Znudzona mina, na wpółprzymknięte oczy, kolorowy luźny dres nie są tu najważniejsze. Billie Eilish bije rekordy popularności nie dlatego jak wygląda, ale dlatego jak śpiewa. Jej lekko chropowaty, ciepły, znudzony głos idealnie nadaje się do śpiewania o nastoletnich miłościach, depresji, przyjaźniach. Wydała właśnie swoją pierwszą płytę „When we all fall asleep, where do we go?”, która nie schodzi z pierwszych miejsc list przebojów. Miliony odsłuchów, miliony fanów…skąd się wzięła Bille Eilish?
Billie
Zapytana o to, kiedy zaczęła śpiewać, odpowiada, że śpiewała od zawsze. „Co to za głupie pytanie? Zawsze się zastanawiam co jest nie tak z rodzinami w których się nie śpiewa.” Billie Eilish miała 13 lat, kiedy nagrała swój pierwszy przebój „Oceans Eyes”. Nagrała go w domu, a przy nagrywaniu pomagał jej straszy brat. Co zaskakujące, cztery lata później Billie ciągle nagrywa w swojej sypialni. Można więc z całą pewnością powiedzieć, że Eilish to nietypowy, rodzinny interes.
Ani Billie, ani jej brat Finneas nie chodzili do szkoły. „Koledż nigdy nie był celem dla moich dzieci. Jak urodził się Finneas, na topie w Ameryce było trio braci Hansonów. Oni też nie chodzili do szkoły. Podobało mi się to, że w edukacji domowej to dziecko mogło wybierać jakie talenty chce rozwijać.” – opowiada Maggie Braid, matka Billie i Finneasa. Część osób, w tym sama Billie przyznaje, że prawdopodobnie nie poradziłaby sobie w zwykłej, amerykańskiej szkole. „Byłabym pośmiewiskiem. Nie dałabym rady” – mówi. Billie jest wyjątkowa nie tylko ze względu na swoją twórczość. Nastolatka cierpi na syndrom Tourett’a, który objawia się niekontrolowanymi tikami ruchowymi, jak również werbalnymi. Część z nich jest widoczna na teledyskach Eilish, chociaż trzeba przyznać, że nie rzucają się w oczy przy tak horrorystycznych scenach. Ale objawy choroby zobaczycie również słuchając wywiadów z nią, często przeklina i pokazuje środkowy palec – jedni zwalają na chorobę, a inni na „pozę gwiazdy”.

Billie jest przekorną nastolatką – zawsze musi postawić na swoim. Sama reżyseruje swoje teledyski, sama prowadzi swoje funpage i konta, między innymi to na Instagramie – wherearetheavocados. Ale to Finneas pisze teksty jej piosenek i tworzy muzykę. Zdarza się również, że wspiera swoją siostrę na scenie. Coraz częściej słychać opinie, że Billie to „jego gwiazda” i że to jemu zawdzięcza swoją karierę. Można się jedynie domyślać co powiedziała by na takie zaczepki, pewnie: Fuck it, dude!
Nocne mary
Ciemne pokoje, długie korytarze, wijąca się Ellie ubrana w luźne, białe ciuchy trochę jak z domu dla psychicznie chorych, śpiewająca „chcę skończyć ze sobą”. W jej plecy w jednym momencie wbija się niezliczona ilość strzykawek, ręce w czarnych, gumowych rękawiczkach szarpią jej głowię. To wizualna strona, tego co możemy usłyszeć na płycie. Kapiąca z nosa krew, czarne łzy płynące jak potoki z oczu.
Billie przyznaje, że uległa fascynacji na horrory. Bierze z nich wszystko, co mroczne i przerażające. Pokrywa się to pięknie z tekstami jej piosenek, wystarczy zerknąć na tytuły: „When the party’s over”, „Bad guy”, „Burry a friend”, „My strange addiction”. I teraz niech zadziała wyobraźnia – gdyby te tytuły były tytułami horrorów? I macie, najbardziej dziwne i przerażające teledyski, jakie ostatnio widziałam. Bliżej im do Nine Inch Nails, czy Marilyna Mansona niż dziewczęcego, seksownego wizerunku Taylor Swift. Ilość odsłon na YouTube rośnie z minuty na minutę. „Burry a friend” ma ich ponad 135 milionów, a w sieci pojawiło się dopiero z początkiem tego roku.

Kiedy zasypiamy, to gdzie idziemy?
W branży muzycznej, kiedy Eilish przekroczyła progi wytwórni, powiedziano o niej „świeża krew”. Zapowiadała się jednak nieco mniej przerażająco niż w rzeczywistości wyszło. Jej przetworzony głos, jest delikatny, nieco z offu, przygaszony i rozciągnięty. Taneczność, którą słychać to zasługa bitów w tle. Całość to mieszkanka elektroniki, trip hopu, popu. Melodyjna, dźwięczna, wciągająca. Zdecydowanie można jej ulec.
Krytyka, którą słychać w dyskusjach wydaje się uzasadniona, dotyczy tekstów piosenek i oczywiście wizerunku Billie. Teksty są mroczne i depresyjne, zahaczają o tematykę śmierci, seksu, leków i uzależnień. Wizerunek niechlujny, a strona wizualna zjawiska wręcz mrozi krew w żyłach.
„Zdaję sobie sprawę z odpowiedzialności jaka na mnie spoczywa i myślę o niej, ale to nie zmieni tego kim jestem.” – mówi Billie.
Pytanie tylko, czy prawdziwa Billie jest faktycznie osobą, którą znamy z tv, czy You Tube’a? Bo jeśli przyjrzymy się bliżej Billie Eilish, to jej wizerunek trochę się rozlatuje. Billie deklaruje, że nigdy nie piła alkoholu i nigdy nie brała narkotyków. „Jestem jeszcze za młoda na alkohol. Mam jeszcze czas.” – powiedziała jednej z reporterek. Skoro tak, to bardzo miło. Tylko chwila, alkohol nie, a seks tak? Bo przecież z Billie Eilish jest bad guy, czyż nie?

Nie ulega wątpliwości, że Eilish będziemy słuchać wszędzie, każda impreza, wyjście, spotkanie na mieście… Grają ją wszystkie stacje radiowe, a Eilish zaliczyła już wszystkie najważniejsze programy rozrywkowe Ameryki. Szybko od niej nie uciekniemy. I dobrze, bo „When we all fall asleep, where do we go?” jest zdecydowanie jednym z lepszych albumów. Moim zdaniem należy go traktować jak ulubione cukierki, zjem i fajnie, ale depresji sobie fundować nie będę.