Wyścig po Oscara

Przed nami kolejna gala rozdania najbardziej pożądanych filmowych nagród, Oscarów. Amerykańska Akademia Wiedzy i Sztuki Filmowej rozdała je po raz pierwszy w 1929 roku! Od tamtej pory po czerwonym dywanie przeszło liczne grono twórców filmowych i aktorów, z nadzieją, że to ich czas i że to właśnie oni dostaną Oscara. W tym roku gala odbędzie się w nocy z 12 na 13 marca. Ceremonia będzie maiła miejsce w Dolby Theatre, a poprowadzi ją ulubieniec Ameryki Jimmy Kimmel. Największym zaskoczeniem jest aż jedenaście nominacji dla „Wszystko wszędzie naraz”. Na zdobycie nagrody mogą liczyć także „Na Zachodzie bez zmian”, „Duchy Inisherin”, czy „Fabelmanowie”. „IO” film Jerzego Skolimowskiego jest nominowany w kategorii najlepszy film zagraniczny. Zobaczcie które filmy trzeba koniecznie obejrzeć zanim statuetki zostaną wręczone! 

„Wszystko wszędzie naraz”

Daniel Kwan i Daniel Scheinert postanowili nakręcić film pozbawiony wszelkich reguł. To film o superbohaterce. W tej roli obsadzili fantastyczną aktorkę Michelle Yeoh. Ich Evelyn Wang to imigrantka z Azji, która w Stanach Zjednoczonych prowadzi pralnię i bardzo przeciętne życie. Jej utrapieniem są klienci, księgowa, mąż, wiecznie niezadowolona córka, a nawet ojciec. Pewnego dnia świat Wang staje na głowie. Ktoś z innego uniwersum informuje ją, że narozrabiała. Teraz musi po sobie posprzątać, inaczej światu grozi katastrofa. Ku zdumieniu wszystkich, Wang podejmuje wyzwanie. 

Kwan i Scheinert zadają pytanie: kto jest waszą superbohaterką? I dostają odpowiedź: Wang, przeciętna kobieta ratująca świat. Do kin w Stanach Zjednoczonych ponoć ustawiały się kolejki chętnych, żeby zobaczyć „Wszystko wszędzie naraz”. 

Ciekawostką jest fakt, że najstarszy aktor na planie – James Hong skończył właśnie 93 lata. I mówi, że nigdy nie zagrał w tak szalonej produkcji.

„Duchy Inisherin”

Martin McDonagh nakręcił film o męskiej przyjaźni. Pádraic (Colin Farrell) i Colm (Brendan Gleeson) to wieloletni przyjaciele, którzy zamieszkują małą, irlandzką wysepkę. Są lata ’20 XX wieku, Irlandia wojuje. Ale ich wyspa to przysłowiowy koniec świata, piękny, urokliwy i cichy, w którym można się schować, tylko rozrywki tu za wiele nie ma. Panowie spotykają się codziennie na piwo i rozmowę, aż pewnego dnia Colm oświadcza, że to koniec. Pádraic nie chce uwierzyć, później chodzi i złorzeczy, żeby na końcu się zupełnie załamać. Ta przyjaźń wypełniała mu życie. 

„Pádraic odczuwa wszystkie emocje jakie towarzyszą zakończeniu związku. Czuje się porzucony. Zaczyna sam siebie pytać, czy to, co go łączyło z przyjacielem było prawdziwe? Czy może to była jego wyobraźnia?” – mówi McDonagh. 

Przyjaźń, odrzucenie i tragikomiczna zemsta to w dużym skrócie „Duchy Inisherin”.

„Elvis”

Historia Elvisa Presleya to idealny scenariusz na film. Baz Luhrmann w roli głównej obsadził Austina Butlera, który na moment stał się Elvisem i to dosłownie. Dziennikarze śmiali się, że jeszcze podczas promocji filmu Butler mówił z akcentem. Ale opłacało się to poświęcenie, bo aktor zagrał brawurowo. 

Luhrmann opowiada całą historię. Widzimy młodego Elvisa, który trzęsie się przed wyjściem na scenę, żeby za moment porwać publiczność swoim występem. Razem z Królem śpiewamy przed coraz większą publicznością. To już nie jest granie, to show, spektakularnie przeniesione na ekran. Luhrmann nie kreśli jednak wyidealizowanego portretu. Pokazuje nam również ciemną stronę sławy i upadek Elvisa. Wszystko w najlepszym hollywoodzkim stylu.

„Tar”

Todd Field na swoją bohaterkę wybrał dyrygentkę, którą fanatycznie pochłania praca. Lydia Tàr jest sławna i uwielbiana, kiedy dostaje propozycję objęcia stanowiska dyrygenta w berlińskiej filharmonii. Ta propozycja jest szansą, jest fantastyczną kontynuacją jej kariery, i Lydia nie zamierza jej zmarnować. W tym czasie zajmuje ją również nagrywanie 5. symfonii Gustava Mahlera. Widzimy Lydię, kiedy podróżuje między Berlinem a Nowym Jorkiem, próbującą pogodzić karierę z życiem rodzinnym.  

