Miłość z Tindera przypomina mi nieco watę cukrową, najlepiej taką w kolorze różu…lepka, trochę zbyt słodka, no i nie do końca zdrowa. Tinder daje dużo wolności i mocno przesuwa granicę naszej przyzwoitości. Z jednej strony przynosi satysfakcję, szybkie zaspokojenie, z drugiej wkurza i frustruje. O Tinderze piszą dziś wszyscy – od dziennikarzy, którzy podążają tropem hot apek i ich psychologicznych konsekwencji, po celebrytów i osoby publiczne, które coraz chętniej dzielą się swoimi przeżyciami z Tindera, po zwykłych szaraków, którzy piszą książki przygodowe „Tinder i ja”.
Może zacznijmy od statystki, zawsze lubiłam liczby, robią duże wrażenie. Tinder jest aplikacją do randkowania, która ma ponad 50 milionów użytkowników w stu dziewięćdziesięciu sześciu krajach na świecie. Używają jej chętnie zarówno młodzi, ma ją zainstalowaną co piąty młody człowiek przed 24 rokiem życia, jak i starsi, moje pokolenie – obecnych 30-latków również szaleje przesuwając sympatie w prawo i lewo, ale też dojrzali ludzie szukający nowych szans. Codziennie 12 milionów ludzi loguje się do aplikacji.*
O swoich przeżyciach związanych z używaniem Tindera dzielą się na stronach vogue.pl ci młodsi i odważni, od heteryków po homoseksualistów, dziewczyny jak i chłopcy. Część z nich znamy, bo są to ludzie związani w mniejszym lub większym stopniu z mediami. Ukazała się właśnie kolejna książka o miłości w świecie Tindera (jak piszę miłość, to nie mam na myśli konserwatywnego rozumienia tego słowa), „50 twarzy Tindera” Joanny Jędrusik – obecnie pisarki, która wcześniej pracowała w korporacji, a ukończyła kulturoznawstwo. Jedni powiedzą, że to mocna i szczera pozycja, widziałam komentarze „to trzeba przeczytać”, inni będą zniesmaczeni.
Czytałam wywiad z autorką „50 twarzy…” i dziewczyna, no cóż tu dużo mówić była trochę pod obstrzałem. Pytania zadawał facet, ona napisała dość sporo o seksie (poprosiła rodziców, żeby nie czytali jej książki, bo to niezdrowa lektura dla rodziców), więc ten wywiad ją zaszufladkował jako „dziewczynę lekkich obyczajów”. No i teraz dylemat… z jednej strony po tym co przeczytałam, to Jędrusik wypada dość „lekko”, mimo że ona sama próbuje nas przekonać, że pisała tak dużo o seksie, bo gdyby pisała, że siedzi w piżamie i ogląda filmy to by się to nie sprzedało. Z drugiej strony, skoro Jędrusik można przypiąć taką łatkę, to facetom korzystającym z Tindera tym bardziej – badania, tak badania nad aplikacją pokazują, że nie tylko jest ich tu więcej, ale też większość z nich mechanicznie nie odrzuca żadnej dziewczyny, czekając na jak najwięcej „maczów”, później z tej grupy wybierają sobie kandydatki najczęściej do „przytulania”. To stawia większość użytkowników w bardzo niekomfortowej sytuacji, bowiem okazuje się, że jesteśmy niesamowicie rozpustni. Nie wspomnę o tym, że na przykład ponad czterdzieści procent użytkowników szuka przygody będąc w stałym, monogamicznym związku.

Książka Jędrusik ma dość pozytywny odbiór, a mnie przy pierwszych stronach zmasakrowała. Dokładnie tak jak historia z gabinetu ginekologicznego o dziewczynie mającej w pochwie cebulę (to jest autentyczna historia). Po pierwsze Jędrusik nie stara się nawet hamować swojego nerdowskiego słowotoku, przeklina i opisuje soczyście nawet bardzo osobiste relacje, co może okazać się krzywdzące w skutkach dla innych osób, tym bardziej że teraz już wszyscy wiemy kto i dlaczego – i nie chodzi mi tu o mężczyzn z którymi się umawiała. Po drugie dorabia taką filozofię, że jestem w stanie zasugerować, że chyba ma problem nie tylko z facetami i seksem, ale też z odgrywaniem ról i uwielbieniem dla RPG – role playing games, czyli grami odgrywanymi na żywo.
U Jędrusik życie się skomplikowało i sprowadziło do jakieś nerdowskiej gry. Zaczynam lekturę od wymownego rozdziału zatytułowanego „Tinder jako gra RPG”. Na wstępie dowiaduję się, że „pasuknde szmatławce” dla kobiet i mężczyzn stawiają nas po dwóch różnych stronach barykady, my – kobiety chcemy zajść w ciążę, faceci chcą „bzykać na potęgę”. Zaczyna się wojna, ciekawe kto wygra. Tak na marginesie, pracowałam w „szmatławcach” i szczerze nie przypominam sobie, żebym widziała w druku coś w tym stylu. Pisaliśmy, że kobiety są inne i mężczyźni są inni, że idziemy na kompromisy i budujemy coś razem, to tak, tak nam się zdarzało rozkminiać, czasami nawet w doborowym towarzystwie seksuologów i psychologów. No coż może są jeszcze jakieś szmatławce, których nie znam, na moje szczęście.
