Każda szanująca się influencerka wie, że nie wypada pić drinka ze słomką – to takie passe. Trend na zero waste opanował już nasze kuchnie, i to z dużym powodzeniem, nasze szafy… a teraz także nasze kosmetyczki. Wprowadzanie zmian okazuje się całkiem niezłą zabawą, czasami trzeba kreatywnie ruszyć głową, ale coraz więcej marek promuje się stawiając właśnie na ekologię. Nic tylko podążać tym tropem. Podziękuje Wam wasze ciało i nasza planeta.

Bez opakowania
„Naked for life” (gołe przez życie) takie hasło towarzyszyło promocji kosmetyków amerykańskiej marki Lush. Lush zasłynął z mega kolorowych i intensywnych w zapachu kul do kąpieli, które oczywiście pakowane były dopiero podczas sprzedaży w minimalistyczne i biodegradowalne opakowania. Idąc za ciosem i rosnącą popularnością, ich kosmetyki są ekologiczne, a oferta proponowana przez Lush ciągle rośnie, marka postanowiła wyprodukować serię, która w ogóle nie posiada opakowań. W jej ofercie są kule do kąpieli, szampon, odżywki i żel pod prysznic. Wszystko pachnie soczyście i mega się pieni. Plus ten skład, bogaty w olejki i masła, nawilża naszą skórę i zabezpiecza jej barierę lipidową. Niestety marka nie jest dostępna jeszcze w Polsce, dlatego warto się za nią rozglądać na zagranicznych wojażach lub zamawiać u przyjaciół.

Podobnie do Lush pakują nasze, małe manufaktury kosmetyków – dostaniecie u nich na przykład mydełka zawinięte w papierowe opakowania. Dezodoranty czy peelingi zamknięte są w szklanych słoiczkach, warto więc zapytać producenta czy nie przyjmuje ich z powrotem, lub czy można je ponownie uzupełnić. Mydlarnia Cztery Szpaki ma w swojej ofercie, podobnie do Lush, szampon do włosów w formie mydełka zawieszonego na konopnym sznureczku, czy kule do kąpieli. Niech żyją „nagie” kosmetyki!

L’Oreal Professionel właśnie wystartował z nową linią kosmetyków – Source Essentielle, która w swoim składzie zawiera 96% składników pochodzenia roślinnego. Plus za to, że po zużyciu produktu można go uzupełnić w salonie fryzjerskim, i dostajecie wtedy zniżkę -30%. Super sprawa! W linii znajdziecie szampony – ja stawiam na odżywczy z kwiatem jaśminu i olejem sezamowym; maski, a także oleje. I duże marki mogą być ekologiczne.

Pod prysznicem
Jeszcze niedawno na haczyku pod prysznicem wisiała u mnie kolorowa, plastikowa gąbka – lubiłam je ze względu na intensywne kolory i za to, że ładnie spieniały płyn kąpieli, wydawało mi się, że łatwiej je utrzymać w czystości niż inne gąbki. Kiedy ostatnia różowa sztuka rozleciała mi się totalnie, ktoś polecił mi zwykłą, delikatną gąbkę – miałam akurat trochę spaloną słońcem skórę. Kupiłam ją, ale użyłam może ze dwa razy. Nie tylko się nie pieniła, ale też miałam wrażenie że jest wiecznie wilgotna, a jak wiadomo bakterie uwielbiają wilgoć. Zaczęłam mydlić płyn w rękach i rozprowadzać po mokrej skórze, i jak się okazało da się tak myć. Wcześniej sobie nie wyobrażałam prysznica bez szorowania się gąbką, teraz sama w to nie mogę uwierzyć. Moje ulubione płyny z Yope, Body Shop’u świetnie się sprawdzają nie tylko do masażu pod prysznicem, ale również do kąpieli. Nie potrzebujecie do nich żadnych gąbek i gąbeczek, wasze ręce są najlepszym narzędziem – nie tylko umyją delikatnie skórę, ale zafundują wam szybki masaż manualny.

Zamiast płynów do kąpieli zamykanych w plastikowych butlach warto wybrać mydła z małych manufaktur, w których każda kostka jest wyjątkowa – Ministerstwo Dobrego Mydła, Cztery Szpaki, Bydgoska Wytwórnia Mydła mają spory wybór produktów. Znajdziecie tam wspaniałe, kolorowe kostki, najczęściej robione na zimno – co oznacza, że wszystkie wartościowe składniki pozostają nienaruszone, ozdobione lawendą, pieprzem, nagietkiem, rozmarynem, czy mydełka peelingujące z kawą. Jedno z moich ulubionych – ryżowe super delikatne w swoim składzie zawiera oliwę z oliwek, olej ze słodkich migdałów, olej rycynowy, masło kakaowe, olej z otrąb ryżowych i masło shea. Nie znajdziecie takiego mydła w żadnym markecie i w żadnej plastikowej butelce, jest jedno i bardzo wyjątkowe.
Dla tych nieprzekonanych i potrzebujących gąbki w swoim życiu polecam gąbki naturalne, które są przyjazne środowisku, i nieco droższe niż te syntetyczne. Naturalna gąbka pochodzi z dna oceanu i zbudowana jest z mikroskopijnych kanalików, pomoże usunąć podczas kąpieli martwy naskórek dzięki temu, że ma szorstką powierzchnię, ma też działanie antybakteryjne.