Być może będzie to oscarowa rola Cate Blanchett, na której skupia się cała uwaga kamery i od której nie można oderwać wzroku. Podobno kiedy Martin Scorsese oglądał „Tár” rozstąpiły się nad nim chmury. Recenzent „The Guardian” o roli Cate Blanchette napisał, że „przebija serce jak dźgnięcie batutą”. Widzowie po wyjściu z seansu szukają w internecie informacji o Lydii Tár. A reżyser Todd Field przyznaje, że gdyby Blanchette odmówiła zagrania głównej roli, to film w ogóle by nie powstał.

Nad muzyką do „Tar” pracowała islandzka kompozytorka Hildur Guðnadóttir, autorka muzyki do „Czarnobyla”.

„Fabelmanowie”

Steven Spielberg po wielu latach zdecydował się opowiedzieć własną historię. „Fabelmanowie” to nie dokument, ale film mocno inspirowany jego życiem. 

Mały chłopiec kręci wypadek kolejki górskiej, który zobaczył w kinie z rodzicami, nastolatek biegający wszędzie z kamerą i uwieczniający na taśmach kolegów i rodzinę, w końcu młody dorosły, który chce spełnić marzenie o pracy na planie filmowym. To kolejne etapy w drodze po sławę Spielberga. Między kolejnymi stop klatkami, widzimy życie jego rodziny, miłość, konflikty, rozstania. 

„Przez pierwsze dwa dni planu zdjęciowego odtwarzaliśmy czas, kiedy jako nastolatek kręcił ze swoimi kumplami skautami film wojenny „Escape to Nowhere”. Patrzyłem, jak Steven podchodzi do tej sceny i widziałem w nim tego samego marzyciela, tak samo zakochanego w kinie, tak oddanego temu, co robi, jak osoba ze scenariusza. Spielberg dzisiaj nie jest jednym z tych panów w drogich garniturach, którzy zastanawiają się, jak za pomocą kina zarobić jak największe pieniądze. To wciąż człowiek pasji, dla którego kino jest najważniejsze. W jego relacjach ze scenarzystą, operatorem i producentką widziałem odbicie relacji portretowanych skautów.”*

Spielberg urzeka nas hollywoodzką narracją, ale za obejrzeniem filmu przemawia również spaniała rola Michelle Williams.

„W trójkącie”

Ruben Östlund nakręcił film przyglądający się z bliska relacjom międzyludzkim. „Czy to jest casting dla naburmuszonej marki czy dla uśmiechniętej?” – pyta modeli dziennikarz, „dla naburmuszonej” – odpowiadają modele. Carl i Yaya, którzy zarabiają na życie modelingiem, udają się w rejs przepięknym jachtem. Tam poznają ultrabogatych ludzi, którzy przyjechali się zrelaksować w luksusowych okolicznościach. Ten rejs dość szybko zamieni się w totalną katastrofę.

Östlund nie oszczędza nikogo, z ironią punktuje społeczne zależności, a swoich bohaterów rzuca na pożarcie życiu w najgorszych okolicznościach. Robi to z poczuciem humoru, choć niektóre sceny „W trójkącie” przyprawiają o mdłości. Większość widzów wychodzi jednak z seansu zachwycona.

„IO”

Jerzy Skolimowski na swojego bohatera wybrał osiołka, a zainspirował go do tego, jedyny film na którym sam płakał – „Na los szczęścia, Baltazarze!”. I podobnie jak w tej klasycznej opowieści, Skolimowski skupia się na losach zwierzęcia. IO żyje z ludźmi, ma szansę poznać co to przyjaźń, krótkie chwile szczęścia, ale też doznać stresu i przemocy. Osiołkowi, albo osiołkom, bo jednego bohatera grało aż osiem zwierząt, partneruje wspaniała Sandra Drzymalska. 

Pierwsze pytanie jakie Jerzy Skolimowski zadał aktorce trochę ją zaskoczyło i brzmiało: czy zagra pani z osłem? Zagrała i to była dobra decyzja. 

Reżyser w wywiadach mówi, że starał się oszczędzić widza, nie sprawiać mu zbyt dużego dyskomfortu, ale prawda jest taka, że obok tego filmu nie da się przejść obojętnie. To krytyka na los jaki spotyka zwierzęta ze strony ludzi. Nawet ci, którzy mają się za ich obrońców często wypadają w rzeczywistości raczej blado.

„All The Beauty and The Bloodshed”

Fotografia była sposobem na życie dla Nan Goldin. Wszędzie ze sobą zabierała aparat, a jej bohaterami stawały się praktycznie wszystkie osoby, które spotykała na swojej drodze. To dlatego jej zdjęcia były pełne życia, życia z całym jego ciężarem. Nan fotografowała również siebie, nie oszczędzając widzom portretów bardzo osobistych, jak choćby ten po pobiciu. Szybko stała się ulubienicą społeczności LGBT+, bo to ona jako jedna z pierwszych chciała ich uwiecznić na swoich zdjęciach i pokazać jak żyją. I mimo, że Nan miała dużo fantastycznych zdjęć, to galerie odmawiały jej wystaw jedna za drugą. Aż w końcu Goldin zaczęła je sobie sama organizować. Oprócz fotografowania pochłaniało ją działanie. Była także zapaloną aktywistką, głosem tych, którzy nie umieli sami krzyczeć. 

I tak pokazała ją w swoim dokumencie Laura Poitras. Jako aktywistkę walczącą za pomocą sztuki.

*cytat z wywiadu dla Vogue: https://www.vogue.pl/a/gabriel-labelle-wiem-co-czuje-steven-spielberg


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.