Każdy z nas zna dr House’a – szczupły, w białym kitlu, z laską, nerwowo szedł przez szpital, żeby ponaglić swój zespół pracujący nad przypadkami, których nikt nie mógł rozwikłać. A teraz wyobraźcie sobie lekarkę – krótkie, blond włosy, szczupła, pochyla się nad pacjentem, mimo, że ten przeszedł skomplikowaną diagnostykę, nikt nie wie co mu jest. To dr Lisa Sanders – lekarz, wykładowca, specjalistka od przypadków trudnych, a po godzinach felietonistka New York Times’a. Od tych felietonów wszystko się zaczęło.
Do gabinetu lekarskiego trafia kobieta – złe samopoczucie utrzymuje się od kilku dni, od powrotu z wycieczki do Kenii. Nie jest w stanie jeść, przez ciągłe wymioty, jest rozpalona, ale nie ma wysokiej gorączki – spędziła ją lekami, ma nadwrażliwość na światło i bóle mięśniowe. Sama u siebie podejrzewa malarię, którą już raz przechodziła w dzieciństwie. Po badaniu, lekarka przepisuje jej leki przeciwpasożytnicze. Kobieta wróci do gabinetu w zdecydowanie gorszym stanie za kilka dni, później trafi do szpitala, i do kolejnych lekarzy, którzy nie będą wiedzieli, co jej dolega. Malaria została wykluczona w kolejnych testach krwi, żaden z leków nie przyniósł poprawy – a lekarze dali ich całe garście, od antybiotyków o szerokim spektrum działania zaczynając.
„To właśnie takich przypadków dotyczą moje felietony publikowane w rubryce Diagnosis na łamach „New York Times Magazine”…Takie przypadki uświadamiają nam, że ten sam objaw może prowadzić do różnych diagnoz. Chciałabym, aby moja książka pozwoliła wam wczuć się w rolę lekarza i zrozumieć jego perspektywę – doświadczyć zarówno niepewności w obliczu skomplikowanego problemu medycznego, jak i dreszczyku emocji, który towarzyszy jego rozwikłaniu.” – pisze Lisa we wstępie swojej książki „Szukając diagnozy”.

Książkowa pacjentka zero trafi w końcu w stanie krytycznym do swojej lekarki. Kiedy pierwszy raz się wybierała do gabinetu lekarskiego po diagnozę, jej lekarka była na urlopie, więc zamówiła wizytę u innej specjalistki. Tym razem obejrzy ją ktoś, kto ją zna i już badanie fizykalne przyniesie rozwiązanie zagadki. Rzecz oczywista, dostrzegalna okiem specjalisty, wyczuwalna pod palcami, ale cała rzesza lekarzy w kolejnych badaniach pomijała takie rozpoznanie.
„Zanim poszłam na studia medyczne, nie miałam pojęcia, że rozpoznania w medycynie są takie niepewne” – mówiła Sanders w wywiadzie dla Newsweek’a. „Myślę, że ludzie też nie do końca zdają sobie z tego sprawę. Ale to właśnie ten fakt tak mnie wciągnął, poszukiwanie diagnozy było w centrum moich zainteresowań.”
Lisa Sander znana jest również z serialu Netflix’a o tym samym tytule, co jej felietony dla NYT.
W „Diagnosis” pochyla się nad kolejnymi pacjentami, łącząc ich zagadkowe symptomy w trafne diagnozy. Jeśli czytacie słowo „diagnoza” bez zapału… ot, nazwa choroby wpisana w kartę pacjenta, to muszę podkreślić – trafna diagnoza często równa się wygrane życie. Czy to właśnie nie wyścig z czasem tak trzymał nas w napięciu, kiedy oglądaliśmy jak House stoi przy tablicy i wpisuje symptomy, myśli, zleca badania, a jego pacjent w tym czasie umiera, bo nikt nie wie co mu jest. Nie wspomnę o tym, że w serialu często trafna diagnoza pojawiała się, kiedy pacjent żegnał się z rodziną i konkretnie wybierał się na tamten świat.
„Diagnoza jest tylko słowem, dlaczego więc tak obsesyjnie go poszukujemy? Bo to nie tylko słowo.” – mówi Sanders. „Jeśli diagnoza nie jest przypisana do leczenia, to dlaczego zależy nam na jej znalezieniu? Bo ludziom zależy, chcą zrozumieć i wiedzieć, co im dolega, wtedy przynajmniej wiemy, co może przynieść przyszłość, jakie będą dalsze losy, jakie kroki powinniśmy zrobić. To daje poczucie wewnętrznego spokoju.”
„Szukając diagnozy” składa się z ośmiu części, w każdej z nich podobne symptomy jak ból głowy, wymioty, czy gorączka, najczęstsze przyczyny wizyty na izbie przyjęć, rozwijają się w zaskakujących kierunkach i prowadzą do zupełnie innych chorób.

