza.Wygląda na to, że rodzina Johannesa przez większość życia żywiła się na kreskę. Katherina postanowiła zachować jeden z obrazów, oddała go na przechowanie swojej matce – być może była to również spłata pożyczki. Był to obraz przedstawiający malarza podczas malowania młodej kobiety. Malarz siedzi tyłem, więc nie widać jego oblicza. Część znawców sztuki podejrzewa, że to jedyny obraz na którym Vermeer namalował siebie. Na aukcji w 1696 roku podobno licytowano inny autoportret mistrza, ale tego obrazu nigdy nie odnaleziono.

Małe jest piękne

Vermeer zaczynał od dużego płótna, tych prac jest jednak niewiele. Znawcy sztuki zawracają uwagę na warsztat i niedociągnięcia w tych dziełach. Być może dlatego Vermeer zdecydował się malować mniejsze obrazy. Część osób odwiedzających wystawę mówi, że wyglądają one jak znaczki pocztowe umieszone na ścianach. Do „Mleczarki”, która ma 41 x 45 cm trzeba podejść naprawdę blisko, żeby docenić jej piękno.

Dwie postaci to już tłok

Mistrz nie lubił na swoich obrazach tłumów, a jeśli malował więcej osób, to zdarzało się, że później kogoś zamalowywał. Oczywiście nikt o tym nie wiedział, że w pierwotnej wersji na obrazie była jeszcze jakaś postać. Dowiedzieliśmy się o tym dopiero niedawno, dzięki prześwietleniu „Mleczarki”. Była to jednak częsta praktyka Vermeera.

W czasie, kiedy malował Vermeer cena obrazu zależała również od tego, ile osób było przestawionych na obrazie. Dzieła Vermeera nie były więc wysoko cenione.

Dziewczyny z perłą

Jeśli się przyjrzycie to większość bohaterek obrazów Vermeera ma przepiękne kolczyki…kolczyki z perłami. Najbardziej znana jest oczywiście „Dziewczyna z perłą”. To obraz wyjątkowy – nie tylko perły są na nim godne zainteresowania. Zwróćcie uwagę na niestandardowe nakrycie głowy dziewczyny, które pokazuje, że Vermeer szukał w modzie ekstrawagancji, nowości i chętnie sięgał po orientalne ozdoby. Jego dziewczyny noszą również męskie nakrycia głowy, modne w Niemczech, czy słomkowe kapelusze sprowadzane z Azji. Wracając do pereł, są piękne, są ogromne i musiały kosztować majątek. Nie wiadomo czy Vermeer widział je kiedyś i namalował, czy były one częścią wyobraźni mistrza – pamiętajmy raczej biednego malarza.

Historie miłosne

Na większości obrazów Vermeera mamy bohaterki. Zajmują się czynnościami codziennymi, grają na instrumentach, czytają lub piszą listy. Interpretacje tych dzieł są różne, znawcy twierdzą, że w większości opowiadają one historie miłosne. Ciężarna kobieta otrzymuje list, młoda dama pobiera lekcje muzyki, inna jest zagadywana przez młodzieńca w pelerynie. Gdzieś poza obrazem lub na nim, czeka na te damy ktoś, kto je kocha. Mały kupidyn na obrazie na którym kobieta gra na wirginale, jest potwierdzeniem, że Vermeer mógł być romantykiem.

Między niebem, a piekłem

Jednym z pierwszych obrazów jakie mamy jest „Jezus w domu Marty”, datowany na 1654 – 55 rok. Vermeer również później zajmował się tematyką religijną. Malując kobietę z wagą w ręce w tle umieścił obraz – to sąd ostateczny. Patrząc na ten obraz w obrazie, mamy nieodparte wrażenie, że artysta upomina patrzących – to nie złoto i kosztowności są najważniejsze, później będą się liczyły inne wartości.

Paleta malarska Vermeera składała się z dziesięciu kolorów, czego w ogóle nie widać po jego obrazach, na których kobalty i ultramaryna zachwycają głębią odcieni. Barwne kolory podkreślają mistrzowską grę ze światłem. Vermeer nakładał farbę punktowo, dotykając płótna tylko koniuszkiem pędzelka. Jego światło jest ciepłe i delikatne. I to ono zachwyca najbardziej.

Po śmierci Vermeera świat o nim dość szybko zapomniał, żeby w XIX wieku zachwycić się nim na nowo. Vermeer był odkryciem Francuza Théophile Thoré. To on zobaczył dzieło „Widok Delft” na jednej z holenderskich wystaw i wprowadził artystę na salony. Thoré był tak zdecydowany odszukać dzieła autorstwa Holendra, że uznał aż siedemdziesiąt prac za jego. Później badacze uznali autorstwo jedynie połowy obrazów. Część z nich zadaje sobie pytanie, kto był nauczycielem Johannesa – bo wywodził się on z dobrego domu i pewnie pobierał lekcje. Być może Vermeer uczył się od ucznia samego Rembrandta – Carela Fabritiusa. Jest to możliwe, choć Carel przebywał w Delft krótko i zginął tam tragiczną śmiercią. Innym pytaniem, które stawiają sobie badacze Vermeera, jest to: dlaczego artysta namalował tak niewiele obrazów? Jeden obraz na rok, to bardzo mało jak na tak zdolnego malarza. Vermeer nie ułatwił im pracy, trudno go poznać i trudno odnaleźć jego dzieła, bo nigdy ich nie datował, nie podpisywał i nie nadawał im tytułów.

Dziś obrazy Vermeera warte są miliony. Kolejki do Rijksmuseum nie są zaskoczeniem. Wystawę jego dzieł w Bostonie w 1996 roku odwiedziło 380 tysięcy osób, po bilety ludzie stali w kolejce nawet czternaście godzin.

*część informacji pochodzi od dr Bożeny Fabiani, która pięknie opowiadała o Vermeerze w audycjach radiowych


Dodaj komentarz

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.