2017 to rok z hasłem – na koszulce, na butach, na spodniach, na sukience. Haseł pełno wszędzie, niby się wszyscy identyfikują i zachwycają, ale…
Nikt nie powiedział projektantom, że hasła to jednak zdradliwa rzecz. Bo silne hasło – jasne, niesie i przynosi popularność, ale też prowokuje. Z całą pewnością, będzie miało tylu zwolenników, ilu przeciwników. Niepodzielne panowanie haseł na wszystkim, zaczęło się od pewnej rewolucji. Mianowicie w domu mody Dior na stanowisko dyrektora kreatywnego marki została wybrana kobieta – Maria Grazia Chiuri. I pierwsze co zrobiła ze swoją władzą, w domu mody który znał jedynie panowanie stricte męskie; to ogłosiła całemu światu, że „wszyscy powinniśmy być feministami”! O koszulki z tym napisem biją się wszyscy, modelki, gwiazdy, styliści, blogerki i tak dalej, jednym słowem: lista jest długa. Hasło jak znalazł, na czasie. Kobiety nie tylko w Europie muszą/ chcą bić się o swoje prawa. Nawet w demokratycznej Ameryce coś się zaczęło psuć, prezydent Trump feministą pewnie nie jest – miejmy nadzieję, że wie chociaż co to znaczy. Więc wychodzimy ochoczo z czarnymi parasolkami, w różowych czapkach i z hasłem na piersi, aby pokazać światu co myślimy.
Tylko co z tego? Na marszach pokazujemy siłę i solidarność, zgoda. Może choć trochę zmieniamy decyzje polityczne, ktoś tam na sali plenarnej musi się nagłowić, co teraz…i co powiedzieć tym skandującym kobietom. Ale z koszulką już jest inaczej, tak twierdzą niektórzy, w tym i kobiety! Moja znajoma zobaczyła koszulkę Diora i się zdenerwowała, bo przecież te dziewczyny – chudziutkie jak patyki, wystrojone niemiłosiernie do kolejnego selfie ubierają się w koszulkę z hasłem, bo jest modna i to wszystko! Jak wyglądają przy nich walczące o prawa kobiet feministki? Czy „te ofiary mody” wiedzą, że zarabiają mniej niż mężczyźni, że duża część kobiet (tych bez koszulek z super hasłem) jest ofiarą przemocy i seksizmu, że trzeba dyskutować na temat antykoncepcji? Czy te dziewczyny mają swoje zdanie, a nie tylko hasło na koszulce? Można dyskutować. Ja osobiście uważam, że hasło samo w sobie nie jest złe, marketingowo jest ekstra i jak się sprzedaje. Można mieć nadzieję, że ktoś podyskutuje i jakieś sensowne wnioski zostaną wyciągnięte, bo feminizm nie musi być radykalny, zły, przemocowy. Jak dla mnie może przemawiać językiem mody, mam tylko nadzieję, że ten przekaz będzie pozytywny i rozważny, a nie tylko modny.
Rewolucja hasłem na polskim rynku odzieżowym ma się równie dobrze. Od haseł PWR Gilrl z ubrań Local Heroes, po ostatnią mini kolekcję „First love second sex, first sex second love” Łukasza Jemioła. I przy tym haśle się zatrzymamy, bo fajne i nośne, ale jednak ryzykowne. Mam nadzieję, że projektant wyprodukował znacznie więcej bluz z napisem „First love second sex” i nie dlatego, że akurat tę bluzę reklamuje Jessica Mercedes Kirschner, ale dlatego, że jestem jednak romantykiem. Samo hasło bardzo przewrotne, projektant nie chce go komentować, pozostawiając interpretację swoim klientom. Moje podstawowe pytanie brzmi, gdzie w tej bluzie mogę pójść? Do pracy? Nie, bo przecież nie chcę żeby szefowa komentowała moje życie prywatne; samo hasło: seks na bluzie już jest ok, bo wszyscy tak się opatrzyliśmy, że „seks jest jak chleb nasz powszedni”. Do znajomych i na miasto? Wszyscy będą wiedzieć, że najpierw miłość a dopiero później seks. Strasznie mnie to hasło uwiera, i wciska w jakieś schematy. Zawsze mogę postawić na bluzę z odwrotnym hasłem, ale to też nie pokrywa się z moim myśleniem. Najlepiej by było, żeby całe hasło promujące kolekcję dało się nanieść na jedną bluzę, koszulkę i tak dalej. Rozwiązałoby to mój problem, i jak przewrotnie, bo nikt by nie wiedział do końca co stawiam na pierwszym miejscu. Może to czy najpierw miłość, a później seks czy odwrotnie, zależy od sytuacji i tego na jakim etapie naszego życia jesteśmy? Najlepszym wyjściem jest przymknąć oko na takie rozważania, uznać że to taka zabawa dla dorosłych, bluza dobrej jakości i jakie bluzy są teraz modne! Wybierajcie te z kapturem i lekko za duże. A hasło, no coż każdy musi sobie przemyśleć sam.
I na koniec hasło, które mnie zdenerwowało, ale to jeszcze jak! Mój ulubiony duet Dolce&Gabbana, który pięknie potrafi się bawić modą, podkreśla kobiece kształty, zaryzykował pokazanie swoich projektów na modelkach w ciąży, a w reklamach podkreśla jak ważne są więzi międzypokoleniowe, dopuścił się zbrodni na butach! Piękne sneakersy, zdobione perłami i ćwiekami z tak ohydnym hasłem: „I’m thin&gorgeous”. No panowie, możemy przedyskutować to bycie thin (chudy, chudy jak patyk, chudy jak modelka z zaburzeniami łaknienia?). W momencie, kiedy moda się demokratyzuje i na wybiegu widzimy modelki plus size – Ashley Graham głównie (u Michaela Korsa na przykład), modelki transgenderowe, modelki które mają nietypową urodę, taki but pospolity i sportowy mówi, że to wszystko nic nie jest warte, bo liczy się tylko bycie szczupłą i wtedy się jest wspaniałą! No nie ma szans, żebym kiedykolwiek ubrała takie buty! Wam drogie panie też odradzam, jak macie zainwestować swoje pieniądze w coś od duetu D&G, to niech to będzie sukienka w lody! Super się sprawdzi latem. A jak się zakochacie w tych sneakersach – miłość bywa ślepa, to proszę noście je tylko w zestawie z wyżej wymienioną sukienką. Wtedy to ohydne hasło traci całą moc wkurzania tych, którzy mają większy rozmiar niż 34.
Bitwa na hasła trwa, do nich należeć będzie rok 2017! Ja jestem jednak ciekawa, jakie hasła będą na waszych koszulkach, jakich zobaczymy najwięcej na ulicy. Ta moda będzie nie tylko modą, ale też komentarzem naszej rzeczywistości i może dlatego, watro się najpierw zastanowić jakie hasło jest na naszej koszulce czy gaciach, zanim wyjdziemy w niej lub w nich z domu. Czytajcie, myślcie i komunikujcie się ze światem za pomocą ciuchów! Powodzenia!


