Są tacy podróżnicy, którzy z niecierpliwością czekają na początek września. To, co dla nas oznacza graniczną datę końca sezonu wakacyjnego, dla nich oznacza mniej turystów na szlakach, ciut delikatniejsze promienie słońca, i ciut niższe ceny. Zanim spakują plecak, często marzą o miejscach do których chcą dotrzeć. Inspiracji szukają w książkach, na profilach podróżniczych i zazdroszcząc słonecznych zdjęć znajomym, którzy już zdążyli wyjechać.
Covid i związane z nim obostrzenia nauczyły nas doceniać to, co mamy pod nosem. Dzikie szlaki w Beskidach, szum morza na Helu, szybka i pełna pysznego jedzenia Warszawa, urokliwy Wrocław, znowu podbiły nasze serca. Okazało się, że pięknych miejsc mamy pod dostatkiem. Zamiast hotelu wybieramy domki na drzewach, piękne, nowoczesne stodoły, urokliwe kempingi, które dziś są nie tylko glamour, ale i eko.
Na szybki, weekendowy wyjazd pakujemy mały plecak. Nie trzeba jechać daleko, żeby się dobrze bawić. W okolicy Warszawy znajdziecie sporo fajnych miejsc. Jedne dzikie, inne pachną nowoczesnością, jeszcze inne relaksem. Joga, sauna, spływy, rowery…to tylko mały przedsmak bogatej oferty.
Można się wybrać na wypad jednodniowy, ze zwiedzaniem lub wycieczkę na łono natury. Inspiracji możecie szukać na blogu Mikrowyprawy z Warszawy, najpiękniejszych miejsc z noclegiem na Slowhopie. Tu znajdziecie wiele miejscowości, nie tylko zlokalizowanych blisko stolicy. Slowhop to dosłownie kopalnia miejsc wypoczynkowych.

„Po latach spływania Narwią i Bugiem znajomy przyrodnik pokazał nam Pilicę. I przepadliśmy bez reszty dla tej rzeki o wartkim nurcie, pokrętnych zakolach, piaszczystym brzegu i zaledwie metrze głębokości. Tu postanowiliśmy stworzyć nasz przystanek. Domek zbudował w Rykach pan Jacek, a potem specjalnym transportem przywiózł do nas. Stawianie go trwało 6 godzin, aby nie ucierpiał ulubiony dąb ani dwie piękne sosny. Życie upływa tu na hamaku, na huśtawce i w piaskownicy, na plaży nad rzeką, w kajaku, na rowerze i na SUPie. I choć Pilica mknie całkiem szybko, niech Was to nie zmyli, u nas nic człowieka nie pili, nie zmusza do pośpiechu. Nasz domek może być rodzinny lub przyjacielski. Pragniemy się nim dzielić, bo każdy kto go odwiedza, chce zawsze zostać trochę dłużej.” – piszą na Slowhopie właściciele Przystanku Pilica, Magda i Paweł.
Wśród podróżników są poszukiwacze tego, co niebanalne i zachwycające. Na swoje wakacje jadą do miejsc nieoznaczonych na mapach żadną pinezką. Albo do takich, które właśnie zostały odkryte i zapierają dech w piersiach. Będą pomieszkiwać na przykład w Dzikim Domu, który media okrzyknęły sierściuszkiem. Dom w Wietlinie jest wyjątkowy, bo w całości pokryty jest trzciną. W środku drewno łączy się pięknie z kamieniem. Na ścianach rosą dzikie rośliny, twórczość lokalnych artystów. W nocy główną atrakcją jest rozgwieżdżone niebo. Żaden amator pięknych widoków mu się nie oprze.

„Równie chętnie wybieramy glamping, co wypad pod namiot. Nocujemy na dziko, na brzegu rzeki albo nad jeziorem. Korzystamy też od czasu do czasu z miejsc kempingowych, ale tam dużo się dzieje. Najczęściej chyba zdarza nam się to na Helu. Namiot rozstawiamy raz, dwa, już nie musimy się zastanawiać jak to idzie, ale pierwszy raz był wyzwaniem. Zgubiliśmy wtedy młotek i nie mieliśmy czym wbijać śledzi. A i tak to była fantastyczna przygoda. Jeździmy rowerami, pływamy na deskach. Relaksujemy się na kajakach. Naszym marzeniem jest zrobienie patentu sternika i przygoda na Mazurach”- mówią moi znajomi, którzy co weekend coś robią. To ich sposób na regenerację.
Zapytani o blogi podróżnicze, odpowiadają: Travelicious, Natripy, The Traveling Onion.
Są i tacy, którzy chcą się nieustannie rozwijać. Na urlop nie wybiorą się, żeby leżakować na plaży lub błądzić po górach, chyba że towarzyszy tym czynnościom coś więcej. Wakacje nad morzem to świetny pretekst, żeby wskoczyć na deskę. Nic tak nie odpręża tak jak pływanie, co udowadniają najnowsze badania. Górskie szlaki można pokonywać na rowerach i dostarczyć swojej głowie niezapomnianą dawkę endorfin i adrenaliny.
Ja choć lubię jazdę na rowerze, nie zdecydowałabym się chyba na jazdę po górskich szlakach. To dla mnie jednak jazda bez trzymanki. Potrzeba do takich wyczynów mnóstwo siły – jedziesz pod górkę i z górki, o prostej drodze można jedynie pomarzyć. Pod kołami żwir, udeptane ścieżki, drewniane pomosty. Trzeba nie tylko mieć siłę, żeby pedałować, ale i mnóstwo wyobraźni, żeby nie zrobić sobie krzywdy. Ale już warsztaty jogi w górskim klimacie to coś, w co wchodzę bez mrugnięcia okiem. Poranne medytacje wśród zieleni, spora dawka asan, które uczą ciało jak wykorzystać swój potencjał, relaksują i usprawniają myślenie, to opcja w którą warto zainwestować swój wolny czas.