Makijaż i demakijaż w stylu eko
Czy wy też oglądacie miliony filmików jak zrobić idealny makijaż i demakijaż? Na większości z nich dziewczyny używają modnych teraz gąbek do makijażu, w różnych rozmiarach i kształtach służą do rozprowadzania najróżniejszych kosmetyków – od podkładu, korektora, po rozświetlacze. Obok gąbek popularnością cieszą się również pędzle. Nie znam dziewczyny, która nie miałaby ich w swojej kosmetyczce. Ale czy naprawdę potrzebujemy ich tak bardzo, jak przekonują nas makijażystki i infuencerki? Wygląda na to, że nie. Oglądałam ostatnio testy podkładów i kosmetyków mojej koleżanki, która jest świetną dziennikarką i blogerką, i byłam miło zaskoczona. Prawie cały makijaż wykonała używając swoich rąk – od nakładania i rozprowadzania produktów bazowych, po fluid, cienie, rozświetlacz, a nawet pomadkę, którą wklepała w usta opuszkami palców.
„Nie wyobrażam sobie, żeby na koniec, nawet jak używam gąbki do makijażu, delikatnie nie wklepać kosmetyków ręką. Wydaje mi się, że dopiero wtedy uzyskuję najbardziej naturalny efekt.” – podsumowała.
Mam gąbkę do makijażu, leży nieużywana. Głównie dlatego, że szybciej i sprawniej wykonuję makijaż przy pomocy swoich palców, rach ciach nakładam co trzeba, przemywam ręce i jestem gotowa do wyjścia. Nie muszę się przejmować, czy gąbka jest czysta, czy mam kolejne dziesięć produktów potrzebnych do jej umycia. Podobnie mam z pędzlami, używam jednego do nakładania brązera. Z cieni mało korzystam, a jak już, to nakładam je najczęściej palcem. Na większe wyjścia i tak maluje mnie kosmetyczka, wiec nawet nie pomyślałam, żeby zainwestować w pędzle, które też wymagają regularnego czyszczenia.
W dyskusję o wacikach wciągnął mnie ostatnio Element Żeński – który pytał jakich wacików używamy w codziennej pielęgnacji. I jak poczytałam, które z jakiej bawełny powstają, czym ta bawełna jest wybielana, to zwątpiłam. Dziewczyny pisały o ekologicznych wacikach, o używaniu gazików z apteki. Ja przekonałam się do rękawicy do demakijażu GLOV, która działa jak magnes, przyciągając cały nasz makijaż, nie potrzebujemy do tego żadnych kosmetyków, jedynie musimy ją delikatnie zwilżyć wodą. Można z niej korzystać przez trzy miesiące, a utrzymanie jej w czystości jest banalnie proste – wystarczy rękawicę przepłukać pod ciepłą wodą z odrobiną mydła.
Ponieważ sam demakijaż rękawicą często to trochę za mało, a moja skóra lubi kontakt z wodą stawiam na masaż gąbką Konjac i delikatne kosmetyki oczyszczające Tołpy, czy żel z zieloną herbatą Sephora. Gąbki Konjac powstają z korzeni rośliny o tej samej nazwie rosnącej w Azji, i mają delikatną strukturę, która masuje i ściera naskórek, jest odpowiednia dla każdego typu skóry i również jest wielorazowego użytku.

Maseczki i peelingi no waste
Każdy produkt możemy dziś kupić w sklepie, super jeśli decydujemy się na zakupy stacjonarne – oszczędzamy na papierowych paczkach i kopertach; i idziemy na nie z własną siatą. Pamiętajcie – dbamy o środowisko na każdym kroku! Ale jeszcze lepiej jak możemy coś zrobić same w domu – będąc na warsztatach z Ministerstwem Dobrego Mydła rozmawiałyśmy o przewadze maseczek i peelingów robionych w zaciszu swoich czterech ścian. Po pierwsze nie jest to trudne, po drugie te kosmetyki działają fantastycznie, a do ich produkcji możemy wykorzystać wiele produktów, które już posiadamy w naszej kuchni. I tak z Ministerstwem stworzyłam najlepszy peeling na świecie, w zaledwie 30 minut w słoiku znalazło się tyle dobroci, że jak dotrę do dna słoika, to będzie dramat ze łzami w oczach.

Przy tej okazji postanowiłam poeksperymentować i zamiast kupować maseczki do twarzy – pakowane w kolorowe opakowania, z płachtami w kształcie głów zwierzątek, wiem…kusząca opcja, wybrałam glinkę różową, skwalan i olej z pestek malin, zmieszałam i nałożyłam na twarz. To nie pierwsza taka maseczka w moim wykonaniu – lubię też wersję z jajkiem (od szczęśliwej kurki), miodem, czy sezonowymi owocami. Podobnie jest z peelingiem – można użyć cukru, parzonej kawy, czy soli i na tej bazie bawić się dodatkami – ja w swoim użyłam białej glinki, pestek malin i całych sproszkowanych owoców, nasion chia, oleju z bawełny i aromatu aloesowego. Kiedy się skończy, słoiczek wymyję i albo ponownie wykorzystam do trzymania kolejnego peelingu, albo skończy jako doniczka dla kaktusa czy świecznik, jak widać opcji jest dużo.
