„Ja i moje przyjaciółki idiotki” powstało z potrzeby opowiadania o tym, jak niewiarygodnie źle potrafimy ulokować swoje uczucia, emocje i czas. Okuniewska w humorystyczny sposób opowiada o historiach wziętych stricte z życia. Słucha jej tysiące Polek i Polaków, bo jak się okazuje idiotka może mieć też formę męską, w końcu mamy równouprawnienie.
Nie jestem słuchaczem podcastów, ale już jakiś czas temu zatrzymałam się na chwilę przy tym medium. Zaczęło się od polecenia przez koleżankę podcastu o finansach, oszczędzaniu i lokowaniu środków, później już z wypiekami na twarzy odkryłam, że moja ulubiona joginka – Basia Tworek też prowadzi swój podcast – Yogapdejt i fajnie się go słucha. Ostatnio natknęłam się, dzięki koleżankom po fachu, na „Ja i moje przyjaciółki idiotki” i „Tu Okuniewska” – całkiem nowe, całkiem świeże odcinki, które są jak humorystyczna telenowela w przypadku Idiotek, i seria „to co dla mnie ważne” w przypadku Okuniewskiej.
A więc kim jest ta Okuniewska? Joanna Okuniewska jest dziewczyną, którą Polska w jakimś momencie życia po prostu zmęczyła, więc postanowiła się przenieść na Islandię – tam codziennie sprawdza czy jest zorza i zajmuje się pracą w gastronomii. I nagrywaniem.
Pomysł na Idiotki wpadł jej do głowy przy obiedzie na którym Joanna była z trzema koleżankami, jadła wtedy kopytka, pamięta to jak dziś. Dziewczyny opowiadały o tym, jak „są robione” przez swoich chłopaków, jednej z nich podobno partner chciał otruć kota. To wtedy Okuniewska pierwszy raz pomyślała: „halo, jeśli my mamy takie historie, to co dopiero inne dziewczyny…” i tak narodził się pomysł na podcast. Chociaż Joanna przyznaje, że to że powstał, to skutek serii przypadków. Po pierwsze pewna Islandka poleciła jej jakiś tam podcast, niestety po angielsku z akcentem, ale medium zostało odkryte, bo wcześniej Joanna nie miała pojęcia o podcastach i nie była ich słuchaczem. Przyznaje, że skusiła ją łatwość, bo w innych formach wypowiedzi trzeba jednak ogarniać dość sporo rzeczy, a tu masz myśl, wiesz jak chcesz ją opowiedzieć, więc mówisz, nagrywasz i puszczasz w świat. Miała więc idealne dla siebie medium i pomysł na temat. Co trzeba przyznać Joannie, potrafi dobrze i ciekawie opowiadać, jest naturalna, dużo przeklina i ma emocjonalne podejście do historii, które przedstawia.
„Żałuję, że nie wymyślił tego ktoś przede mną, mogłabym wtedy sobie poprawić humor słuchając tych wszystkich historii. I przestać czuć się głupia, że źle zainwestowałam uczucia.” – mówiła Joanna w jednym z wywiadów.

Jestem ciekawa jaka jest Okuniewska „na żywo”, nie marnuje więc okazji i idę na spotkanie. Trzeba mi przyznać, że nie doceniłam skali jej popularności, bo oczywiście na spotkanie przyszło tyle osób, i dziewczyn i chłopaków, że jak zwykle stoję w drzwiach. „Cholera mogłam wyjść wcześniej, ale w dupie z tym, przecież się zmieściłam” – myślę.
*tu należy się gwiazdka, bo kiedy to publikuję, to już wiem z pierwszej ręki, że kolejka żeby wejść na to spotkanie ustawiła się na godzinę przed planowany rozpoczęciem i ciągnęła się po całej ulicy. Podobno ludzie chcieli płacić za wstęp, sami z własnej woli i byli zdziwieni że to za free. Spotkanie odbyło się w Faktycznym Domu Kultury w Wwa.
Pierwsze pytanie, które padło tego zimnego i paskudnego wieczoru, dotyczyło Warszawy. „Czy lubisz Warszawę, czy czujesz się tu jak w domu?”….”yyyyy, nie lubię Warszawy. Może chciałeś, żeby powiedziała, że tak, ale nie, nie lubię” – ze szczerością wyznaje Joanna. Warszawa była ostanim punktem przed przeprowadzką na Islandię. To co zdecydowało o tym, że Joanna się przeprowadziła to praca, która wymagała ciągłego myślenia, z którego często nic nie wynikało, bo tak już jest w agencjach reklamowych, że ktoś się nagłowi, a przyjdzie klient i zmieni wszystko. Po drugie, Okuniewska nie wytrzymała presji sąsiadki: „wracałam z pracy wykończona i chciałam odpocząć w domu, ale miałam sąsiadkę aktorkę, która miała syna. Ten syn uczył się grać, bo mama chciała żeby został muzykiem i ćwiczył codziennie. Codziennie pięć godzin ćwiczeń po przyjściu ze szkoły. Nie szło mu granie i ja i cała klatka musieliśmy to znosić. Myślałam, że z ludźmi można się dogadać. Okazuje się, że nie. Ta aktorka nie chciała za nic ustąpić i poszłyśmy na wojnę, i zdecydowanie to ja przegrałam, bo się wyprowadziłam.” Jak mówi: są tego plusy. Po pierwsze zmieniła miejsce na bardziej ciche i blisko natury, po drugie zmieniała pracę i ma czas i siłę, żeby zająć się tym, co sprawia jej przyjemność. Pojawił się czas na nagrywanie. Z minusów sąsiadkowania można wymienić to, że mimo iż Okuniewska nie mieszka już przy Anielewicza, to jak jest w Warszawie, to ciągle obsesyjne szuka samochodu upierdliwej sąsiadki, „dokładnie tak jakbyście przejeżdżały obok mieszkania byłego chłopaka i zaglądały mu w okna” – śmieje się sama z siebie.
