Pragologia Mariusza Szczygła

Dziennikarz, reportażysta, ale przede wszystkim wielbiciel i znawca Pragi. Po wielu latach męczarni odpowiadania na pytania o te miejsca w Pradze, które odwiedzić trzeba albo odwiedzić warto, zdecydował się na wydanie przewodnika. „Osobisty przewodnik po Pradze” zwykłym przewodnikiem nie jest. I jest to konsekwencja tego, że Mariusz Szczygieł uwielbia barwne historie i anegdoty. W książce jest ich bez liku i to one nadają rumieńców każdemu z miejsc, które Szczygieł z nami odwiedza. 

Już za moment, bo 26 maja będzie miała premierę kolejna książka Mariusza Szczygła. Jego samego przedstawiać nie trzeba – choć przypomnę, że to autor nagradzanych „Zróbmy sobie raj”, czy „Gottlandu”, a także „Nie ma” oraz człowiek odpowiedzialny za przygotowanie „Antologii polskiego reportażu”. Mariusz Szczygieł już od dawna zajmuje się tematyką związaną z Czechami, jest związany z Instytutem Reportażu, w którym również promuje literaturę czeską. Jego dziennikarska przygoda na czeskim gruncie zaczęła się od wywiadu z Heleną Vondráčkovą[!], już jakiś czas temu.

„Osobisty przewodnik po Pradze” na okładce ma zdjęcie. Jest to willa, o której Mariusz Szczygieł pisał w swojej książce „Nie ma”. Tym razem z poleceniem pisze – „jeśli jesteście w Pradze, to trzeba to miejsce odwiedzić”, ja bym dodała: koniecznie, tak czuję się teraz zobligowana. Nie byłam tam, a przecież czuję teraz, że chcę. To poczucie nagłości odwiedzania miejsca może wynikać z obecnej sytuacji, ale jestem pewna, że również z tych barwnych anegdot i opowiastek, które rozbudzają moją wyobraźnię.

Fot. Filip Springer

„Na okładce tej książki widzicie fragment tarasu willi państwa Müllerów. Przez żółte drzwi wychodzi się z letniej jadali na dach. Po prawej stronie do ściany przymocowany jest prysznic. Architekt Adolf Loos zaprojektował go tak, aby pani Milada  Müllerova mogła w upalne lato wejść pod strumień chłodnej wody nago, a nikt z sąsiednich domów nie mógł jej podglądać. Natomiast ona widziała całą okolicę.”*

Tak właśnie opowiada Mariusz Szczygieł, nie tylko o architekturze, sztuce, parkach, dworcach, ale o ludziach, którzy są wpisani w krajobraz Pragi. Zwiedzamy miasto włócząc się po barach z Hrabalem, który do swojego ulubionego baru powrócił w urnie – jak pisze reporter, przyniosła Hrabala do Tygrysa szwagierka, stuknąć się z nim kuflem piwa. Tańczymy w Cafe Montmartre z Egonem Erwinem Kischem. Jeździmy taksówką z mało znanym taksówkarzem [lub do tej pory w ogóle nieznanym], który potrafi rozgniewać nawet bardzo pokojowo nastawionego autora.

Z przewodnika dowiadujemy się sporo ciekawych rzeczy, takich od których nabieramy rumieńców lub ze zdumienia nie możemy się oderwać od czytania, pytając samych siebie czy to na serio? Moim ulubionym bohaterem „Przewodnika” został w ten sposób autor „Przygód dobrego wojaka Szwejka”. 

„Hasek twierdził na przykład, że poprzedniego wieczoru w lokalu tanecznym w pobliżu Instytutu Patologii dwaj pijani karawaniarze tańczyli do świtu walca ze zwłokami kobiety, ponieważ żadna dziewczyna nie chciała z nimi tańczyć. Za każdą ze swoich informacji żądał od dziennikarzy czterech kufli piwa.”* – pisze Szczygieł w rozdziale o  Cafe Montmartre. 

Autor zabiera nas w miejsca oczywiste, ale i w takie, na które nie natrafimy w przewodnikach. Każde z nich łączy z historią, z osobą, z rozmową, z czymś co może w nas zostać na dłużej niż obraz fasady domu (w kubistycznym stylu), która z niczym konkretnym się nam nie kojarzy. A dla tych, którzy nie przywiązują wagi do architektury, to już w ogóle przepadłaby w otchłani nicości. 