To właśnie podejście dr Sanders do trudnych przypadków, to że działa w podobny do Sherlock’a Holmes’a sposób, zafascynowało Paula Attanasio – scenarzystę i producenta telewizyjnego, który stoi za serialem dr House.
Wiele osób oglądało House’a i czekało na każdy kolejny odcinek. Sama byłam mega fanką tego serialu, zastąpił mi on opowieści szpitalne, które miałam na żywo. Sporo lekarzy mówiło, że ich praca nie ma wiele wspólnego z obrazem, który wyłania się z serialu. To prawda, stawianie diagnozy to często długi proces, albo wręcz odwrotnie krótki i szybki. Choroby przychodzą zwykle nagle – łatwo się rozchorować, tylko leczenie potrafi trwać długo. Lekarze chodzą codziennie od pacjenta do pacjenta, zapisują w kartach zlecenia, badania, leki, słuchują, badają odruchy, przyglądają się. Ale to piękny zawód i przynosi dużo satysfakcji.
Skąd to wiem?
Bo widziałam nie raz reanimację na oddziale ratunkowym, ludzi podpiętych pod monitory na kardiologii, szpitalne korytarze neurologii. Błądziłam jako dziecko po oddziale dziecięcym, woziłam się wózkiem szpitalnym, ciocie pielęgniarki pokazywały mi stół operacyjny, a póżniej karmiły ciastem. Moja mama jest lekarzem, wiele lat pracowała na oddziale anestezjologii i intensywnej terapii, była szefem oddziału ratunkowego. Byłam z niej milion razy dumna – widziałam jak jednym telefonem uratowała życie mężczyzny po wypadku samochodowym, podpowiadając swoim kolegom, gdzie leży problem, pacjent umierał, a ona w ciągu kilku godzin wybudziła go ze śpiączki.
To moja mama opowiedziała mi jak pomóc cukrzykowi – tak, żebym umiała pomóc sąsiadce, kiedy będzie taka potrzeba. Nie chodziłam wtedy jeszcze do podstawówki. Pokazała mi zdjęcie serca babci, uczyła się ze mną rehabilitacji osoby po udarze. Napisała z Orkiestrą Świątecznej Pomocy mały poradnik pierwszej pomocy – do dziś mam jego egzemplarz w szafce.
Moja mama nie musi już pracować, mimo to chodzi do pracy, bo brakuje krwi. Bada więc dawców i pilnuje, żeby nic im się nie stało, kiedy oddają krew. Jest w pracy od poniedziałku do piątku, a dzięki kolejnym workom wypełnionym krwią, mogą się odbywać operacje ratujące życie i te planowe. Jej praca to szansa na przeżycie dla ludzi, którzy nigdy jej nie zobaczą, nie poznają.
Tak samo ważni są Ci którzy oddali krew, to dzięki nim ktoś będzie żył. Krew to dar życia.
Jeśli jesteście zdrowi i macie skończone 18 lat, to możecie oddać krew w punktach krwiodastwa i krwiolecznictwa. Pierwsze kroki jako dawca, punkty gdzie można oddać, wszystkie informacje znajdziecie na stronie https://krwiodawcy.org
„Twoja krew moje życie”

Jeśli ciekawią Was trudne przypadki i chcecie zobaczyć jak lekarze z całego świata łączą się i wymieniają doświadczeniami, żeby ulżyć swoim pacjentom i postawić trafną diagnozę, to polecam dr Sanders – na Netflixie, w NYT i oczywiście „Szukając diagnozy”.