Z końcem większych obostrzeń przestał nas również martwić ślad węglowy, który zostawiamy. Znów chętnie wróciliśmy do bookowania wakacji za granicą. Pociąga nas w nich nieznana egzotyka i możliwość poznania innych kultur. Wśród najchętniej wybieranych destynacji w tym roku znalazły się Włochy, Grecja i Hiszpania.
W tych kierunkach ja zdecydowanie podążam za zapachem jedzenia. Są też tacy podróżnicy, którzy przeczesują blogi podróżnicze, żeby zobaczyć gdzie i co warto zjeść. Do moich ulubionych zaliczam Małgosię Mintę i Bartka Kieżuna.
Italia, Stambuł, Hiszpania, do zjedzenia oczywiście, należą do moich ulubionych lektur. Teraz czekam z niecierpliwością na Ateny i „Farinę. Kuchnię śródziemnomorską”. Bartek w swoich książkach nie tylko pisze o jedzeniu, czy podaje mnóstwo doskonałych przepisów. Opowiada też o miejscach, o historii i ludziach, którzy te miejsca tworzyli i tworzą. O architekturze i sztuce. O tym, co go zachwyca.
Jego Italia kojarzy mi się z ciasteczkami mocno cytrynowymi, do których mam niesłychaną słabość. Stambuł z bajglami z sezamem, do których podaję jajecznicę z pomidorami lub robię twarożek ze szczypiorkiem. No i z baklavą. Dla mnie Stambuł to Wielki Bazar i targowanie się o każdego dolara i Hagia Sophia. Bartek zaczyna swoją powieść o Stambule tak:
„Uwielbiam zapach Stambułu. Aromat pieczonych kasztanów, dymne nuty korzennych przypraw i słoność morza Marmara wciskają się do nosa, tworząc unikatową mieszankę. Dochodzi do tego czasem przyjemna, czasem nie, woń mięsa muskanego ogniem, olejku różanego, słodkie nuty prażonych orzechów, karmelu i miodu. Całość przyprawiają spaliny krążących po Bosforze promów i woń mokrych kamieni wydobywająca się z wilgotnych piwnic, w których beztrosko pomieszkują koty. Tęsknię dziś za nim!
Spędziłem nad Bosforem sporo czasu. Miasto na styku kontynentów i kultur było moim wielkim marzeniem. Nie zawiodłem się, gdy je poznałem. Stambuł jest fascynujący i piękny. Bywa irytujący i brzydki. Potrafi zachwycić i zniechęcić. Znany pod wieloma nazwami, przez stulecia przyjmował ludzi różnych kultur i wyznań. To oni stworzyli kuchnię tego miejsca, inną niż wszystkie, mieszającą to, co bliskowschodnie, z tym, co śródziemnomorskie.”
W tekstach Bartka Kieżuna urzeka mnie jego niepohamowana niczym szczerość.
Barcelona, Tarragona, Lugo, Walencja, Malaga to rzymskie zabudowania, stare katedry, nowoczesne muzea… i tysiące smaków. Chrupiące kalmary, przegrzebki z masłem, tłuste churrosy…
W miastach nie przeszkadza mi tłum. Lubię tę wspólną ekscytację, kiedy można się czymś zachwycić razem. Większość podróżników liczy się z tym, że miasta rządzą się swoimi prawami zwiedzania.

Dziś jestem już jedną nogą w Grecji. Wszystko dzięki Dionisiosowi Sturisowi, który jest w połowie Grekiem i który postanowił odkryć ten kraj dla siebie. Jego „Grecja. Gorzkie pomarańcze” to historia rodzinna, ale też opowieść o miejscu, które zarówno go uwodzi jak i rozczarowuje. Gorzka jest tam polityka i historia. Goryczką potrafią smakować niektóre pomarańcze rosnące przy ulicach i kuszące nic niepodejrzewających turystów.
Grecy lubią towarzystwo, życie bez pośpiechu, dobre jedzenie. Szybkie i głośne Ateny to Akropol, Agora i Łuk Hadriana. Piękne plaże i niezwykle turkusowa woda. Zakynthos to piękne zdjęcia z plaży Navagio, czyli Zatoki Wraku. Korfu, Santorini, Kos, Rodos. Wszystkie greckie wyspy urzekają bielą i odcieniami błękitu.

Słona feta, lekko goryczkowa w posmaku oliwa z oliwek, grillowane ośmiornice…Kuchnia grecka ma wiele do zaoferowania. Ze słodkości wybieram lody figowe, kataifi, czyli orzechy w cieście filo i baklavę. Wszystko oblane jest syropem miodowym.
Jeśli szukacie sekretu na długowieczność warto odwiedzić Ikarię. To tak zwana blue zone, niebieska strefa. Tu ludzie żyją bardzo długo, często przekraczając granicę stu lat. Ich sekret? Dobre jedzenie, miłe towarzystwo, natura i wypoczynek. Brzmi jak plan na idealne wakacje.
ja też wolę wędrować sobie po świecie, tym najczęściej małym, bliskim mi, po sezonie. nadmiar ludzi jest dla mnie nawet już nie męczący a wręcz nie do zniesienia.
PolubieniePolubienie