Dlaczego wszystko co nas otacza, i wszystko co robimy musi być wyjątkowe? – pyta Wendy Syfret. Jest dziennikarką, matką, i szczęśliwą nihilistką. Jako dziecko powtarzała sobie, że jest jedynie fortunnym zbiegiem okoliczności, i że na nic nie ma wpływu, bo życie podlega zbyt wielu zmiennym, żeby dało się je kontrolować. Później uwierzyła, że wszystko co robi, powinno mieć sens i być wartościowe. Od mycia zębów po pracę. Presja okazała się zbyt duża. Wtedy z pomocą przyszedł nihilizm.
Swoją książkę „Pogodni nihiliści”, która właśnie ukazała się w Polsce, Wendy zaczyna od opowieści o tablicy, którą mijała każdego dnia po drodze do pracy. Na tej tablicy, która należała do sklepu, kiedyś zapisane były przeceny, czy godziny otwarcia. Kiedyś zamiast informacji o sklepie i produktach na tablicy pojawiły się hasła motywacyjne. „Po co przenosić górę skoro można się na nią wspiąć?” „Bądź bohaterem własnej historii.” „Zrób coś wielkiego!” Wendy Syfret zdaje się wzdychać: nawet tablica informacyjna nie może być „zwykłą” tablicą. Musi mieć jakiś sens, być wartościowa. Niech więc motywuje tych biednych ludzi, może z kogoś zrobi bohatera.
Wszystko jest po coś. We wszystkim trzeba szukać sensu. Te zdania są jak mantra współczesnego świata. Każdy nasz ruch, każda decyzja jest ważna.
„W ostatnich latach poszukiwanie sensu nie dotyczy już tylko naszego prywatnego życia i doświadczenia. To zabieg marketingowy, który obejmuje nawet najmniejsze aspekty życia. Każdy produkt, usługa, czy doświadczenie już nie są traktowane w kategoriach dobry – zły. Muszą mieć sens i cel” – pisze Syfret.

Kiedy Syfret była dzieckiem jej celem było przetrwanie, bo nie była przeciętnym dzieckiem. Potrzebowała wsparcia ze strony najbliższych, świat który ją otaczał często ją przerastał. Wtedy chowała się w łazience i płakała. Szukała również pocieszenia w tym, że i my i nasze działania jesteśmy jak mikroskopijne ziarnka piasku na wielkiej pustyni. Ich los zależy w dużej mierze do czystego zbiegu okoliczności. O tak, naszym życiem rządzą przypadki. Mało kto nas zauważa i mało kto będzie o nas pamiętał. Takie myślenie przynosiło jej ulgę i pozwalało złapać dystans.
Dziś ma trochę ponad trzydzieści lat. Za sobą lata pracy w mediach i międzynarodowych redakcjach. Kiedy zaczęła pracować, chciała by jej praca miała sens. Jak podkreśla praca w mediach i pisanie, to ciężki kawałek chleba.
„Chcesz napisać o czymś ważnym i wartościowym, a twój szef bez przerwy pyta, czy któryś z dzisiejszych materiałów stanie się wiralem? To, co wartościowe, najczęściej nie przyciąga dużej uwagi” – zauważa Wendy.
Nie poddała się jednak i swoją energię skierowała na tematy społeczne. Interesowały ją mniejszości narodowe, cierpienie zwierząt, czy globalne ocieplenie. Czy wiecie jaki ślad węglowy zostawiacie każdego dnia? Niestudzenie nadawała sens temu, co robiła. Sens stał się jej obsesją. Nie marnowała czasu, poświęcała się pracy. Dostała jeden awans, za moment kolejny. Wendy zamiast się cieszyć, czuła jednak coraz większą presję. Ciągle pytała się, czy to co robi jest wartościowe? A jeśli tak, to jak wyjść z pracy, kiedy robi coś ważnego dla świata? Odpoczynek, relaks, lenistwo – to w oczach Wendy była strata czasu!
Szybko znalazła się na skraju kryzysu. Idąc do domu z pracy miała atak paniki. Czuła się znów jak mała dziewczynka, która przytłoczona światem potrzebuje się wypłakać. Przypomniała sobie wtedy, jaką ulgę kiedyś czuła myśląc, że jest małym ziarnkiem piasku*. Wiedziała, że popełniła błąd, dała sobie wmówić, że wszystko w jej życiu musi mieć sens, wszystko musi być wartościowe.
*jest też wersja w której ziarenko pisaku Wendy zastąpiła „kawałkiem mięsa mknącym przez kosmos na skale”/ chunk of meat hurtlig through space on a rock/
„Nie potrafię wytłumaczyć tego uczucia ulgi. Czułam się tak jakby moje ciało pozbyło się całego nagromadzonego kortyzolu i pierwszy raz mogłam odetchnąć pełną piersią. Pierwszy raz od dłuższego czasu. Popatrzyłam w niebo, pomyślałam, że życie może być bezsensowne, ale jednocześnie całkiem dobre” – mówi teraz. „Nihilizm był właśnie tym, czego potrzebowałam.” Wendy Syfret zdaje sobie sprawę, że akurat nihilizm nie ma najlepszej reklamy.

