Nie wiem, czy Wy też tak macie, ale z pojawieniem się pierwszych promieni słońca i malutkich zielonych pąków na drzewach, moja wyobraźnia przenosi mnie w dzikie miejsca, gdzie mało turystów, mało wygód, ale za to nieskrępowana niczym przyjemność z doświadczania natury. Taki też jest nowy zapach od Chloé, stworzony dla dziewczyn, które po miejskim maratonie chcą odpocząć patrząc w niebo i czując pod stopami rosę na trawie.

Nie mogłabym napisać czegoś takiego nigdzie indziej – żadna redakcja pewnie nie znalazłaby na to miejsca. Ale na swoim blogu można wszystko. To miłe, serio. A więc, zamierzam Was zabrać do swojego świata podróży – zwiedziłam już całkiem sporo, miejsc światowych i nie. Widziałam piękne rzeczy w muzeach w Nowym Jorku, wstrzymywałam oddech oglądając w antycznym teatrze „The Fire of Anatolia”, pływałam w tak przejrzystej wodzie na Bahamach, że mogłam policzyć piegi na swojej stopie. Ale najlepiej wypoczywam w dziczy, kiedy nie muszę nic – tak serio. Wstaję, kiedy chcę i nie muszę zwiedzać, poznawać, nie mam planu wyliczonego co do godziny albo co do minuty, o zgrozo. Najlepsze wakacje – te pod namiotem w Chałupach, kiedy budził nas lekki zaduch z rana, który kazał nam wyjść z namiotu, śniadanie na trawie, leżakowanie na plaży – aż do lekkiego poparzenia słonecznego, kąpiel w zimnym Bałtyku. Wieczorami ogniska, tańce i wino, żarty do samego świtu.


I teraz też już czuję, że pora planować, jeszcze niezaplanowane, dzikie i krótkie weekendy, tak żeby żaden z nich nie przepadł bezpowrotnie. Będzie więc podróż do mojego domu na wsi, gdzie trzeba trochę popracować w ziemi – pewnie nie wiecie, ale badania naukowe potwierdzają, że zieleń odpręża jak żaden inny kolor, podobnie kojąco działa zapach ziemi i świeżo skoszonej trawy. Dlatego odliczam dni do pierwszego koszenia. Pierwsze czesanie trawy już za mną, tak samo jak pierwsze rany odniesione przy przycinaniu traw i krzewów. Będziemy z mamą sadzić, przesadzać, przekopywać, to czego my nie ruszymy, zlecimy silniejszym od siebie – patrz, ojciec.

Ale będzie też wesoło na szlakach. Dużo osób pyta, czy wolę w góry, czy nad morze. To jak jak pytanie: bardziej lubisz psy, czy koty? Dla mnie jest obojętne, czy jadę chodzić po górach i zdobywać szczyty – każdy, nawet najmniejszy, ale zdobyty szczyt, to powód do dumy; czy jadę wylegiwać się nad morzem i plażą robić długie spacery. Ważne jest to, kogo ze sobą zabieram. Tak, żebym czuła się komfortowo, bezpiecznie, żebym nie musiała nic na siłę udowadniać, czy udawać kogoś, kim nie jestem. Są takie osoby z którymi nawet czas spędzony na milczeniu, wydaje się wyjątkowy i szczery.
Tak więc w pierwszej kolejności, bardzo chciałam w tym roku pojechać w góry. I też tak zrobię. Wrócę w bliskie mi strony, na szlak który nie jest długi i trudny, ale na początek sezonu w zupełności jest ok. Przejdziemy około 40 km piechotą, nocleg w gospodarstwie, ognisko, długie rozmowy i powrót do normalności. Nie mogę się doczekać, nogi pewnie będą mnie bolały, bluza będzie pachniała ogniskiem, ale będzie też zapach lasu, żwir będzie chrzęścił nam pod nogami, i mam wielką nadzieję, że pogoda będzie ciepła i słoneczna.
Zastanawiam się, co spakuję na tę krótką przygodę. Napewno spodnie dresowe, bluzę i sweter, kurtkę przeciwdeszczową. Z kosmetyków tylko te które są niezbędne, i w małych, podręcznych opakowaniach. I nowy zapach od Chloé- dla mnie wyjątkowy, bo pachnie właśnie przygodą. Pierwszy zapach, jaki pachnie mchem dębu, zadziornie lekko męski, dodaje siły i pewności siebie. Ale Nomade to też zapach śliwki mirabelki, której złote, okrągłe owoce pamietam z dzieciństwa, i ich słodko-kwaśny smak. W tym flakonie znalazłam jeszcze jeden sentymentalny zapach, kwiatów frezji, które uwielbia moja mama i które, jak tylko dostaliśmy, to kupowaliśmy z bratem na jej imieniny, zawsze i niezmiennie. Jest w tym zapachu jakaś obietnica wolności, która mocno mnie kusi i o której się nie da łatwo zapomnieć. Tak będzie pachniała moja wiosna i może całe wakacje.
A Wy gdzie się wybieracie? Macie już jakieś palny? Jeśli nie, to powąchajcie Nomade, zamknijcie oczy i zobaczcie gdzie was to zaprowadzi – może na spacer po lesie, a może na jakiś morski klif, albo do opuszczonej latarni.
Tak pomyślałam, że zrobię krótką listę, co zabieram. Może się Wam przydać jako inspiracja przy pakowaniu walizki.

