Dopóki w domu mieszka człowiek, ten dom żyje. Ta myśl przenika do naszej świadomości z każdej strony książki Doroty Brauntsch „Domy bezdomne”. Czerwona cegła, duże okna zamykane na malowane okiennice, lekko wypaczone drzwi i przeciekający dach…stary dom stojący najczęściej wśród zarośli sadu, czy ogrodu i wszechobecna cisza. Tak wyglądają domy, które fotografuje Dorota, tak wyglądają domy, które ożywają na stronach jej książki.
Rodzina
2016 rok. Dorota już od jakiegoś czasu interesuje się starymi domami. Nie szuka daleko, porusza się najczęściej po swojej okolicy jeżdżąc na rowerze. Przemierza pszczyńską ziemię i zza murowanych, nowych domów wypatruje tych, które były kiedyś…tych z czerwonej cegły, budowanych wspólnie przez sąsiadów, stawianych wśród drzewek owocowych, łąk i pól. Teraz opuszczonych, samotnych, w ruinie.
Swoją książkę zaczyna od Hanki, która żyje w jednym z takich domów na przełomie wieków. Od historii o wróblu, który wpada i z impetem rozrzuca zebrane pierza kaczek po całej kuchni. Hanka nie jest przypadkową bohaterką, jest babcią Doroty. Hanka mieszka w murowanym domu, gdzie kuchnia jest „sercem”, to tu się je, tu się rozmawia, tu się pracuje, a nawet wypoczywa. W zimowe chłodne wieczory w kuchni jest najgwarniej, bo duży kaflowy piec daje przyjemne ciepło. To ciepło, to ciepło całej rodziny, bo tu każdy ma swoje miejsce i swój cel. Takie domy pachniały świeżo pieczonymi bochenkami chleba, którego nie mogło zabraknąć, śpiewały szumem wiatru na strychach, śmiały się śmiechem dzieci, a w upalne dni brzęczały i świergotały razem z owadami z pól. Tu pory roku wyznaczały czas pracy i odpoczynku. Ludzie wstawali wraz ze wschodem słońca i kończyli dzień, kiedy słońce chyliło się ku horyzontowi.
Dorota Brauntsch nie mieszka w takim domu z cegły, chociaż jak pomyślała o swoim wymarzonym domu, to właśnie było jej pierwsze skojarzenie. Tropem starych cegieł wypalanych ręcznie, starych dachówek, okiennic, przydomowych ławeczek ruszyła będąc na urlopie macierzyńskim. Odkrywając domy, polując na piękne i urokliwe fotografie, Dorota nie tylko opowiada historię starej architektury wiejskiej, ale opowiada historię rodzinną. Jej ludzkie podejście łączy nierozerwalną nicią człowieka z naturą, dom z człowiekiem, tym samym pokazując, że dom ma być częścią krajobrazu i elementem ekosystemu. Ale żyje tylko pod jednym warunkiem, że jest zamieszkały.

Dom
Patrząc na stary dom stojący w środku pola, można nie docenić jego magii. Mało kto z młodych wie, że taki dom jest ustawiony tak, żeby światło padało z odpowiednich stron, że ma swoje miejsce względem wiatrów. Niewielu też pamięta, że takie domy budowane były z cegły wypalanej ręcznie. Cegły w której można było znaleźć odcisk palca robotnika, który formował jej kształt, a później wypalał w piecu. Jednego dnia robotnicy mogli wypalić około tysiąca cegieł. Domy o których tak pięknie pisze Dorota to konstrukcje pachnące żywicą drzew na których się opierały. „Przygotowanie drewna na więźbę, było jak święty rytuał. Modrzewie, świerki lub sosny ściano zawsze po pełni księżyca, zazwyczaj na przełomie stycznia i lutego, kiedy chwytał największy mróz. Wierzono, że wówczas drzewa śpią, zamierają.”*
Teraz już się takich domów praktycznie nie buduje. Te, które cudem ocalały od zniszczenia w większości chylą się ku upadkowi. „I znów nie zdążyłam” – pisze Brauntsch docierając do kolejnej lokalizacji.

Przyszłość
Nikt o te domy nie dba, właściciele działek najczęściej czekają, aż same się zawalą, a działkę będzie można sprzedać. Z winy Doroty i jej zainteresowania podniósł się ferment, a do starych domów zaczęto przykładać większą wagę. Konserwatorzy zabytków nie zawsze już tak chętnie wydają zgodę na rozbiórkę. Ale to nie pomaga, bo mało kto zdecyduje się na kupno i remont takiego domu, bo żeby podnieść go z ruiny często potrzeba dużego wkładu finansowego. Dlatego Dorota uważa, że to praktycznie ostatni moment, żeby je zauważyć, żeby docenić ich piękno. A być może się nimi zainspirować.
„Wiesz, mam wrażenie, że domy, które dzisiaj budują ludzie, są jednorazowe. Tak jak wszystko dookoła. A mnie kultura jednorazowości przeraża. Wydaje nam się, że możemy kupić wszystko, nawet dom – mówi Edyta, siedząc pod wiotką lipą. – Ale jednorazowość już z założenia nie zniesie próby czasu. Dlaczego więc nie sięgnąć do wzorców, które zdały test na długowieczność?
A wzór jest prosty. Zwarta bryła, dwuspadowy dach, szprosowe okna.”**
Kolejna strona
Każdy dom ma swoją historię, każdy dom ma swoją rodzinę. Każda kolejna strona „Domów bezdomnych” pokazuje, że te domy są częścią naszych osobistych historii. Wciągających, pełnych życia i mądrości przekazywanej z pokolenia na pokolenie, czasami mądrości, która nie wytrzymała próby czasu i naszego uporu w szukaniu nowości, myśleniu że zawsze można lepiej i więcej. Reportaż Doroty Brauntsch nie tylko przybliża nam te mądrości, opowiada historie, ale też pokazuje jak bardzo się zgubiliśmy i ciągle gubimy.
„Domy bezdomne” to chwila refleksji nad architekturą i światem, opowieść o tym co było, jest i co może się stać, jeśli nie zwolnimy tempa. Te domy to powrót do natury.
Dorota Brauntsch – absolwentka dziennikarstwa Uniwersytetu Wrocławskiego i Duńskiej Szkoły Dziennikarstwa w Aarhus. Swoje reportaże i fotoreportaże publikowała na łamach magazynu „DesignAlive” i kwartalnika „Fabryka Silesia”. W 2017 roku otrzymała stypendium w dziedzinie kultury Marszałka Województwa Śląskiego na napisanie książki o murowanych domach pszczyńskich. O jej fotograficzno-reporterskim projekcie Ceglane Domy pisały m.in. „Polityka”, „Gazeta Wyborcza”, Silesion.pl.
*Fragmenty z książki: Dorota Brauntsch. „Domy bezdomne”, str.34
**Fragmenty z książki: Dorota Brauntsch. „Domy bezdomne”, str.44

❤️ zapisuję, do przeczytania!
PolubieniePolubienie
Polecam bardzo 😉
PolubieniePolubienie