Fot. Filip Springer

Namawia nas na odwiedzanie i jednocześnie zaznacza, że niektóre z tych miejsc jeszcze nie są tak popularne turystycznie, a niektóre lepiej zostawić w spokoju ich mieszkańcom. Dobrym przykładem innego, ale godnego uwagi miejsca może być Žižkov, gdzie tory przerobiono na ścieżki do spacerowania i drogi rowerowe, gdzie jest znacznie mniej patosu i czuć hipsterską duszę. To miejsce, jak podkreśla Mariusz Szczygieł, to jedna wielka piwiarnia. 

Autor świetnie odnajduję się w klimatach „hogo fogo” (bardzo ę i ą/ elokwentnych i napuszonych), jak i w dość prostych i niewymuszonych okolicznościach. Tak samo pociągają go kawiarnie, jak i bary, choć przyznaje, że nie ma głowy do alkoholu i zachęca, żeby każdy z podobnym problemem spróbował sera w panierce jako przegryzki. 

W przewodniku zaznaczałam ulubione fragmenty. W sumie to mam ich tak wiele, że ciężko się zdecydować, które tu zacytować, wszystkie wydają mi się godne. Do najlepszych zaliczam fragment, w którym Mariusz pisze nie tylko o jedzeniu, ale o tym jakim wyzwaniem bywa praca reportażysty i dziennikarza. 

„Jadłem zupę, kiedy zadzwonił kolega, że dziś, już za godzinę, mam jedyną życiową szansę spotkać się z Blanką Matragi. – Ale właśnie jem obiad – odparłem. 

– Zwymiotuj go natychmiast – powiedział – i przychodź pod Gucciego na Pařížskiej, Blanka skończy zakupy i pójdziemy razem na obiad. 

– Ale zaraz, kto to jest Blanka Matragi? – spytałem, żeby się upewnić, czy warto porzucić dla niej zupę.” 

Bardzo mi brakuje przy tym fragmencie zdjęcia autora pochylonego nad zupą, który w swoim zmieszaniu nie wie co zrobić, ale już za chwilę podejmuje decyzję rozsądną i godną reportera. W ogóle nie znajdziecie w „Przewodniku” ani jednego zdjęcia autora, choć przecież możemy go podziwiać na Instagramie, więc wiemy, że wstydliwy nie jest. 

„Osobisty przewodnik” ilustrują zdjęcia zrobione przez Filipa Springera – również autora poczytnych książek. Tym razem Filip odpowiadał jedynie, ale i aż, za zdjęcia. Głównie to fotki architektury, pomników, wnętrza barów, kawiarni. Niektóre lekko odstraszają, inne wydają się ciekawe. Mnie uwiodła historia o tym jak Filip Springer polował na zdjęcie  podwórza, które Hrabal opisuje w „Zbyt głośnej samotności”. I chociaż udało mu się wejść tam z rana, kiedy na podwórko wjeżdżała śmieciarka, to nie było co sfotografować. Ot, taki psikus, który skończył się jednak ostrą wymianą zdań. 

„Osobisty przewodnik po Pradze” urzeka wiedzą autora i mistrzostwem opowiadania historii. Zdjęcia mniej mnie uwodzą, to przyznaję szczerze. Po lekturze Praga jawi mi się jako znacznie ciekawsze miasto niż do tej pory. Kochałam ją za te piękne, czerwone dachówki, za most Karola, za knedliczki i piwo. Teraz uwielbiam ją z zupełnie innych, mniej przyziemnych powodów. 


Skomentuj

Wprowadź swoje dane lub kliknij jedną z tych ikon, aby się zalogować:

Logo WordPress.com

Komentujesz korzystając z konta WordPress.com. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie z Twittera

Komentujesz korzystając z konta Twitter. Wyloguj /  Zmień )

Zdjęcie na Facebooku

Komentujesz korzystając z konta Facebook. Wyloguj /  Zmień )

Połączenie z %s

Ta witryna wykorzystuje usługę Akismet aby zredukować ilość spamu. Dowiedz się w jaki sposób dane w twoich komentarzach są przetwarzane.