W jej idiotkowym podcaście słuchamy historii, które przytrafiły się nie tylko znajomym Joanny, ale też jej słuchaczom i słuchaczkom, czyli dokładnie „idiotkom”. O ile idiotka bywa słowem obraźliwym w życiu, o tyle Okuniewska udowadnia, że nie ma w nim nic złego i każdy z nas popełnia śmiesznie głupie błędy i to te same nie raz, przyklejając sobie taką łatkę idiotki czy idiotka. Przyznaję jej tu rację. Sto milinów razy przysięgałam, że czegoś już nie zrobię, że się do kogoś nie odezwę, że nie zmarnuję czasu…. A tu proszę, kolejny raz zachowałam się jak idiotka w życiu, już nie wspomnę o relacjach typu „love story”, bo kiedy wchodzą w grę emocje to logiczne i mądre myślenie się wyprowadza, moje na Tajwan, dostatecznie daleko żebym nie miała odpowiedniej łączności.
„Ludzie przysyłają mi swoje historie, jest ich tak dużo, że muszę skanować wzrokiem o czym są, bo tak nie dałabym rady wszystkich przeczytać. Niektórzy potrafią wykorzystać limit znaków na mailu i zapisują pliki w formacie pdf, do tej pory nie zdawałam sobie nawet sprawy, że jest taki limit, a tu proszę” – śmieje się Asia. Dodaje, że prawie wszystkie wiadomości są tak samo zatytułowane, najczęściej: „moja idiotkowa historia”. Okuniewska opowiada więc real life story, zmienia miasta, płeć bohaterów, a nawet ich orientację seksualną, bo co innego opowiedzieć historię, a co innego wystawić kogoś na ocenę innych.
Od technicznej strony Joanna nagrywa najtańszym mikrofonem dostępnym na Islandii – „w sklepie były tylko dwa, tani i drogi, ja zawsze biorę tańszy”. Czyta maile i zbiera historie, robi research, bo czasem fajnie mieć jakiś zapas wiedzy naukowej na temat o którym się mówi, i wszystko spisuje. Nagrywa zwykle raz i nie, nic nie wycina, dlatego słyszymy na nagraniach jak próbuje odebrać telefon od koleżanki. Nie wycina też bez powodu, raz wycięła słaby dowcip, ale jak mówi: „był naprawdę słaby i żenujący, nawet jak na mnie”. Nie wycięła też z pewnego podcastu stwierdzenia: „babcia to persona non grata”, i tak zostało i wisi, ale Okuniewska tłumaczy, że dopiero po publikacji ktoś bardzo jasno jej zdefiniował co znaczy „persona non grata” i teraz „muszę z tym żyć”, to cały komentarz do sytuacji.
Jakie są idiotkowe historie? Na przykład o „chłopakach bumerangach”, czyli tych którzy rzucają i wracają, i rzucają i znowu wracają. I o tym jak dziewczyny pozwalają sobie zapomnieć, co było nie tak i o rozczarowaniu jakie towarzyszyło rozstaniu, o tym jak wierzą, że chłopak się zmienił, i znów pozwalają wrócić. Nie zawsze to jest tragedia, bo czasem ludzie zmieniają się na lepsze, ale niestety zwykle na końcu jest rozczarowanie. Jak się słucha Okuniewskiej, to przy jej zabawnym i lekkim stylu zapomina się trochę o tragicznych emocjach takich głupich rozstań.
„Ciągle rozkminiam, dlaczego nie potrafimy być same dla siebie po prostu dobrym przyjacielem i dlaczego nie potrafimy się stosować do swoich własnych rad. To prawdziwy problem. Sama nadal tego nie potrafię” – mówiła Joanna w wywiadzie do WO.
Miłe jest uczucie, że nie tylko ja i moje koleżanki, ale większość z nas ma takie historie i że to normalne, że zanim znajdziemy trochę szczęścia to musimy się poobijać. Takie maile Okuniewska też dostaje. Okazuje się, że „Ja i moje przyjaciółki idotki” łączą, nie tylko tych z rankami na sercu, ale i pokolenia, bo emocje towarzyszące związkom nie zmieniły się od lat, zmienił się za to sposób podrywania, zdradzania i tym podobne. Przy towarzyszących emocjach cała reszta jednak schodzi na drugi plan.
Co jest urzekające w tych podcastach to piosenka na dobry początek, zawsze o miłości, tłumaczona z angielskiego. Brzmi to jak najlepszy żart. Warto posłuchać.
Okuniewską możecie posłuchać tu:
Ale to fajne, dobrze dziewczyna mówi!
PolubieniePolubienie