Nihilizm, od greckiego nihil, które oznacza nic, jest nurtem filozoficznym. Nihilistą czasów starożytnych był Gorgiasz, później ten ruch kojarzono z Friedrichem Heinrichem Jacobi, czy Friedrichem Nietzsche. Nihilizm jest często łączony z pesymizmem. Według nihilistów ludzkie życie nie ma sensu i zmierza donikąd. Wszystkie nasze wysiłki są na nic, po co więc się męczyć? – pytali nihiliści.
„Słoneczny nihilizm jest oderwany do tej destrukcyjnej i przygnębiającej części. Tu bezsens jest szansą na złapanie dystansu, wzięcie głębokiego oddechu i przemyślenie, tego co się dzieje dookoła nas. Jest jak biała kartka, która pozwala nam od nowa nauczyć się cieszyć chwilą teraźniejszą, jej chaosem, tym, że żyjemy” – tłumaczy Wendy.
Wendy Syfret dodaje, że szczęśliwy nihilista cały czas musi wstać z łóżka i coś ze sobą zrobić. A jak już coś robi, to musi się liczyć z podstawowymi zasadami fizyki: akcja – reakcja. Szczęśliwy nihilizm nie jest oderwany od życia i rzeczywistości. Ale jak twierdzi Syfret zdejmuje z nas presję, którą sami na siebie nakładamy.
„Fajnie mieć pracę, która jest wartościowa i którą się lubi. Szczęśliwy nihilista wie, że równie ważne jest to ile zarabia, czy ma etat i jak traktują go przełożeni i inni współpracownicy” – mówi Syfret.
Zauważa też, że świat szybko się zmienia. Nasi rodzice pracowali po to, aby zarobić na życie, na rodzinę. Nam, a jesteśmy z Wendy praktycznie równolatkami, wmówiono, że praca ma być ważna i pożyteczna. Młodsze pokolenie to chyba idealni kandydaci na nihilistów, tych pogodnych oczywiście. Nie tylko chcą robić wartościowe rzeczy z fajnymi ludźmi, za dobre pieniądze, ale negocjują również owocowe piątki, a jak się zmęczą to idą na drzemkę w firmowym hamaku.
Pogodny nihilizm to również marnowanie czasu na odpoczynek. I jest w tym sens. Tylko wypoczęci możemy się mierzyć z nowymi wyzwaniami, uczyć się nowych rzeczy. Nuda rozwija naszą kreatywność.
„Nie mówię również, że szukanie jakiegokolwiek sensu jest bezsensowne” – śmieje się Wendy.
Jeszcze pod koniec tamtego stulecia ludzie zdecydowanie częściej szukali sensu życia w rodzinie. Byli też bardziej religijni. Dziś sporo uwagi poświęcamy zarobkom i temu jak możemy sensownie zarobione pieniądze wydać. Jeszcze niedawno liczył się przepych – dużym dom, drogi zegarek, wakacje za granicą. Dziś młodzi myślą już ciut inaczej – nie dla nich jest konsumpcyjny fast food, ale i na nich marketingowcy zastawiają pułapki. Syfret zwraca uwagę na przykład na trend selfcare. Czy dbanie o siebie musi kosztować duże pieniądze? Ile czasu musimy poświęcić na nakładanie kolejnych warstw kremu? Czy te kremy działają? Czy nie wolelibyście spędzić tego czasu ze znajomymi i rodziną? – pyta.
Współcześnie nadal kochamy kupować, szczególnie jeśli do naszych zakupów doklejona jest ideologia. Fantastycznie działa wzmianka o ratowaniu Ziemi, o pomocy dla biednych, ofiar kryzysów, czy pomocy dla zwierzaków. Kupujemy kolejne buty zrobione z rybackich sieci, sweter z recyklingu, ekokubek, z którego część zysku przeznaczona jest na organizację proekologiczną. Ile takich kubków macie? Tak serio, potrzebny wam jest jeden, więcej nie ma sensu kupować – pomyślałby rozsądny, szczęśliwy nihilista.
„Moja wersja nihilizmu zakłada, że przestajemy być pępkiem świata. Nic nie musimy, ale możemy. Warto się nad tym zastanowić. Warto też pomyśleć czy jesteśmy w danym momencie szczęśliwi. Ten moment to może być wszystko, co mamy” – dodaje Wendy.
To jest granica między pozytywnym nihilizmem i jego bardziej pesymistyczną wersją. Mamy wybór. Skoro nie jesteśmy pępkiem świata, ale musimy coś robić w życiu, to może warto się zdecydować na robienie dobrych rzeczy. „Dla mnie chyba najważniejsza jest ekologia, ratowanie świata przed zagładą, którą sami mu szykujemy. Dla innych to może być rodzina i dbanie o więzi rodzinne. Dla kogoś innego to może być religia” – mówi.
Okazuje się, że nihilizm wrócił do łask. Lubi go pokolenie Instagramu i TikTok. Na TED talk można posłuchać wykładów o pogodnej stronie nihilizmu.
Wendy Syfret „Pogodni nihiliści”/