Więc teraz czas na grę i zwiększanie swoich szans. Jędrusik buduje swój profil wielokrotnie, w zależności od tego, kogo akurat szuka – kolesia do oglądania filmów, to daje zdjęcie w dresie i z popcornem, faceta na jedną noc, oglądamy na jej profilu zdjęcie w koronkowej bieliźnie. Jest w jej zachowaniu pewna szczerość, wie czego chce i wie jak to osiągnąć. Przy okazji dowiaduję się, że jak szukała faceta bardziej na poważnie, to opis dotyczył jej życia i zainteresowań, co podsumowała językiem rolpleja: „wybraną przeze mnie klasą postaci była stateczna korposzmata ze specjalizacją gotowanie”. Wyszło tak jakoś negatywnie, i to sama o sobie. Tak, wiem też że ten język to dobry chwyt marketingowy, ale mimo wszystko.
Następne spostrzeżenie autorki, też rozkłada mój system. Jędrusik namawia, żeby sobie robić levele – zaczynasz od typów przeciętnych na których możesz przećwiczyć strategię, co daje ci potem większe szanse przy trudniejszych i bardziej wyrafinowanych graczach, których chcesz zaczepić. No i tu się załamałam, bo po pierwsze to jest paskudne podejście – idąc w ślad za językiem Jędrusik, w chuj mi się to nie podoba, nie chciałabym być tak potraktowana, ergo nie traktuję tak innych. Wiem, że ludzie tak robią i to często, dlatego taki nasz świat jest ch…
Kolejny rozdział wygląda ciut lepiej, mniej mnie denerwuje, chyba zaczynam się przyzwyczajać do tych tinderowych wywodów. Wniosek pierwszy, nie szukaj na Tinderze wielkiej miłości, drugi: początek korzystania z aplikacji może być chaotyczny, trzeci: im więcej facetów umawiasz w jednym czasie, tym weselej.
„W pewnym momencie uznałam…, że wystarczy (spotkań na serio), czas zrewidować oczekiwania i podejść do Tindera inaczej. Zaczęłam się spotykać z kilkoma facetami naraz i było dużo zabawniej. Wszyscy (łącznie za mną) deklarowali, że nie szukają nikogo na stałe, nikt nie zadawał pytań. Można było się dorobić „ładnego zestawu” według swoich upodobań. Mieć dużego miśka do przytulania, cholernie gibkiego tancerza z ładnym ciałem, żeby się na niego gapić po seksie, fajnego felietonistę do dyskutowania i nerda do grania w stare gry przez sieć. Aha, no i oczywiście z każdym można iść do łóżka i z każdy jest mniej lub bardziej ciekawie. Jeśli nie, to zmienia się jednego nerda na drugiego, felietonistę na reportera, a miśka na drwalopodobnego hipstera i tak dalej.”**
Po tym fragmencie jest coś z życia, a więc autorka nie jest imprezowiczką, nie lubi tłoku, a na Tinderze znalazła też bratnie dusze, nowych przyjaciół. „Aplikacja i randki są sztuczne, ale przyjaźnie zawarte na Tinderze – już nie.”*
„I tak się okazało, że Tinder jest zajebisty”** pisze dalej Jędrusik. Jeśli chcecie wiedzieć dlaczego, to sięgnijcie po książkę, albo nie, ja Wam powiem – bo wszyscy autorkę uwielbiają, jej ciało i jej intelekt, to podbudowuje poczucie wartości i jest bardzo ważne. Feedback jest bardzo ważną rzeczą w życiu, mogę to potwierdzić zupełnie na serio. Budujemy swój wizerunek często jako lustrzane odbicie tego jak widzą nas inni.
Padłaś, powstań, popraw koronę i idź dalej to hasło, które jest mi szczególnie bliskie. Nieczęsto się poddaję, muszę jednak zaznaczyć że nie przeczytałam całej książki, nie wiem, czy chcę. Może kiedyś, albo i nie. Jeśli Was zainteresowały spostrzeżenia Jędrusik, a może tak być, to śmiało. Błagam tylko nie traktujcie tej książki jako „praktycznego poradnika randkowania i obsługi relacji damsko-męskich”. Raczej podejdźcie do tego jak to taniej rozrywki, coś w stylu amerykańskich komedii typu „Ted”.
I nie oceniam tu negatywnie, obejrzałam wszystkie części „Ted’a” i śmiałam się do łez. Z Jędrusik i jej książką jest tylko jeden problem, nie wiadomo czy to żart czy to wszystko tak na serio.
Peace & Love & Rock&Roll
*na podstawie książki Joanny Jędrusik, nie sprawdzałam dokładnie statystki, wiem powinnam, ale myślę że się nie machnęła z tymi liczbami
**fragmenty „50 twarzy Tindera” Joanny Jędrusik
Niestety, seks sprzedaje się najlepiej. Coraz bardziej powszechne jest opowiadanie takich historii z najpikantniejszymi szczegółami.
PolubieniePolubienie